Piotr Oleszak mi tę fotę zrobił :) |
Głębokiego wdechu jesiennego, zimnego powietrza. Wiem, że brzmi to tak niepoważnie jak Paulo Coelho, ale z jakiegoś powodu połowa blogowych tekstów o bieganiu, które można znaleźć w internecie brzmią jak cytaty z Alchemika (druga połowa to oczywiście spotkania motywacyjne dla sprzedawców garnków). Brakowało by mi tego uczucia, kiedy po przebiegnięciu kilkuset metrów tętno wzrasta, oddech przyspiesza, a w głowie masz uczucie ulgi bo już nie cofniesz się, nie zmienisz zdania, będziesz biegł. I wtedy zaciągasz do płuc te najprzyjemniejsze, głębokie, pełne oddechy powietrza w temperaturze 6 stopni Celsjusza. Zaciągasz to powietrze całkiem bezkarnie. Dobrze wiesz, że nie zrobi Ci krzywdy.
Planowania wypraw w nieznane. Najlepsze biegowe wyprawy, to te bez żadnych limitów. Bez limitu czasu ani określonych meandrów trasy. Dwa lata temu Dominik wrócił ze swojej pionierskiej wyprawy biegowej do Norwegii aby przebiec 100 km pomiędzy fiordami. Zainspirowany jego wyprawą spędziłem wiele wieczorów przed google maps, airbnb i stronami tanich przewoźników lotniczych. Część z tych planów udało się zrealizować: jednodniowe wyprawy do Szwecji i Finlandii, obiegnięcie jeziora Iseo u podnóża Alp czy nasze rodzime Łebsko i Jeziorak. Wszystko w cenie dostępnej na każdą kieszeń. Niektóre plany są wciąż na mojej desce kreślarskiej: Belfast, Garda, okolice Grenoble, Islandia, Śniardwy... Gdybym przestał biegać nie miałbym fizycznych fundamentów aby planować takie wyprawy.
Słuchania muzyki. Bieganie z muzyką to coś wyjątkowego. Bieganie to mój prywatny, intymny czas gdzie mogę w całkowitym spokoju poświęcać się kontemplacji muzyki. W bieganiu z muzyką ważniejsza jest dla mnie muzyka. Bieganie jest wtedy jedynie dodatkiem do niej. Przypadkową czynnością towarzyszącą, która usprawiedliwia moją nieobecność w domu. Przecież zupełnie inaczej brzmi: "Wychodzę z domu na godzinę, bo będę słuchał nowej płyty Petera Hammilla" niż "Idę pobiegać. Wracam za godzinkę".
Braterstwa. Bieganie to hobby dla introwertyków, ale jako gatunek jesteśmy zwierzętami stadnymi. Musieliśmy współpracować ze sobą aby zastawiać zasadzki na zwierzynę, bronić naszych osad, eksplorować nowe tereny. Dzisiaj, jakkolwiek dobrze byśmy nie wykonywali naszej pracy nachyleni nad ekranem laptopa i jakkolwiek dobrze nie zajmowalibyśmy się naszą rodziną, to siedzi w nas to uczucie, która musi znaleźć swoje ujście. Zew braterstwa. Można go realizować spotykając się z chłopakami w pubie, można chodzić na mecze kibicować swojej ulubione drużynie, ale można też biegać z kumplami. Weekendowe wybiegania z Dominikiem i Michałem uwalniają te same pokłady atawistycznej energii jak kiedyś polowanie na antylopę aby zagonić ją ma śmierć i zawlec do wioski.
Poczucia, że robię coś dla zdrowia. Brakowałoby mi poczucia względnego spokoju w kontekście zadbania o swoją sprawność, swoje arterie, nadciśnienie i inne prawdopodobne przypadłości 40-latka. Bieganie oczywiście nie jest jedyną receptą na to wszystko, czego sam ze swoimi problemami z nadwagą jestem przykładem. Ale gdybym przestał biegać i siedział w domu słuchając płyt w fotelu czułbym, że szansa na dłuższe życie przebiega za oknem, beze mnie. Oczywiście bieganie ≠ zdrowie w prostym, matematycznym znaczeniu. Bieganie jest tylko jednym z elementów zbioru warunków, których spełnienie może implikować szansę na zdrowie.
Family bonding. Jakieś 30 lat temu w teatrzyku szkolnym grałem postać Małego Księcia. Może to zabrzmi głupio, ale nigdy nie czytałem tej książki, jednak znam ją na pamięć. Znam, bo swoje kwestie nauczyłem się na pamięć, a pozostałe - poznałem w czasie prób z ust innych bohaterów. Jedną z mądrości, których wtedy pewne nie rozumiałem, dotyczyła odpowiedzialności za to co oswoiłeś. Od kilku lat wdrażam swoje dzieci w świat sportu jako stylu życia. Zabieram je na różne biegi, robimy razem parkruny, po to aby biec, albo pomagać w ramach wolontariatu. Strasznie cieszę się szóstką z WF-u mojej córki i kilkanaście razy opowiadaną historią jak zrobiła najwięcej kółek na Teście Coopera dla 4-klasistów. Nie mogę ich zawieść.
Nie wyglądam jak biegacz (ale boję się jakbym wyglądał gdybym nie biegał). Nie patrzę na swoją przyszłość poprzez marzenia o rekordach. Nie budzę się z medalem na poduszce, ani nie każę lajkować tym co biegają w weekend. [Kilka dni temu Michał pokazał mi pewien fangpage biegowy z mega zasięgiem, który wygląda jak sekta sprzedawców nierdzewnych garnków i poczułem tę gorącą falę wstydu za świat i społeczeństwo.] Mimo to bieganie stało się immanentną częścią mojego życia. I jest zbyt wiele rzeczy, których by mi brakowało, gdybym przestał... Wymieniłem tylko te główne, ale przecież jest też cały szwadron tych mniejszych, tych iskier, które rozświetlały drobne chwile: czekanie na Godota na PKP Boguszów-Gorce, przybicie piątku tablicy Hel, smak piwa w Chyrowej, pobudka w Ujsołach o 2:30 w nocy, morsowanie Dominika w Turku i 5 km Michała z siatką z urwanymi rączkami... Trzeba być totalnym frajerem aby z tego zrezygnować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz