niedziela, 31 grudnia 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #75 - ostatni raz w tym roku


Jakiś kilometr przed metą dzisiejszego parkruna Kreska zaczęła trochę marudzić, że uwierają ją buty. Jeszcze kilka miesięcy temu potraktowałbym to jako niezły wykręt, ale tej zimy póki co to ja jestem ten wolniejszy i od czasu do czasu muszę przyjąć na klatę słowa:

- Tato, ty biegniesz czy idziesz??

W każdym razie te uwierające buty zmotywowały mnie do sprawdzenia, już na mecie, że tak naprawdę Kreska od nie wiem jakiego czasu, ale biega z podkurczonymi palcami. Człowiek już zapomniał jak to jest zmieniać buty, nie wtedy kiedy się rozlecą, ale wtedy, kiedy po prostu się z nich wyrasta.

czwartek, 28 grudnia 2017

Kącik biegowego melomana: Sting - Nothing Like The Sun

Całkiem niedawno, dwa albo trzy lata temu, jedziemy Michała samochodem, rano na start jednego z pierwszych biegów Tricity Ultra - 80 dookoła Trójmiasta. Michał wrzucił do odtwarzacza CD koncert Stinga i zaczynamy odpływać w milczeniu. Za kilkanaście minut rozpoczniemy całodniowe zmagania z dystansem, czasem, pogodą, własnymi słabościami. Relaksujemy się, wpadamy w cudowne odrętwienie, Sting śpiewa Be Still My Beating Heart, albo cokolwiek podobnego, mamy głowy oparte o zagłówki, samochód stoi na czerwonym świetle... normalnie faza ZEN tu-i-teraz. NAGLE:

- A mógłbyś to Michał trochę ściszyć??!!! - z cudownego odrętwienia wyrywa nas pretensja Dominika.

To zdanie dosłownie wykręciło nam nasze delikatne, kulturalne wory niczym w Tygrys w Samowolce. Boleśnie wróciliśmy z kosmosu uniesień na to ciemne skrzyżowanie i zobaczyliśmy troglodyckie odbicie Dominika w szybie, z której właśnie wycieraczki zbierały poranną mżawkę.

Ta scena jest moim pierwszym skojarzeniem na słowo Sting... dziękuję Ci Dominiku.


środa, 27 grudnia 2017

Kącik biegowego melomana: Nick Cave and The Bad Seeds - Henry's Dream

Dni, które zmieniały moje życie było przynajmniej kilkaset. Mam na myśli chwile, kiedy lekko przestawiał się ster mojej wrażliwości popychany piosenką, filmem czy książką, którą przeczytałem. Jeden z tych dni nastąpił we wrześniu 1992 roku kiedy przez chwilę w tv zobaczyłem clip do "I had  a dream, Joe" - Nicka Cave'a. To było kilkadziesiąt sekund opatrzonych komentarzem w stylu "Nick Cave znany z formacji The Birthday Party powraca z siódmym solowym albumem o tytule Henry's Dream". Chwyciłem kawałem kartki i ołówkiem zapisałem wszystkie informacje jakie zapamiętałem.
 

W tym momencie po raz kolejny zastanawiam się jak można było żyć bez internetu. Nawet czuję pewien rodzaj dumy, że jestem, a pewnie jest nim także zdecydowana cześć z nas, pokoleniem, które równie sprawnie potrafiło poruszać się w świecie bez internetu jak i świecie dzisiejszym. Pokoleniem w dziejach ludzkości unikalnym.

No więc dzień później, albo po pierwszym kolejnego miesiąca, kiedy dostałem kieszonkowe i stać mnie było na czyste kasety, popędziłem do wypożyczalni płyt CD ze zmiętą karteczką z napisem Nick Cave - Henry's Dream.

wtorek, 26 grudnia 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #74 - "Jest wtorek - jest parkrun!!"

Dziś jest 26 grudnia, drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, wtorek... właśnie wróciłem z parkruna. I ciężko powiedzieć co jest tutaj bardziej dziwne. To, że po raz pierwszy w grudniu poszedłem pobiegać, czy to, że biegliśmy oficjalny parkrun we wtorek.


W tym roku po raz pierwszy w Polsce obchodzimy dwie specjalne edycje tego biegu. Pierwszą dzisiaj, a druga czeka nas 1 stycznia - w poniedziałek. Biegi są prowadzone normalnie, z pełną obsługą, pomiarem czasu i wynikami, które liczą się do statystyk. Co więcej, ten Noworoczny, odbywa się w różnych miejscach o różnych godzinach, od 8:30 do 10:30. Dzięki temu będzie można w ten jeden dzień zaliczyć więcej niż jedną lokalizację. Na przykład u nas możliwa będzie taka konfiguracja:
  • 1 stycznia 2018 - Gdańsk-Południe - godzina 8:30
  • 1 stycznia 2018 - Gdańsk Park Reagana - godzina 10:30
Ale jak do tego doszło, że mi, po miesiącu zamykania się w sobie, zachciało się dziś biec? Odpowiem słowami piosenki: nie wiem. Wczoraj wieczorem kiedy zapytałem chłopaków koordynatorów czy jest potrzebna pomoc na dzisiaj dyskusja szybko zeszła na tematy ilości alko, które pochłaniają, zaraz potem były kolędy i memy, które przetłumaczyć można było tak: "Coooo??? JA NIE DAM RADY zorganizować parkruna?!?!"

czwartek, 21 grudnia 2017

Portret biegacza w dołku

Noszę się tym wpisem od kilku tygodni. Czuję, że jeżeli nie zrobię tego podsumowania, a raczej wiwisekcji na samym sobie, to każdy inny wpis, czy to o książce, płycie, parkrunie, czy o tym jak Dominik z Michałem wyciągnęli mnie w poprzedni poniedziałek wieczorem nad morze abym popatrzył jak Dominik się kąpie oraz jak Michał zmienia zdanie i stoi w kurteczce z przewieszonym przez ramię ręczniczkiem patrząc jak Dominik się kąpie :) ... każdy kolejny wpis byłby w połowie pusty, byłby tylko makijażem nieumiejętnie pokrywającym smutną twarz.

niedziela, 26 listopada 2017

Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci.

Tydzień temu robiąc tygodniowe zakupy w Lidlu wpadła mi w rękę ta książka. Swoją drogą to jest całkiem ciekawy znak czasów, że byłem tego samego dnia w EMPIKU i przeglądając książki czułem się jak frajer patrząc na ceny i mając jedną myśl w głowie: w necie wszystko taniej. Ostatecznie kupiłem tam tylko kątomierz dla córki :) zaś literaturę nabyłem gdzieś między ziemniakami a jogurtem. Zachęciły mnie dwie rzeczy:
  • 29,90 zł,
  • oraz to, że lubię czytać o górach.

Ale tak naprawdę nie za bardzo lubię jeździć w góry. Mówię poważnie. Nigdy jakoś szczególnie mnie to nie kręciło, ani jak byłem harcerzem i z całą drużyną regularnie kilka razy na rok jeździliśmy na wymianę do Nowego Sącza i stamtąd złaziliśmy całą okolicę. Ani nie kręcą mnie jakoś szczególnie biegi górskie, choć trzeba jeździć na południe dlatego, że te najciekawsze biegi po prostu tam są. A tak naprawdę totalnie ostatnią rzeczą o jakiej marzę, kiedy będę miał ochotę rzucić wszystko to Bieszczady.

sobota, 18 listopada 2017

7 rzeczy, których brakowałoby mi gdybym przestał biegać

Piotr Oleszak mi tę fotę zrobił :)

Głębokiego wdechu jesiennego, zimnego powietrza. Wiem, że brzmi to tak niepoważnie jak Paulo Coelho, ale z jakiegoś powodu połowa blogowych tekstów o bieganiu, które można znaleźć w internecie brzmią jak cytaty z Alchemika (druga połowa to oczywiście  spotkania motywacyjne dla sprzedawców garnków). Brakowało by mi tego uczucia, kiedy po przebiegnięciu kilkuset metrów tętno wzrasta, oddech przyspiesza, a w głowie masz uczucie ulgi bo już nie cofniesz się, nie zmienisz zdania, będziesz biegł. I wtedy zaciągasz do płuc te najprzyjemniejsze, głębokie, pełne oddechy powietrza w temperaturze 6 stopni Celsjusza. Zaciągasz to powietrze całkiem bezkarnie. Dobrze wiesz, że nie zrobi Ci krzywdy.


środa, 15 listopada 2017

Sentymentalny Maraton Dominika


Dominik lubi biegać maratony.

Brzmi to mniej więcej tak jak "Ala ma kota" albo "Joszczak lubi mieć izotoniki". Po prostu Dominik postanowił sobie, że będzie do końca życia raz w miesiącu biegł maraton albo ultra. Absolutnie nie chodzi tutaj o oficjalne biegi za kasę. Chodzi o to, aby udowodnić sobie, że wciąż może wstać zza biurka i ruszyć na 42 kilometry albo więcej po okolicy. Rok temu towarzyszyłem Dominikowi w większej części jego biegów. W tym roku jest różnie. Ja raz biegam raz nie. Raz się obrażam na bieganie, a raz biegam za rękę przez bezkresne łąki uniesienia ;)

sobota, 4 listopada 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #66 - Słomiany wdowiec

Żona mnie zostawiła. Nie tak jak niektóre żony potrafią zostawić, ale tak bardziej lajtowo, na kilka dni. Co więcej zostawiła wszystkie dzieci. Sobotni poranek, który do tej pory wyglądał tak, ze budziłem się o 8:40 i z jednym otwartym okiem turlałem się na dół na start, ewentualnie biorąc ze sobą córkę zamienił się dziś w całkiem poważny projekt :)


piątek, 3 listopada 2017

Test słuchawek: Koss The Plug

"Po 40-tce czas płynie inaczej" - taki frazesik wymyśliłem, aby wytłumaczyć się, także sam przed sobą, dlaczego z recenzją tytułowych słuchawek czekałem ponad rok. Ale fakt, że czekałem rok aby kolejna recenzja pojawiła się na tym blogu - sam w sobie jest recenzją. Po prostu trafiłem na słuchawki, które sprawiły, że straciłem potrzebę kupowania kolejnych. Przynajmniej na jakiś czas, bo nowe słuchawki pojawiają się w moim domu czy tego chcę czy nie, chociażby jako dodatek do telefonów, czy na potrzeby dzieci.


Koss The Plug trafiły do mnie w pewnym sensie z polecenia. Rok temu przeczytałem na blogu Heavy Runs Light recenzję ... ekstatyczną. Nie dziwiłaby mnie, gdyby dotyczyła słuchawek za więcej niż 500 zł, ale w tym przypadku te dziwaczne Kossy kosztowały 10 razy mniej! Takie zestawienie, czyli polecenie człowieka, który od serca i ucha napisał napisał mega pozytywną recenzję + cena, którą można zaryzykować sprawiło, że kilka dni później stałem się właścicielem swoich własnych pomarańczowych, piankowych Kossów.

środa, 1 listopada 2017

Rzeka dzieciństwa oraz wizyta o jeden krok dalej czyli dlaczego Żuławy są świetne do biegania


Jest taka ścieżka, którą biegałem równie często jak teraz po zbiornikach retencyjnych. To ścieżka mojego dzieciństwa. Tutaj pod koniec podstawówki szlifowałem formę na zawody rejonowe na 1000 metrów. Do dzisiaj nawet nie byłem pewny jakie ja wtedy biegałem dystanse. Tym bardziej nie wiem i nie dowiem się w jakim czasie. A było to tak, że przechodziłem przez tory i ruszałem ile tchu było w płucach prost przed siebie. Biegłem tempem takim aż do odcięcia, albo do tamy za zakrętem. Tam padałem na trawę, dochodziłem do siebie, jak był sezon to jadłem kilka dzikich jabłek i spokojnym truchtem wracałem do domu. Od czasu do czasu biegłem jednak dalej, do drewnianego mostu. To był taki bieg, po którym do domu wracałem już tylko na piechotę, bo nie byłem w stanie wykrzesać nawet truchtu.

poniedziałek, 30 października 2017

Kącik biegowego melomana: Oasis - (What’s the Story) Morning Glory?

Tak jak wspomniałem, będzie trochę więcej kącika teraz. Nic się nie zmienia, muzyka jest dalej moją największą motywacją do biegania a pisanie o niej po prostu sprawia mi przyjemność.

Najczęściej wybieram płyty, które dobrze znam, które lubię, zupełnie jak w Rejsie :) I o nich bardzo łatwo się pisze, każda z nich kojarzy mi się z jakimś fragmentem mojego życia, który mogę tutaj przywołać.

Ale są też takie pozycje, które słucham na zasadzie "ludziom się podoba, dowiedzmy się więc do cholery dlaczego". W swojej muzycznej edukacji całkowicie ominąłem grunge i britpop, czyli dwa główne nurty, którymi przesiąkał świat w trakcie mojego liceum i studiów. Jest kilka zespołów-fenomenów, których t.o.t.a.l.n.i.e nie rozumiem i od czasu do czasu sprawdzam czy coś się nie zmieniło. Jednym z nich jest Oasis.


"Oasis to największy zespół świata" - powiedział kiedyś jeden z braci Gallagherów. Być może była to tylko prowokacja, która miała nawiązać do słów Lennona, że "The Beatles są teraz popularniejsi od Boga". Ale jeżeli świat się zachwyca, sypią się ekstatyczne recenzje, a sam Tony Blair powiedział publicznie, że codziennie przed pracą słucha Definitely Maybe...  to może po 22 latach od wydania (What’s the Story) Morning Glory? warto wreszcie tej płyty posłuchać!?

niedziela, 29 października 2017

"Cały czas tutaj stałeś tato?"


Mam wrażenie, że takie wiatry jak te zapowiadane na ten weekend to my mamy cały czas. Jest końcówka października, mieszkamy nad morzem, to czego innego można się spodziewać niż wiatru z deszczem? Ale trzeba przyznać, że od kiedy wiatrom w Polsce zaczęto nadawać imiona to brzmią trochę groźniej. Na przykład ten co niby teraz jest nazywa się Grzegorz. Zamykam oczy i w wyobraźni widzę Grześka, z którym byliśmy na Łemko jak stoi z flagą "Pruszcz Biega" i jest groźny. Aż strach wyjść pobiegać.

Umówiliśmy się z Dominikiem na rano. Głownie po to aby tradycyjnie trochę ponarzekać :) Przy okazji chcieliśmy też trochę pobiegać. Pomysłów było kilka. Nad morze aby zobaczyć duże fale? Za słabo wiało aby spodziewać się czegoś zapierającego dech w piersiach, poza tym to 24 km, zajęło by nam z 4 godziny :) Może w stronę Straszyna, albo tradycyjny Otomin? Postanowiliśmy ustalić to kiedy się już spotkamy.

sobota, 28 października 2017

Kącik biegowego melomana: Genesis - Foxtrot


Pamiętacie jaki był Wasz pierwszy adres emailowy? Ja doskonale pamiętam ten moment kiedy był zakładany. Na pierwszych zajęciach z informatyki na Politechnice Gdańskiej w 1995 roku profesor prowadzący ćwiczenia oznajmił, że na początku pozakłada nam adresy emailowe. I każdy z nas miał wybrać swój login.

- Login? Czyli co to ma być? - zapytał ktoś z grupy
- No jakieś słowo, bez polskich znaków, z którym się identyfikujecie... Na przykład coś co bardzo lubicie! - odparł prowadzący ćwiczenia

Nikt nie powiedział nam, że najlepiej aby login był kombinacją np. pierwszej litery imienia i nazwiska, albo jakkolwiek inną podobną konstrukcją, która będzie nas mogła potem identyfikować w cyfrowym świcie. Miało to być coś... co po prostu lubimy.


Parkrun Gdańsk-Południe #65 - Halloween 2017


Na wstępie kilka zdań wyjaśnienia, dlaczego kilka tygodni temu zniknęły moje parkrunowe relacje. Stało się dlatego, że w pewnym sensie stały się one trochę dla mnie niezręczne bo... bo zostałem podstępem wciągnięty na listę oficjalnych parkrunowych koordynatorów :) Już wcześniej raz zdarzyło mi się założyć niebieską (wtedy jeszcze żółtą) kamizelkę dyrektora i z megafonem obwieścić start wyścigu, ale wtedy to było wyłącznie jednorazowe zastępstwo. Teraz jest trochę bardziej na stałe. Dostałem tajne kody do zaplecza parkrunowego cmsa i poza mierzeniem czasu i skanowaniem tokenów mogę także publikować wyniki na stronie :) I jeszcze jedno - mam też dostęp do admina fanpage, więc jak ktoś pisze "do parkruna gdańsk-połdunie" to może się zdarzyć, że ja odpiszę :) Miłosne listy do Tobiasza czy Pawła trzeba teraz pisać na priva :)

Grupa parkrunowych koordynatorów powiększyła się nie tylko o mnie. Do Tobiasza i Pawła dołączyli także Kamil i Leszek. Wszyscy razem, także z powiększającym się gronem wolontariuszy, dbamy, aby było fajnie i idea się rozwijała. I żeby nie trzeba było odwoływać biegów :)

Ale w kontekście moich cotygodniowych wpisów powstał pewien problem. No bo jak mam skrytykować organizację, do której jedną nogą wszedłem? Teraz już zawsze musi mi się wszystko na 100% podobać, heh :)

* * *

Skoro już mamy ustalone, że parkrun jest w porządku, to zadajmy pytanie czym się wyróżnił dzisiejszy?

czwartek, 26 października 2017

Foxtrot


Moja przerwa w bieganiu ostatecznie nie trwała aż tak długo. Dużo bardziej dramatycznie wyglądało to z perspektywy dwóch ostatnich wpisów na blogu niż było w rzeczywistości. Ja tylko napisałem, że bieganie mnie zawiodło (bo zawiodło!) i nie będę zapisywał się na oficjalne biegi bo one mnie stresują kiedy biegnę na końcu stawki. Joszczi się śmiał ze mnie, że dramatyzuję jak baba a Dominik dodał, że w kolejnym odcinku telenoweli znajdę w bagażniku rolki. Może tak właśnie było, nie przeczę, mam świadomość małego focha, którego strzeliłem, ale cała ta sytuacja uświadomiła mi, że drogą, którą idę to po prostu wypadkowa mikroczynników, które ją determinują.

sobota, 21 października 2017

W sumie to smutna sprawa pojechać na wycieczkę bez butów

Sięgam pamięcią wstecz i właśnie uświadomiłem sobie, że po raz pierwszy od 5 lat pojechałem na wycieczkę bez butów. Nie chodzi o to, że zapomniałem. Każdy biegacz doskonale wie, że nie ma czegoś takiego jak "zapomnieć butów na wyjazd". Ten, który kiedykolwiek po prostu zapomniał jest zwyczajnym oszustem, a nie biegaczem. Można zapomnieć zabrać dowodu osobistego na własny ślub, ale nie można ot tak po prostu nie wrzucić butów do biegania do walizki/bagażnika. Tak więc nie zapomniałem swoich butów. Wychodząc z domu omiotłem wzrokiem moje zielone Salomony leżące w łemkowskim błocie na balkonie. Zwolniłem lekko przy szafce z butami i unosząc kącik ust delikatnie do góry przeszedłem slalomem między Ecco Biomami i minimalistycznymi Kalenji. Wsiadłem do samochodu, zajrzałem jeszcze raz do bagażnika i upewniwszy się, że na pewno nie ma w nim moich zastępczych Asicsów, przekręciłem kluczyk i pojechałem przed siebie.



Przeżywam to rozstanie jak nastolatka. Pieszczę się nad sobą jak panna, która zrywa z chłopakiem, którego kocha wmawiając mu jakieś banialuki w stylu: "byłeś dla mnie za dobry, więc nie mogę z tobą być dłużej, nie zasługujesz na mnie, znajdź sobie lepszą".

Taka właśnie jest moja relacja z bieganiem. It's complicated.

wtorek, 17 października 2017

Łemkowyna Ultra Trail 70 - Fin de siècle

Ten wpis ułożył się mojej głowie gdzieś tak w połowie drogi między Puławami Górnymi a Przybyszowem. Mniej więcej wtedy uświadomiłem sobie, że nie zdążę na 17:15 na przedostatni punkt zlokalizowany 13 km przed metą. Szkoda, bo przez więcej niż połowę trasy naprawdę wierzyłem, że łącząc ze sobą marsz i trucht dam radę zmieścić się w limicie i dotrzeć przed 20-stą na metę w Komańczy. To miała być fajna klamra. Trzy lata temu właśnie tutaj debiutowałem w biegu górskim. I tutaj chciałem (przynajmniej na jakiś czas) zakończyć moje "bieganie" w oficjalnych imprezach. Gdyby stało się tak, jak sobie to wizualizowałem, czyli wbiegając na metę o 19:59 na minutę przed końcem czasu - byłbym spełniony... I przez większość biegu na to się zanosiło, w Iwoniczu miałem 45 minut zapasu do limitu. W Puławach zapas spadł do pół godziny. Miał wystarczyć do mety, ale na podejściu na Skibce, które i w 2014 i w 2015 zapamiętałem jako stosunkowo łatwe po prostu mnie zatrzymało i ostatnie 10 minut zapasu, które miałem wyliczone w głowie oddaliło się jak plecy Maćka Więcka biegnącego ŁUT150, który właśnie mnie wyprzedził.

czwartek, 5 października 2017

Bieg Taty Świnki Peppy

Tematy biegowe w szeroko pojmowanej "kulturze" to zawsze coś, na co z większą atencją zwracam uwagę. Czasami docierają z miejsc, które ciężko byłoby o to nawet podejrzewać.

Od ponad dekady mój mózg jest ze wszystkich stron atakowany bajkami dla dzieci. Nauczyłem się funkcjonować w takim świecie, wyłączać na niepotrzebne dźwięki i skupiać na swoich rzeczach. Nawet jeżeli atakuje mnie z jednej strony walkthrough przez świat Mincraft, z drugiej My Little Pony a z trzeciej Świna Peppa... aż tu NAGLE...

Odrywam oczy od komputera i odwracam się w stronę telewizora. Oglądam przez chwilę i nie wierzę. Leci odcinek przygód Świnki Peppy i dotyczy on biegów długodystansowych! Odcinki są krótkie, ledwie 5 minut. Zabieram pilota mojemu synowi i przewijam do początku. Oglądam raz jeszcze z pełnym zaciekawieniem... No nie wierzę! W tym odcinku musiał maczać palce, ktoś, kto doskonale zna temat biegów długodystansowych i kilka fajnych smaczków przemycił.

Historia zaczyna się burzą. Po gwałtownej ulewie dach przedszkola zaczął przeciekać i rada rodziców zdecydowała się zorganizować bieg fundowany.




- Tato Świnko jak daleko dobiegniesz?
- Cooo? Mogę biec dokąd sobie Pani życzy!

poniedziałek, 2 października 2017

"Dwa błąkające się łosie" czyli relacja z Maratonu Puszczy Bydgoskiej


Ta jesień miała wyglądać zupełnie inaczej. Miałem być szczupły i w pełni formy :) Marzenia pozostały tylko marzeniami, ale nie oznacza to przecież, że mam odpuszczać sobie drobnych perwersyjnych przyjemności. Jedną z nich był wczorajszy start w Maratonie Puszczy Bydgoskiej. Na ten bieg zapisałem się bardzo dawno temu, a zrobiłem to z kilku prostych powodów:
  • szukałem startu na 2 tygodnie przed Łemkowyną jako ostatnie większe przetarcie,
  • ten bieg był blisko - 170 km ode mnie, nie trzeba było jechać poprzedniego dnia i szukać noclegów, tylko wystarczyło wstać o 5 rano i w 2 godziny dotrzeć na start prostą i pustą  A1
  • opłata była bardzo rozsądna, jeżeli się nie mylę to 50 zł w pierwszym terminie (Dominik płacił)
  • do wyboru były trzy trasy: 21, 42 i 60 km - decyzję, którą się biegnie można było podjąć na trasie, bo opłata była taka sama dla każdej z nich
  • bieg był w 99% po lasach, po terenach Puszczy Bydgoskiej.

Kiedy w sobotę rano, gdzieś między 5:30 a 6:00 rano sunąłem razem z Dominikiem A1 na południe i podziwialiśmy wschód słońca nad Tczewem zapytałem się:

- Dominik, Ty jesteś z Bydgoszczy, powiedz mi, czy ta trasa jest łatwa czy trudna?
- No co Ty! Łatwizna, tylko jeden pagórek - odpowiedział.

Kilka godzin później miałem okazję przekonać się jak bardzo kłamał...

niedziela, 24 września 2017

Krótka historia czerwonej koszulki


Pisałem już rok temu post pod takim samym tytułem. Zrobiłem wtedy podsumowanie swoich biegowych przygód z parkrunami zwieńczone przebiegnięciem tego 50-tego parkruna i odebraniem czerwonej koszulki. Tym razem jestem tylko narratorem historii, której bohaterem jest moja córka.



Historia rozpoczyna się tak naprawdę 3 sierpnia 2007 roku, ale w tedy w Polsce nie ma jeszcze biegów parkrun.

Za to w kwietniu 2015 roku pierwszy świadomy dialog wygląda następująco:

- "Pokaż mi tę koszulkę, którą dostanę jak przebiegnę 10 razy?" - zapytała się mnie moja najstarsza córka dziś rano po przebudzeniu. Otworzyłem google, znalazłem i pokazałem.
- "A pokaż mi jaką dostaje się za 50 razy?". -"Ładna czerwona..."


Taki dialog miał miejsce 2.5 roku temu. Naprawdę nie miałem wtedy żadnych planów, aby bieganie z córką stało się moim cosobotnim rytuałem. Wtedy po prostu chciałem być miły i nie odgraniczać mojego hobby od rodzinnego spędzania czasu.

Kreska, pozwól, że w dalszej części tego wpisu zwrócę się bezpośrednio do Ciebie:

poniedziałek, 18 września 2017

Dlaczego poszedłem na koncert The Sisters of Mercy i jestem z tego powodu zadowolony?

Aby zrozumieć dlaczego jestem zadowolony z powodu uczestnictwa w najgorszym koncercie mojego życia muszę opisać wstęp, który pewnie będzie dłuższy od samej relacji z koncertu.


Wszystko zaczęło się 23 listopada 1990 roku. Tego dnia Tomek Beksiński w audycji Czas na Rock w II programie PR zaprezentował mający premierę kilka tygodni wcześniej album Vision Thing. Po 27 latach to wciąż ostatni studyjny album z premierową muzyką jaki nagrała grupa The Sisters of Mercy. Wtedy kompletnie nie znałem tego zespołu. Może parę razy koledzy mojej siostry użyli tej nazwy, ale na wydany kilka lat wcześniej Floodland byłem po prostu za młody. Kiedy w ten piątkowy wieczór 27 lat temu Tomek skończył swoją przemowę zachwalając płytę byłem do tego stopnia nakręcony, że nerwowo trzymałem palec na przycisku "rec" mojego magnetofonu. I kiedy wreszcie poszły w eter pierwsze dźwięki po prostu leżałem na dywanie i dziękowałem losowi, że nie przegapiłem tej audycji i mam szansę ją nagrywać. Miałem wrażenie, że słucham najgenialniejszej muzyki świata, zakochałem się bezgranicznie w ciągu kilku pierwszych minut i ta miłość jak się okazało - trwa do dziś.

niedziela, 17 września 2017

Kolbudzka poniewierka


Tytuł jest lekko zaczepny, bo w ten weekend miała miejsce aktualnie największa rozmachem spośród imprez ultra biegowych na pomorzu - Kaszubska Poniewierka. Byłem na starcie edycji zerowej tego biegu - dwa lata temu w okolicach Wieżycy. Wtedy biegło mniej niż 10 osób. Dzisiaj to już porządna impreza. Może za rok uda mi się doprowadzić do stanu, kiedy udział w 100 km biegu z limitami czasu miałby sens? Póki co przebiegłbym może połowę... a dłuższe dystanse zdecydowanie lepiej biega się bez limitów :)

Planowanie Gardy


W dzisiejszym popołudniowym wpisie o parkrunie zapowiedziałem temat jeziora Garda. Można by zadać pytanie dlaczego nosi mnie do Włoch, kiedy wciąż kilka jezior z polskiego TOP10 jest przede mną? Odpowiedź jest prosta. W Polsce za chwilę będziemy mieli deszcz/wiatr/deszcz ze śniegiem/śnieg/błoto pośniegowe a na koniec raz jeszcze spadnie śnieg na Wielkanoc. Tymczasem za każdym razem kiedy wspominam zeszłoroczną wycieczkę z Dominikiem celem obiegnięcia Lago d'Iseo zestawiam w głowie dwie liczby. Pierwsza z nich do data: 25 listopada, a druga to temperatura: 18 stopni.

Bilety

Jest jeszcze jeden argument. Bilety lotnicze z Gdańska do Bergamo są obrzydliwie tanie!! Lata stąd i Ryanair i Wizzair. Można dowolnie żonglować datami i nie ma opcji aby nie zmieścić się w 100 zł w obie strony. A jeżeli jeszcze trochę pokombinować to można zejść do 60-70 zł.


sobota, 16 września 2017

III Bieg "Czyste Miasto Gdańsk" czyli relacja z biegu, w którym nie biegłem

Relację z zeszłorocznego II Biegu "Czyste Miasto Gdańsk" zakończyłem słowami, że nie ma żadnych przeszkód aby w tym roku pobiec w pelerynie Zorro. Nawiązywałem tym do kowbojskiego kapelusza, w którym miałem pobiec rok temu zgodnie z obietnicą sprzed dwóch lat... Ale kompletnie o tym zapomniałem... :(

Pozdrowienie na 3 palce versus pozdrowienie na 2 palce
I jest mi teraz trochę smutno, bo opuściłem bieg, który jest organizowany tak naprawdę dla takich ja, a nawet dokładnie dla mnie, dla biegających rano albo wieczorami mieszkańców gdańskiego Ujeściska i Zakoniczyna. Bieg, którego trasa podąża po ścieżkach doskonale ugniecionych podeszwami naszych butów...

Parkrun Gdańsk-Południe #59


Jest kilka tematów do nadrobienia. A biorąc pod uwagę, że jest sobota, więc jest parkrun, to i okazja do wpisu doskonała.

Tych kilka tematów to:
  • turystyczny wypad nad jezioro Garda i kilka teoretycznych przymiarek do jego obiegnięcia.
  • przy okazji Gardy trzeba będzie wspomnieć o tym jak nie pobiegłem ani parkruna w Wenecji ani Mediolanie
  • koncert The Sisters of Mercy w Gdańsku
  • parkrun Gdańsk Południe #59
  • i przy okazji kilka słów o Biegu Czyste Miasto Gdańsk, którego trasa biegnie po moich terenach 

wtorek, 5 września 2017

"Snap to road" na endomondo tylko w wersji premium :(

"Pieprzeni Duńczycy!!!" 

Tak zwykł mawiać szwedzki doktor, który nienawidził duńczyków w serialu Królestwo - Larsa von Triera. Kiedyś jak jeszcze mini-mini nie było główną stacją, jaką odbiera nasz telewizor zdarzało mi się oglądać seriale ;)


Pieprzeni Duńczycy kilka lat temu sprzedali świetną aplikację jaką było Endomondo jeszcze bardziej pieprzonym Amerykanom z Under Armour. Była wtedy słynna akcja z redesignem w dwóch etapach. Było wycięcie playlist, których do dziś nie mogę przeboleć. Ale do zmiany layoutu szło się przyzwyczaić, a brak playlist, które automatycznie pokazywały czego słuchałem w czasie biegu zastąpiłem ręcznym wrzucaniem okładek płyt.

poniedziałek, 4 września 2017

Pętla Otomińska zawsze na propsie :)

Strasznie głupi tytuł wymyśliłem, wiem. Ale kiedy chcesz zrobić 20 km po okolicy i nie masz specjalnego pomysłu gdzie pobiec, wtedy kierunek Otomin wydaje się idealnym wyjściem. Tak było dziś rano.


Dominik od kilku dni delikatnie bierze mnie pod włos i niczym mąż z 20 letnim stażem znający wszystkie humory swojej żony idealnie potrafi wczuć się w psychologię swojej drugiej połowy. Podchody zaczął już kilka dni temu, kiedy wyciągnął mnie wieczorem na piwko pod garażem. Ja mu na to odpowiedziałem:

- Skoro mamy już wypić to piwko, to może najpierw pobiegniemy sobie jakąś piąteczkę po zbiornikach? 
- Nie śmiałem o to zapytać, ale byłoby cudownie! - odpowiedział


niedziela, 3 września 2017

Parkrun Toruń #108

- Ale jesteście parkrunowymi turystami, czy po prostu przyjechaliście? 

Po kilku zdaniach przywitania takie pytanie zadał nam Mariusz - koordynator biegu Parkrun Toruń.


- Tak, jesteśmy parkrunowymi turystami - odpowiedziałem mechanicznie.


W sumie pierwszy raz tak bardzo świadomie i na głos powiedziałem to co naprawdę robię. Dziś biegłem po raz 90-ty, po raz pierwszy w Toruniu - mojej 9-tej lokalizacji. Mam duszę kolekcjonera, jeżeli spodoba mi się płyta jakiegoś artysty chcę od razu poznać i zgromadzić całą jego dyskografię. No i nie potrafię sprzedawać samochodów, którymi jeździłem. Kiedy się wysłużą, ku rozpaczy sąsiadów (i mojej żony), stoją na parkingu porastając pożółkłą trawą. Tak samo jest z parkrunami. Nauczyłem się, że sobotni poranek bez 5 kilometrów w jednej z setek lokalizacji parkruna na świecie to stracony poranek. Wybierając miejsce na spędzenie weekendu, albo dłuższych wakacji zawsze następuje ten moment, kiedy otwieram główną stronę parkruna i szukam najbliższego biegu. W kwietniu strasznie się zdziwiłem, że takiego nie ma w pobliżu Barcelony, ale nie próbowałem namawiać rodziny do przeprawy przez Pireneje do Francji...

niedziela, 27 sierpnia 2017

Land Ho!

W sumie nie jest ani czym cieszyć ani czym chwalić. Ale tak jak wczoraj pomyślałem - tak dziś zrobiłem. Pierwszy raz po kilku miesiącach sam, z własnej woli, nie motywowany ani z tyłu ani z boku, wstałem i poszedłem pobiegać. Nie dużo, nie szybko, bo 5 km spokojnym truchcikiem. Na koniec wskoczyłem do wody i przepłynąłem dwie odległości między pomostami w Charzykowach, co daje równe 200 metrów.


Kondycję mam fatalną. Jednak regularne bieganie to zupełnie inny rodzaj zmęczenia niż próbowanie różnych aktywności dla stłumienia swoich wyrzutów sumienia.

Parkrun Gdańsk-Południe #56 ale tak naprawdę to o parkrunie parę słow - reszta to przemyślenia na koniec lata


Powoli zaczyna mnie nużyć nie-bieganie. Przez ostatnie 5 dni zrobiłem 100 km jeżdżąc rowerem do pracy i z każdym dniem coraz bardziej wkręcałem się w rywalizację z samym sobą. Każdego dnia chciałem pokonać ten dystans szybciej i faktycznie tak się działo. Oczywiście mówię o rywalizacji z samym sobą na miejskim rowerku za ~500 zł z sześcioma przerzutkami. Ale nie chodzi tutaj o szybkość bezwzględną, ale mierzenie się z samym sobą, zupełnie jak 5 lat temu na samych początkach przygody z bieganiem.  

piątek, 25 sierpnia 2017

Kącik biegowego melomana: Marillion - Marbles

Kącik biegowego melomana to z założenia kącik pochwał. Płyty, które tutaj się pojawiają to te, które mnie wyjątkowo poniosły w czasie biegania. Zazwyczaj dobrze mi znane perły z przeszłości, ale i czasami totalne zaskoczenia, których nie znałem wcześniej (Afghan Whigs czy Mother Love Bone). Zasada jest wspólna dla wspominanych przeze mnie płyt: chwalę je wszystkie!


Ale nie znaczy to, że biegam wyłącznie z płytami, które mi się podobają. Albo odwrotnie - nie wszystkie płyty, z którymi biegam mi się podobają. Czasami nawet zdarza się tak, że nie jestem w stanie wytrwać albumu do końca i w połowie zmieniam na inny (np. wczoraj to spotkało ostatniego Steven Wilsona, ale gość jakoś nigdy mi nie leżał, a Porcupine Tree skończyło się na Lighbulb Sun ;))

Mógłbym ten wątek rozwinąć bardziej i płynnie przejść do recenzji Marbles - Marillion. Ale prawdziwym katalizatorem, który sprawił, że po 13 latach ponownie sięgnąłem po tę płytę był Krzysiek, z którym wymieniłem kilka zdań na parkrunie, a potem na messengerze. Zobowiązałem się do posłuchania The Invisible Man i wykonałem to zadanie bardziej niż celująco, bo przez ostatni tydzień posłuchałem tego utworu nie mniej jak 10 razy, a cały album Marbles trzy razy przesłuchałem na rowerze i a potem w pracy.

sobota, 19 sierpnia 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #55 - Powrót Adama na przypisaną pozycję


  1. Tydzień temu nie udało mi się dotrzeć na parkruna z powodu wyzwania jakie podjąłem, czyli przejścia w limicie Chudego Wawrzyńca. Relacja z mojego marszu jest tutaj
  2. W nocy obudziła mnie huśtawka na balkonie, która waliła w okno w salonie. Niebo grzmiało jak tydzień temu w Rajczy. Jedyna różnica była taka, że tym razem mogłem skrócić sznurki huśtawce i pójść spać dalej zamiast mierzyć się z 55 km po górach
  3. Rano po burzy nie było śladu, a na profilu parkruna przeczytałem, że ze względu na zagrożenie pogodowe bieg może być odwołany. 
  4. Pogoda mimo szarego nieba była dość parna.
  5. Na start wybrałem się z Kreską. 
  6. U Kamila w domu wczoraj deklarowało się 5 osób na start, ale około 2 nocy spadł im impet do tego stopnia, że ostatecznie na starcie Kamil zjawił się sam.
  7. Z Kreską truchtaliśmy niemal na samym końcu w tempie około 7 min/km
  8. Na przesmyku przez chwilę pomyliłem się w obliczeniach i nie zauważyłem Tomka Bagińskiego, który poleciał do mety zanim dotarłem do przesmyku. Kiedy pojawił się Adam Baranowski pomyślałem, że biegnie pierwszy. Krzyczę więc do niego: "Adam, co ty robisz?? Zwolnij!". Adam na to dramatycznie odpowiada: "Ale przecież jest DOBRZE!!!" Jestem DRUGI". Rozejrzałem się i faktycznie przed Adamem zobaczyłem plecy Tomka. "Sorka Adam, rób dalej swoje, good job!".
  9. Kiedy chwilę później z przeciwnej strony nadbiegł Krzysiek Łapuć w jego spojrzeniu wyczytałem naszą niedokończoną dyskusję. "Mimo, że lubię Brave, Misplaced Childhood to genialna płyta" - spojrzał na mnie bez słów Krzysiek. "To prawda, w sumie najczęściej do niej wracam, choć lata temu tą moją naj naj naj było Fugazi, ale to pewnie wynikało z prawa pierwszego słuchania" - odpowiedziałem także używając telepatii 
  10. Zatoczyliśmy jeszcze kółko na małym bajorku i dobiegliśmy z Kreską na metę na 54 i 55 pozycji w czasie 35 minut i 10 sekund.

Rzadko bohaterów dnia wybieram według klucza wyjątkowej szybkości. Częściej czynnikiem decydującym jest wytrwałość (że się chce tyle ludziom biegać, albo mewie ochockiej lecieć do Gdańska z Ochoty). Tak też jest dzisiaj. Swoje jubileuszowe biegi zaliczyli Dorota Grzegorczyk (50) i Paweł Madej (100). Gratulacje!!




piątek, 18 sierpnia 2017

Chudy Wawrzyniec AD 2017




Część pierwsza - okołobiegowa


Nigdy wcześniej nie spędziłem wakacji dwa razy w tym samym miejscu. Za każdym razem, choćby były to najpiękniejsze zakątki Krutyni czy Wigier wybieram inne miejsce na spędzenie kilku wolnych dni. Do tej pory wydawało mi się, że życie jest za krótkie, aby dwa razy jeździć do tego samego miejsca. W tym roku jednak zmieniłem swoje rutynowe zachowania i po raz drugi z rzędu, na tydzień zameldowałem się z całą rodziną w Ujsołach. Dodatkowo wyciągnąłem Kamila, dla którego miał to być debiut w górskim ultra.

sobota, 5 sierpnia 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #53 - Powrót Adama


  1. Ponieważ zawitał do nas po długiej przerwie Pan Adam Baranowski, pozwolę sobie na jego cześć opisać dzisiejszy parkrunowy bieg - w punktach.
  2. Pan Adam ostatni raz biegł u nas tak dawno temu, że nawet nie pamiętam. I to chyba nie tylko ja bo dziś do Adama pozostali uczestnicy zwracali się per Pan.
  3. Pan Adam zapomniał też jak to jest zająć ulubione przez niego miejsce - czyli drugie - i mówiąc prawdę wprost Pan Adam dał ciała i był dziś trzeci ;)
  4. Wygrał Piotr a drugi był Dariusz.
  5. Na dzisiejszy bieg zawitał do nas kolega z Leszna. Chcieliśmy być mili i pozwolić mu zając miejsce na podium, ale znów Pan Adam nie zrozumiał naszych intencji i sam na to miejsce wskoczył. 
  6. Odwiedził nas także kolega z Ełku. Umówiliśmy się, że będzie szczęśliwy z ósmego miejsca i tak też się stało.
  7. Był także dwóch parkrunowych globtrotterów z Konstancina, a jeden z nich zrobił dziś 25-tą lokalizację parkrunową oraz swój 100-tny bieg!!! 
  8. Generalnie było dziś baaaardzo dużo nowych twarzy. Na 71 zawodniczek i zawodników aż 22 osoby biegło tutaj po raz pierwszy!
  9. Spośród tych, co biegli po raz pierwszy było też kilka znanych twarzy, w tym Waldek Mis, podjął wyzwanie i zjawił się na starcie biegu kończąc go w pierwszej dziesiątce. Chciałem sobie nawet zrobić selfie z Misiem lustrzanką ale nie trafiłem :D
  10. Ja dziś dałem się namówić Kamilowi, który kilka dni temu biorąc ze mnie przykład wyrżnął się na rowerze ścierając łokieć i kolano, na wolontariat. W sumie za tydzień Chudy Wawrzyniec więc chwila odpoczynku po 3 miesiącach nic nie robienia się przyda :)
  11. W trakcie biegu starałem się robić zdjęcia, ale pod koniec zagadał mnie jeden z biegaczy i zaczęliśmy toczyć dyskusję na jeden z najważniejszych i najbardziej spornych tematów w hermetycznym światku prog-rocka. Czy Marillion było lepsze z Fishem czy z Hogarthem? :) Na szczęście udało nam się znaleźć płaszczyznę porozumienia zgadzając się na to, że Camel w Bydgoszczy na trasie Rajaz zagrał fenomenalny koncert w nieistniejącej już hali Astorii.
  12. Bohaterów dzisiejszego dnia mogłoby być wielu, ale moje wybory nigdy nie są sprawiedliwe, obiektywne ani oczywiste. Tytuł ten wędruje dziś na zachętę dla Waldka Misia, co by nas częściej odwiedzał :)

A tutaj wszystkie zdjęcia jakie zrobiłem:




piątek, 4 sierpnia 2017

Vegenerata sposób na zdrowie

Stojąc w empiku, gdzie wybrałem się z samego rana (najwcześniej otwarty empik - godzina 8-ma obok dworca PKP) aby kupić kartkę z życzeniami ślubnymi (dla szwagra) i urodzinowymi (dla córki) czułem cały czas dziwną obecność kogoś jeszcze... Kilka razy odwracałem się i widziałem jedynie panią kupującą poranną prasę oraz jakiegoś fana winyli, który przyszedł tam z samego rana (pewnie przez noc skończyły mu się winyle i przyszedł na głodzie po jakiegoś Davisa)... W końcu przyszła moja kolej przy kasie. Pani zapytała się, czy poza kartkami coś jeszcze podać... Zawahałem się, choć wiedziałem, że coś jeszcze powinienem kupić... Niepewną ręką zbliżyłem kartę do czytnika, odebrałem rachunek odwróciłem się na pięcie i.... NAGLE...


... stanąłem jak wryty! Znieruchomiałem na kilkanaście sekund jakby spojrzał na mnie sam bazyliszek. Spod gigantycznej papryczki chili wpatrywał się we mnie... Vegenerat Biegowy czyli Przemek Ignaszewski i jego książka - Vegenerata sposób na zdrowie.

Nie mogłem dłużej znieść tego spojrzenia. Chwyciłem książkę, zrobiłem zwrot w tył do kasy i chwilę później wyszedłem z empiku z Przemkiem pod pachą.

sobota, 29 lipca 2017

52 tygodnie z Parkrun Gdańsk-Południe

Uwielbiam podsumowania. Kilka dni temu podczas wizyty w moim rodzinnym domu w Łęgowie grzebiąc w szufladach szafki, które 20-kilka lat temu stały w moim pokoju, znalazłem kartkę napisaną NA MASZYNIE DO PISANIA z setką moich ulubionych płyt. Nie było na niej daty, ale z racji, że była na niej już cała klasyka rocka progresywnego szacuję że był to 1993 rok. Podsumowania są pielęgnowaniem pamięci o najlepszych chwilach, jakie udało nam się przeżyć, najlepszych płytach, książkach, filmach czy biegach.


Dziś jest czas na bardzo bliskie mojego serca podsumowanie. Rok temu po raz pierwszy oficjalnie pobiegliśmy dookoła zbiorników retencyjnych Świętokrzyska I i Świętokrzyska II. Liczba mnoga jest tutaj pewnego rodzaju nadużyciem, bo mnie tutaj było. W tym samym czasie 150 kilometrów dalej budziłem się i jednym półotwartym okiem patrzyłem na kojącą taflę Jeziorka, gdzie noc wcześniej pochłonął mnie rock'n'roll z okazji 10-lecia ślubu Wioli i Kamila. Tydzień później znów mnie nie było - tym razem wyjazd w góry na Chudego połączony z tygodniowym urlopem. Ale na trzecią edycję dotarłem. Wciąż nie dowierzając, że to się dzieje naprawdę... że Parkrun mam niemal pod oknem i nie muszę w piątek wcześnie iść spać aby jechać samochodem do Parku Reagana.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #51

Ciężko się pisze w dołku. Ciężko też przyznać się, że coś to się robi od 5 lat - robi się źle. Jest takie powiedzenie, którym wielokrotnie kierowałem się w pracy: jeżeli coś co robisz, nie przynosi rezultatów - nie oczekuj, że nie zmieniając niczego rezultaty nagle się pojawią.

Moje biegnie to walka z wagą. Do tej pory była to piękna przygoda, od pierwszych kółek dookoła zbiorników na Pięciu Wzgórzach. Bieganie przez wszystkie cztery pory roku, kiedy padał deszcz, wiał orkan, palio słońce. Biegałem i cieszyłem się jak dziecko, bo waga spadała, dystanse były coraz dłuższe a czasy lepsze. Wystawiłem głowę poza moje zbiorniki i zacząłem brać udział w różnych biegach, potem maratonach, biegach górskich i turystycznych wypadach na bieganie kilkudziesięciu kilometrów w różnych zakątkach świata. Waga spadła o 40 kg. Ale potem zaczęła rosnąć. Kiedyś pisałem, że bieganie mnie zawiodło. Puściłem oczko takim tytułem, ale w treści pisałem, że wyboru nie ma. Przez ostatnie 3 lata przybrałem 25 kg. I jestem w takim momencie, że dalsze bieganie z taką wagą szybciej doprowadzi mnie do poważnej kontuzji niż nagłego zrzucenia kilogramów. W pewnym sensie mogę sparafrazować poprzedni tytuł mówiąc, że zawiódł mnie trening aerobowy.

sobota, 15 lipca 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #50

Na południu Gdańska powoli szykujemy się na świętowanie rocznicy. Gdyby rok miał 50 tygodni byłoby to już dziś, a tak mamy tylko okrągły numerek - 50-ty raz spotkaliśmy się na ścieżce dookoła zbiorników Świętokrzyska I i II, a na prawdziwą rocznicę musimy poczekać 2 tygodnie. Jak to się mówi "środa to mała sobota" więc i pierwsza z okazji do świętowania jest :)


Mieliśmy ubrać się dziś na czerwono. Ola rzuciła takim pomysłem we wpisie na wydarzeniu. Skoro dziś jest 50-ty bieg, a symbolem tej liczby w parkrunowej nomenklaturze jest czerwona koszulka, to czemu nie?

sobota, 8 lipca 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #49 - Wizytacja z Pruszkowa, Łodzi i Augustowa


W końcu się doczekałem i w odpowiedzi na wczorajszy apel aby pomóc przy biegu mogłem legalnie wcielić się w rolę wolontariusza. Kreska wróciła z kolonii i po dwóch tygodniach przerwy także przyszła ze mną. Początkowo to ona założyła kamizelkę wolontariusza ale... kiedy zobaczyła że Karol z Kamilem szykują się do biegu...

- Tato, a co robi tutaj Karol? Nie powinien być na wakacjach??
- No nie,  wczoraj wrócił.
- To ja chcę pobiec!!

Tożsamość rowerzysty


Mija drugi miesiąc kiedy poruszam się po drogach Trójmiasta głównie rowerem. Rower zastąpił mi samochód i sprawdza się w tej roli naprawdę dobrze. Czasy dotarcia między założonymi punktami są nieco dłuższe niż podczas przemierzania ich samochodem, ale możliwość legalnego przemieszczania się pod prąd po Starym Mieście jest tego warta :)

W tym wpisie chciałbym poruszyć następujące tematy:
  • przepisy i kwestię podwójnej tożsamości
  • bezpieczeństwo
  • współużytkownicy ścieżek
  • infrastrukturę

Każdy z powyższych tematów w pewnym sensie na siebie zachodzi, ale jakiś podział tematyczny musiałem przyjąć, aby ten wpis miał swoją oś.

piątek, 7 lipca 2017

Is this the life we really want?

Nie ma takiej płyty, na którą czekaliśmy równie długo. Można powiedzieć, że to pierwsza prawdziwa płyta Pink Floyd od czasów Amused to Death z 1992 roku. Jedyna różnica pomiędzy poprzednim zdaniem, a prawdą jest taka, że w latach 80-tych Roger Waters przegrał proces o prawo do nazwy Pink Floyd z pozostałymi muzykami tej grupy. Ale dla mnie zawsze Pinkiem Floydem był Roger Waters...


Dwa tygodnie temu umierałem na Sudeckiej Setce. To ultramaraton, który startuje o 22:00 z najwyżej położonego rynku w Polsce. Przed biegaczami wije się 100 kilometrów ścieżek po Sudetach. Rok temu poszło mi tutaj całkiem nieźle. W tym roku przyjechałem bez odpowiedniego przygotowania i około 3 w nocy, po pięciu godzinach walki zacząłem szukać czegoś co zajmie moją głowę, dozwolonego dopingu. Czymś takim zawsze była dla mnie muzyka. O ile nie wyobrażam sobie treningu bez muzyki, na zawodach ze słuchawek korzystam jedynie w ostateczności. I właśnie wtedy nadeszła moja ostateczność... Peleton zawodników uciekł daleko do przodu. Noc była wciąż ciemna. Ani przed sobą, ani za sobą nie widziałem świateł czołówek. I wtedy przyszło mi do głowy, aby wyciągnąć z lewej kieszeni plecaka słuchawki. W komórce odpaliłem Tidala i z wielkim uczuciem ulgi stwierdziłem, że na podejściu na Chełmiec można złapać net. W takich sytuacjach nie waham się co wybrać. Zmysły instynktownie wybierają to co dla nich najlepsze...

czwartek, 6 lipca 2017

O tym jak dostałem dzban!

To było kilkanaście minut temu. Siedzę akurat w domu bo odbierałem córkę z kolonii i już potem nie chciało mi się jechać do pracy. No więc siedzę w domu a tu dzwonek do drzwi. Otwieram, a przede mną stoi listonosz i daje mi paczkę. Ponieważ nie spodziewałem się niczego pytam spokojnie:

-"To dla sąsiadów??"
-"Pan Tomasz, tak?" - pyta listonosz
-"Tak, to ja..."
-"No to dla Pana!"


Podpisuję kwitek i patrzę kątem oka na nadawcę... URZĄD MIEJSKI.... PLAC ODRODZENIA...i myślę sobie po cichu: "o w mordę, pewnie znów jakiegoś podatku nie zapłaciłem i mnie ścigają, ale czemu paczką a nie listem? :D". Czytam dalej... 58-370 BOGUSZÓW GORCE...

niedziela, 2 lipca 2017

Parkrun Gdańsk-Południe #48 - Londyńczycy przywieźli nam swoją codzienną pogodę


Tak samo jak rzutem na taśmę dziś rano wyszedłem na parkruna, tak samo piszę tę krótką relację z dzisiejszego dnia. Wakacje trwają od tygodnia, już dawno minęły czasy kiedy wakacje były wyczekiwanym czasem, kiedy wreszcie będzie więcej wolnego i będzie można nadrobić wszelkie niedokończone sprawy. Teraz wakacje, to czas chaosu i życia w sposób totalnie kombinowany. Nie ma szkoły, więc trzeba zająć się dzieciakami przez CAŁY dzień, albo zorganizować im ten czas...

- Hej, nie potrzebujecie pomocy przy biegu? - zapytałem Tobiasza kilka minut przed startem parkruna

niedziela, 25 czerwca 2017

Sudecka 100 - relacja z 29 edycji nocnego ultramaratonu

Na 29tą Sudecką Setkę zapisaliśmy się niejako automatycznie. Rok temu było rewelacyjnie, logistycznie-kompaktowo (bezpośrednia kuszetka powrotna) i jakoś inaczej duchowo. Sudecka Setka przenosi człowieka w inny wymiar, gdzie czas płynie wolno, ludzie są życzliwi a problemy znikają.

-"Ten bieg jest faktycznie inny niż wszystkie" - podsumował Piotr leżąc w sobotnie popołudnie na trawie przed dworcem PKP Boguszów-Gorce.


Uwielbiamy tam leżeć. Leżeliśmy rok temu przez kilka godzin. W tym roku, mimo że pociąg do Gdańska odchodził dopiero o 21, byliśmy pod dworcem 6 godzin wcześniej. Mieszkańcy, którzy w ciągu dnia krążyli po Boguszowie pod wieczór z niedowierzaniem zatrzymywali się i pytali na co my tyle czasu czekamy? Stare schody pod nieczynnym budynkiem dworca pełnią rolę poczekalni. Ludzie przysiadają się na chwilę, rozmawiamy o biegu, o Boguszowie, o czarnym pasie w karate, który ma mąż Eweliny ze Śląska, a ona zostawia go z trójką dzieci aby wyskoczyć na nocny ultramaraton. Każdy ma swoją historię. Moglibyśmy tam siedzieć kilka dni i ani chwili się nie nudzić...