sobota, 30 listopada 2019

Styczeń w listopadzie - czyli 2 tygodnie na siłce



"Spring came far too early this year, May flowers blooming in February"


Wiosna przyszła zbyt wcześnie, majowe kwiaty zakwitły w lutym - tak śpiewał w jednej ze swoich piosenek Peter Hammill. Podobnie czułem się dwa tygodnie temu kupując miesięczny karnet na siłownię. Zawsze robię to w pierwszy roboczy dzień stycznia radośnie oznajmiając paniom przy ladzie, że to "postanowienie noworoczne", a potem przez pierwsze trzy dni czekam w kolejce do sprzętów.

Tym razem zrobiłem to wcześniej. W połowie listopada. To też dobry termin na postanowienie noworoczne, prawda? Od dwóch tygodni katuję się rano na Kasprowicza w Pruszczu, a wieczorem katuję się dookoła zbiorników.

Parkrun Gdańsk-Południe #177 - Widziałem orła cień


Gdybym dziś prowadził nasz parkrun zaczął bym go pytaniem: ile to jest 3x59? Oczywiście wszyscy odpowiedzieli by chórem, że 177 i że takim numerkiem jest opatrzone nasze ostatnie spotkanie w listopadzie.

Ale tak się nie stało :) Na start przyszedł Tobiasz w długim, ciepłym płaszczu. Rozstawiłem więc flagi, przysznurowałem bannery i mogłem udać się na rozgrzewkę. Pierwsze kółko zrobiłem sam, ale na drugim podpiąłem się jak cień za plecami orła :)

czwartek, 28 listopada 2019

Kącik biegowego melomana: Kraftwerk - Die Mensch-Maschine

Czasami słuchając muzyki pławię się w atmosferze, albo w harmoniach, w melodiach. Albo w brzmieniu instrumentu. Ale jak zapewne każdy, kto szuka w muzyce czegoś więcej, czasami kocham się w pojedynczej nucie. W ułamku jednego utworu, gdzie zgrywa się wszystko razem: atmosfera, harmonia, brzmienie.


Brzmi jak zboczenie, prawda? Ale tak właśnie mam z wieloma płytami. Choć całościowo są genialne, wytyczają style, zmieniają historię muzyki - ja kocham się bezgranicznie we fragmencie krótszym niż sekunda. Słowo "orgazm" nie jest dobrym słowem aby to określić, bo orgazm trwa wieki, a takie nuty są jak szybkie wbicie szpilki przez akupunkturzystkę.

Taka pojedyncza nuta ukryta jest w piosence The Robots - Krawfwerk. 

Tommi Bagins



Kiedy ktoś ci mówi, że myśli o tym, czy by nie założyć bloga i nie zacząć pisać o swoim bieganiu... wiecie co to oznacza? Oznacza to, że właśnie podjął decyzję o tym, aby takiego bloga założyć.

Kilka tygodni, a może miesięcy rozmawiałem z Tomkiem Bagińskim na ten temat. Niby tylko niewinne pytania o sens pisania bloga, ale między wierszami doskonale czułem, że decyzja jest już podjęta. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Pisanie biegowych blogów to nie jest rywalizacją, tak jak ściganie się na biegowych ścieżkach. To spontaniczne przechodzenie układu z jednego stanu równowagi do drugiego. Entropia zawsze rośnie. A nasz "układ trójmiejski" ma się naprawdę dobrze.


Kiedy pojawia się nowy wpis na blogu Antoniego czy Adama po prostu rzucam wszystko. Zjeżdżam w pierwszą zatoczkę i czytam. Albo włączam pauzę na płycie indukcyjnej, przerywam pracę, siadam na ławeczce w szatni na basenie, lub to co najgorsze w konsekwencjach: mówię do żony "no już zaraz zaraz....".

Teraz będę robił to częściej. 

Panie i Panowie: http://tommibagins.pl/




sobota, 23 listopada 2019

Raport z parkrunów #174 #175 #176

#174 


Dwa tygodnie temu chciałem ustrzelić swoją życiówkę na 5 km. Wynosi ona 18 min 57 sek. Problem z życiówkami na 5 km jest taki, że mało który amator traktuje je poważnie. Nie robi do nich dwutygodniowego taperingu, rzadko kiedy dba nawet o piątkową kolację przed sobotnim parkrunem... I tak samo było 2 tygodnie temu. O życiówce pomyślałem po pierwszych 500 metrach, które pokonałem w tempie 3:30.

niedziela, 17 listopada 2019

Półmaraton Gdańsk 2019 - relacja

Od kilku tygodni dostawałem na skrzynkę jakieś maile od organizatora Półmaratonu Gdańsk, ale konsekwentnie je ignorowałem. Byłem przekonany, że po prostu rok temu zaznaczyłem jakieś zgody marketingowe i z tego powodu jestem zapisany do tych newsletterów.

Ale te maile były coraz bardziej niepokojące... Kiedy zostałem poinformowany, że mam pobrać swoją kartę zawodnika jakaś iskra przeszła mi przez głowę. A może się wiosną zapisałem i zapomniałem? No jestem! Jestem na liście startowej! Ale dlaczego? Jak? Zalogowałem się na konto bankowe i wszystko stało się jasne. Jestem zapisany bo się zapisałem i opłaciłem start. 18 marca.

No i jeszcze Krzysiek Łapuć do mnie napisał, że się pościgamy bo znalazł mnie na liście. Wszystko stało się jasne. Sezon jeszcze się nie skończył...


Myślami jestem już przy spokojnym długim zimowym tłuczeniu kilometrów, bez żadnego taperingu, bez zawodów, bez zastanawiania się kiedy i ile pobiegać. No ale ... moja życiówka w HM nie jest jakaś strasznie wykręcona (1:29:04) i pomyślałem, że jej niewielkie poprawienie to tylko formalność.

środa, 13 listopada 2019

Niedokończone historie

Mam w sobie kilka niedokończonych historii.


Jedna z nich majaczy mi w głowie obrazami rozbitej armii. Kilkunastu biegaczy siedzących na ławkach na dziedzińcu przed jakimś historycznym budynkiem. W tle chodzi koń. Ten koń jest wymyślony, bo teraz go nie ma, ale był na reklamówkach tego miejsca. Każdy z pokonanych reaguje w inny sposób. Jeden do oporu wyjada resztki zupy z garnka pozostawione przez tych, co zmieścili się w limicie, inny prowadzi wesoło-nerwowe gadki z wolontariuszami zbierającymi sprzęt. Duża część siedzi w ciszy i nawet nie bardzo jest jak zatopić się w smartfony, bo roaming na Słowacji jest jeszcze drogi. Kwiecień 2015-tego roku - Wyżne Rużbachy. Przystanek w mojej niedokończonej historii. Ja siedzę w milczeniu i przez 1,5 godziny czekam na busika, który zwiezie mnie pod granicę SK-PL. Pozostanie mi jeszcze 4-5 km marszu do bazy. Niestety jedyna droga pokrywa się ze ścieżką finiszujących w tym czasie bohaterów. Numery mamy zdjęte, mimo to słyszę jak konferansjer wita nas - grupę poległych na 64 km - jakbyśmy właśnie finiszowali. Po chwili orientuje się w pomyłce i proponuje aby dać nam medale... pocieszenia.

Kącik biegowego melomana: Kaipa - Inget nytt under solen


Nie odkryję już drugiego King Crimson, drugiego Genesis czy Yes. Ale czasami wkrada się w moje biegowe potrzeby wrzucenia na słuchawki trochę prawdziwego prog-rocka. Takiego najbardziej klasycznego z klasycznych, ale również takiego... którego jeszcze nie znam.

Trudne zadanie, szczególnie wtedy, kiedy zna się wszystkie kamienie milowe rocka progresywnego, większość drugiej ligi i sporą część z tzw. neoproga, czy drugiej fali rocka progresywnego z lat 80-tych i 90-tych. Jednak progresywny głód bywa jeszcze silniejszy i z czasem zaczynam sięgać nawet po twórców i pozycje, które są po stokroć wtórne i nudne. Jednym uchem wpadają, z drugim wypadają nie pozostawiając po sobie ani jednej nuty.

Ale co zrobić kiedy wielowątkowe symfoniczne brzmienia, ponad 20-minutowe kompozycje, miliony melodii, zmiany tempa... to jest mój podstawowy świat i nie mogę po prostu bez tego rodzaju stymulacji żyć.

wtorek, 12 listopada 2019

Czy jesteś z siebie zadowolony?

 
2h59min się ostatnio rozpisał. Przez tydzień trzy wpisy a ja ani jednego. Każdy z nich coraz bardziej oddalający się w stronę okołobiegowej filozofii. Jak dla mnie super :) można polemizować... No ale by polemizować, trzeba się choć trochę nie zgadzać, a tutaj Adam pisze o tym, że jest flexitarianem z determinacją przejścia na wege, że The Game Changers to fajny film, że będzie jadł tylko ciastka robione przez jego Agnieszkę... true, true, true...

sobota, 2 listopada 2019

Parkrun Gdańsk-Południe #173 - rozrzucone tokeny i 100 miles of Istria

Zdjęcie ukradzione od Staszka Skwiota, ale to jedyne na którym jestem - w tle kończę składać flagę ziajki :)

Dwa tygodnie temu relację z parkruna napisał Adam Baranowski, tydzień temu ... chyba nikt, tym razem znów wypadło na mnie.

Ja w przeciwieństwie do Adama naszego parkruna chcę pobiec zawsze. I musi się coś wydarzyć abym nie pobiegł, tak samo jak musi się coś wydarzyć aby Adam pobiegł. Dziś nie wydarzyło się na szczęście nic.

Sprzęt miałem ja i od halloweenowego wieczoru, kiedy odbierałem sprzęt od Kamila miałem w głowie trzy słowa: "tokeny są nieposortowane".

No spoko, nie chce mi się iść do bagażnika, rano można posortować... Nastał sobotni ranek. Hmmm no ale po co je sortować w domu, można przecież zrobić to w samochodzie tuż przed biegiem... Oooo! Już 8:30!

Podjechałem pod szlaban, zrzuciłem flagi i plecaki Tobiaszowi i Pawłowi i wróciłem do auta sortować tokeny. 99... 98.... 97... 96.... ... .... .... 51... 50... 49 .... ... .... 03... 02... 01... - patrzę na zegarek: 8:48. Uff udało się.

I NAGLE: wszystkie tokeny od 50 do 01 wysypały mi się z plastikowego rzemyka, cześć spadła na fotel, a część między fotel a tunel w samochodzie.... ku******!!!!