niedziela, 24 grudnia 2023

Ciało porusza się z punktu A do punktu B z prędkością ...

 

dzięki Zwolo za fotę, naprawdę nie mam Ci za złe, że kilka parkrunów temu zasugeorwałeś mi abym wziął się za siebie :)

Równo 20 lat temu o tej porze wracałem z Kuala Lumpur, z miesięcznej delegacji. Nie do końca byłem pewny czy zdążę na święta, ale taki był plan. Tuż przed wylotem kupiłem sobie bluzę, w której jestem na zdjęciu. Kupiłem ją bo była ekstremalnie tania (5 ringitów) i potrzebowałem czegoś ciepłego na przylot. 

Tej jesieni, i od kilku dni również zimy, chodzę i biegam w tej bluzie jako podstawowej formie odzieży zewnętrznej. Bardzo ją lubię, na froncie w "kangurzej torbie" mogę schować komórkę i przy okazji ma bardzo demonstracyjne pro-ukraińskie barwy.

niedziela, 3 grudnia 2023

Jest sobota! Jest 9:05! jest parkurn Gdańsk-Południe!


Angielska pogoda sprzed dwóch tygodni szybko zamieniła się w klasyczną zimę, której nie było u nas na przełomie listopada i grudnia latami. Tydzień temu byliśmy jeszcze lekko zaskoczeni, aczkolwiek wyłamałem się z własnego motto, które towarzyszy mi od niemal 22 lat - czyli od czasu kiedy kupiłem swoje pierwsze własne auto (wcześniej jeździłem podarowanym od taty fiatem 126p - a kto nie jeździł!?). To motto brzmi: "prawdziwy mężczyzna zmienia opony na zimowe dopiero po pierwszym śniegu". Tym razem zostałem wmanewrowany przez małżonkę słowami: "a co będzie jak spadnie śnieg w weekend i nie będziemy mogli np. pojechać odwiedzić teściowej?". Ład małżeński ważniejszy od własnych zasad. W czwartek zmieniłem opony praktycznie od ręki, a w piątek spadł śnieg. 

Tamten parkrun tydzień temu był takim biegiem przejściowym. Biegłem jeszcze na krótko, bez ciśnienia na wynik i raczej konwersacyjnie (kto kiedykolwiek biegł/szedł razem z moim synem gdziekolwiek, wie, że on musi w tempie konwersacyjnym bo nie przestaje mówić :)) Czas zupełnie bez znaczenia. 35 minut. 

* * *

Wczoraj na starcie stawiła się tylko połowa rodziny Kaszkurów: Konstancja, Gustaw i ja. Resztę złapał leń i grudniowe przesilenie. Gustaw na starcie załapał miętę z jamnikiem i takim puchatym psem, który ma w sobie geny border collie i borzoja, czyli rosyjskiego długowłosego charta.

Po tradycyjnym rzucaniu śnieżkami w głównego koordynatora, punktualnie o 9:05 wystartowaliśmy! (nasze hasło: Jest sobota! Jest 9:05! jest parkurn Gdańsk-Południe!

niedziela, 26 listopada 2023

Kącik biegowego melomana: Camel - Stationary Traveller

 


Dziś jest zima, ale jeszcze kilka dni temu była późna mroźnia jesień. Taka industrialna jesień, kiedy trzeba biegać w mżącym deszczu, temperaturze oscylującej przy 2-3 stopniach na plusie i samochodach mknących obok i pod tobą, kiedy przebiegasz wiaduktem przez trzypasmową drogę szybkiego ruchu przy Auchan. 

Ten miejski klimat mroźnej jesieni/zimy muzycznie kojarzy się z płytą, która ma w sobie bardzo dużo smutnych konotacji. Ostatnia audycja Tomka Beksińskiego przed samobójstwem w wigilię 1999 roku. Ostatni utwór w trakcie tej audycji. Camel - Stationary Traveller.

sobota, 18 listopada 2023

Ten, na którym Gustaw pogonił dzika i dwa kolejne

Ten na którym Gustaw pogonił dzika

Trzy tygodnie temu Gustaw pogonił dzika. Przyznam, że miałem dużego pietra, bo to było pierwsze całkiem niespodziewane spotkanie na tak bliskiej przestrzeni. Co prawda od kiedy Moderna zaczęła wycinać las przy małym zbiorniku aby zbudować bloki, dziki zaczęły być widoczne praktycznie każdego dnia, ale starannie unikałem ich podczas spaceru z psem, trzymając go na smyczy tam, gdzie zagrożenie wzrastało. 




Nasz parkrun przyciąga średnio setkę biegaczy każdej soboty, robimy siłą rzeczy dużo hałasu i krążąc po ósemkach dookoła stawów w sobotę o 9 rano szansa na spotkanie dzika była raczej mała. To rozsądne i płochliwe zwierzęta. Ale w końcu nasze ścieżki musiały się skrzyżować... czysta statystyka.

Gustaw w deszczowe dni biega jak za karę. Na każdym skrzyżowaniu z przesmykiem podbiega w kierunku Jaworzniaków i spogląda z nadzieją, że idziemy do domu. Kiedy widzi, że biegnę w innym kierunku przewraca oczami i biegnie za mną z miną mówiącą "OMG mój pan jest niespełna umysłu i biega w deszczu, a przecież każdy szanujący się chart wie, że wtedy trzeba schować się pod kocem w domu

No i w końcu trzy tygodnie temu dwa żywioły przypadkiem spotkały się w przesmyku. Dzik wygoniony z zagajnika przez dewelopera z chartem, który zdecydowanie wolałby spać pod kocem zamiast biegać parkruna. Cała sytuacja trwała góra 5 sekund. Dzik wbiegł na ścieżkę, Gucio wystartował, dzik uciekł, Tomek Bagiński miał chwilę później czystą drogę aby wygrać bieg. 





Ponieważ Gucio biega bez kodu, to ja dostałem wolontariat jako "zabezpieczający trasę". Dziękuję :)

 

Ten z okazji Dnia Niepodległości


 

Podczas tego biegu, kiedy Gucio pogonił dzika, Ksawery pobiegł swój dziesiąty juniorski parkrun (a Konstancja 10 wolontariat). Zgodnie z prawdą, którą przez megafon wyznał Krzysiek - "każdy szybciej od ojca". Ale nie było nas tydzień później aby odebrać dyplom bo wykonaliśmy listopadowy lifehack i polecieliśmy na tydzień na Cypr aby oddychać 28 stopniowym powietrzem i pływać w 25 stopniowym morzu. 

Nie biegałem tam ani razu choć wziąłem buty biegowe. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, choć okazji było sporo. Może dlatego aby zrobić sobie pierwszą od sierpnia przerwę? W każdym razie przed 11-listopadowym parkrunem byłem pewny, że forma i czas będą bardzo podłe.... A tu się okazuje, że... zrobiłem "życiówkę AD2023" :) Niezależnie czy jesteś szczupły czy gruby, zasady odpoczynku przed biegiem są dokładnie takie same. Mój przypadkowy odpoczynek dał mi super wynik i w sumie super zadowolenie, że wszystko jest na dobrej drodze:

  • zacząłem biegać
  • robię to od lipca regularnie
  • zrzuciłem ponad 20 kg
  • poprawiam się z parkruna na parkrun
  • jestem cały w skowronkach...

I nagle wszystko siadło, kiedy wieczorem dostałem wiadomość od jednego z parkrunowiczów, z którym dawno się nie widzieliśmy:

 - "Wybacz, że to piszę, ale mam dobre intencje, weź się za siebie"

 :(

To oczywiście prawda, i nie chodzi mi o to, że jestem jakąś mimozą i nie można mi powiedzieć, że jestem gruby. Słyszę to codziennie i naprawdę mam świadomość dokąd zaszedłem. A zaszedłem do 139 kg. I wróciłem już do 115 kg. Jeszcze 15 i będę w raporcie ze środka stawki, jeszcze 30 i będę bił się o pierwszą trójkę. Ale póki co walczę o złamanie 30 minut i jeszcze przynajmniej tydzień powalczę bo dziś udało się tylko na chwilę, a potem wszystko zostało załatwione przy zielonym stoliku :)

 

Ten, na którym po kilku latach przerwy złamałem 30 minut, ale mnie cofnęli jak Sainza w Las Vegas

W ostatnim tygodniu znów niewiele biegałem. Raz z psem, raz z Joszczakiem. To było cudowne przypadkowe wtorkowe spotkanie. Tego dnia odstawiam dzieciaki na basen i mam godzinę dla siebie. Przez ostatnie lata grałem w szachy w aucie na parkingu, ale od września staram się dobiec z Azaliowej do zbiornika Jasień i wrócić zanim dzieciaki skończą zajęcia. Za każdym razem określam swój tzw "point of no return" czyli miejsce, za którym nie starczy mi czasu aby wrócić na czas. I co tydzień dobiegam kilkaset metrów dalej. Ale tym razem spotkałem Joszczaka i poczułem się jak za starych czasów :)

 

Miałem biegać jeszcze w czwartek, ale padało, i zamiast biegać udało mi się ledwie wyprowadzić wieczorem psa na 500 metrów. 

A w sobotę? Znów pełen niepokój czy dam radę przebiec 5 km bez zatrzymywania się. Ale paradoksalnie (bo z jakimś szczątkowym treningiem w tygodniu) biegło się bardzo dobrze! Lekko jak na 115 kg, całkiem świeżo i z ciągle gadającym synem obok :) Wynik? WOW! 29:51 - złamałem 30 minut! Ponieważ biegam bez zegarka i bez śp. endomondo swoje wyniki i postępy śledzę wyłącznie na stronie parkruna.

Idę cały zadowolony na zakupy, a tu znów dostaję kosą przez nogi. Sainz nadział się na studzienkę w Las Vegas i dostał karę 10 miejsc do tyłu za wymianę baterii a aucie, a każdy parkunowiec dostał karę gorszą - 12 sekund w plecy! I nagle zrobiło mi się 30:03 hmmmmm. 

Porachujemy się za tydzień!!

niedziela, 22 października 2023

parkrun Gdańsk Południe #319 - Chart angielski w angielskiej pogodzie

Są pewnie tacy doświadczeni parkrunnerzy, którzy w dekadach biegania o 9:00 rano w sobotę spotkali się z deszczem o tej porze. Jeżeli nie myli mnie pamięć, to zdarzały się ulewy tuż przed biegiem, które ręką niewidzialnej opatrzności o 9:00 rano nagle ustawały. Zdarzały się też biegi, że chwilę po dotarciu na metę trzeba było chować się pod daszkiem garaży na Bergiela 1. Ale ja - mimo swojego 175 biegowego doświadczenia nie pamiętam takiego biegu aby padało od 9:00 do 10:00 bez chwili nadziei, że zaraz się wypogodzi. Może 175 biegów to mało, aby przeżyć wszystko. Może trzeba mieć ich na koncie przynajmniej 250 jak np. Kamil? 

Ciastka z tej okazji zjadłem przedpremierowo :)


Tak jak Leszek zauważył nie-wprost w swoim raporcie ze środka stawki - na naszych południowych rubieżach Gdańska mimo angielskiej pogody było najwięcej uczestników, że wszystkich gdańskich parkrunów.

piątek, 20 października 2023

Fatum Garmina, czyli... gdzie można mnie śledzić i dlaczego nigdzie!

- Gdzie można Cię śledzić? - napisał Michał

- Nigdzie - odpowiedziałem

Po chwili zastanowienia zacząłem się tłumaczyć, że naprawdę nigdzie, że moja odpowiedź nie oznaczała "spierdalaj" tylko z tego obrażenia się na biegania na 3 lata zostało mi wciąż obrażenie się na mierzenie wyników. 

Nie pamiętam, czy już się kiedyś chwaliłem, ale 3 lata temu kupiłem sobie Garmina Fenixa. Było to w absolutnie schyłkowej erze mojego biegania, kiedy już tak bardzo nie chciało mi się biegać, że wymyśliłem sobie, że kupno profesjonalnego zegarka zachęci mnie do treningów. Cały zakup był o tyle paradoksalny, że .... kupiłem go na raty... na 36 rat (!!). Dlaczego? Bo była taka promka w jednej z sieci AGD/RTV, że niższa cena dotyczyła wyłącznie zakupu ratalnego na 3 lata. Przeliczyłem sobie na szybko i wyszło mi, że 200 zł będzie w kieszeni jeśli rozłożę całą kwotę na miesięczne mikro-raty.

sobota, 14 października 2023

Kącik biegowego melomana: Kate Bush - Hounds of Love

Podobno był niedawno jakiś film, gdzie w ścieżce dźwiękowej zostało użyte Running Up That Hill. To by tłumaczyło, czemu winyl, za który kilkanaście lat temu dałem 10 zł dziś jest ceniony 15x drożej.

Jeśli chodzi o bieganie, to każdy utwór mający w sobie słowo "running" staje się naturalnym dopingiem na biegowych ścieżkach. A w kontekście terenowych biegów górskich to i Bush i Running i Hill jest mocno w temacie :)

W tym miejscu, po 10 latach prowadzenia bloga bardzo dziwię się, że nie było tutaj wcześniej Kate Bush. Bo biegałem i z jej ostatnią płytą (wydaną ponad 12 lat temu - 50 words for snow) jak i debiutem (The Kick Inside) czy tą najbliższą mi emocjonalnie, bo wydaną w czasach, kiedy zaczynałem samodzielnie słuchać muzyki czyli The Sensual World.


Hounds of Love było kiedyś tłumaczone jako Ogary Miłości, bez wątpienia są to psy, raczej wyżły weimarskie ale nie zmienia to faktu, że okładka płyty jest genialna. Nie zmienia tego nawet to, że nie są to charty angielskie, czyli najlepsze ze wszystkich psów na świecie!

Hounds of Love kupiłem ponad 20 lat temu na targu winyli na wycieczce we Francji, za 2 franki. Cena dziś brzmi absurdalnie, ale takie kiedyś były czasy, że płyta winylowa była na równi ze śmieciem. Mnie to cieszyło, bo byłem posiadaczem gramofonu, a płyty CD były po prostu drogie. 

Ten album to klasyczne dziecko złotej ery płyty winylowej. Strona A i strona B. Aby przejść z jednej na drugą, trzeba wstać i przełożyć płytę. Każda ze stron może być osobnym wszechświatem. I tak właśnie zrobiła Kate. Strona A - single, które konkurowały na listach przebojów z Madonną (z czasów True Blue) Za to strona B - to ARCYDZIEŁO rocka progresywnego. 7 piosenek znanych pod wspólną nazwą The Ninth Wave...

Biegałem z Kate w ostatnią środę. I kiedy w słuchawkach zabrzmiał przedostatni na płycie Hello Earth, nie wiedziałem czy mam biec szybciej do utraty tchu, czy wręcz przeciwnie, przejść do marszu w otoczeniu mgieł i zapachu nocy aby nie stracić ani jednej nuty emocji, jakie niesie ze sobą ten utwór.  

To był jeden z tych momentów, zimnego jesiennego powietrza, zapachu mokrej trawy, mgły nad stawem, którym wcześniej rządziła Lisa Gerrard z Dead Can Dance, ale teraz jej monogamia jest poważnie zagrożona. 



 RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

 



piątek, 13 października 2023

parkrun Gdańsk Południe #317 - Tabula rasa

Odcięcie tego co było od tego co będzie otworzyło mi nowe możliwości interpretacyjne. Każdy nowy najlepszy "czas w parkrunie" w 2023 roku traktuję jak po prostu nowy najlepszy czas. Nie mam pojęcia czy kiedykolwiek zbliżę się jeszcze do rezultatów sprzed 4 lat, szanse nie są duże, wiek robi swoje. Każdy z moich kolejnych trzech "wagowych powrotów" był coraz trudniejszy. Ale przy każdym z nich byłem coraz dojrzalszy i obiektywne trudności związane po prostu z wiekiem kompensowałem doświadczeniem i większą łatwością do stosowania w życiu kompromisów (czyli rozwiązań, z których nikt nie jest do końca zadowolony, ale paradoksalnie mają dość długą trwałość).


Tabula rasa, czyli czysta tablica - dzięki takiemu postrzeganiu samego siebie mam dużo radości mogąc w sobotę o 9:00 pobiec parkruna szybciej niż tydzień temu. Usuwam z głowy wspomnienia, że już tu byłem, że już to robiłem. Dzisiaj jestem po prostu wolniejszy niż mój 8-mio letni syn, który nie odpuszcza ani jednej soboty, od kiedy zrozumiał czym jest parkrun i że po prostu może tu przyjść i biegać. Ale też szybszy niż ja sam byłem tydzień temu.

sobota, 7 października 2023

Kącik biegowego melomana: The Legendary Pink Dots - Faces In the Fire

 

Mam w sobie imperatyw, aby umieścić w kąciku wszystkie mega-ważne dla mnie płyty, które kierunkowały moje muzyczne meandry. To jeden z tych bodźców, który zmotywował mnie do ponownego rozpoczęcia biegania - niedokończony kącik biegowego melomana :) Jak można przestać biegać nie opisując The Dark Side of the Moon czy In the Court of the Crimson King

To częsty scenariusz moich wieczorów. Nakręcam się myślą, że mam ogromną ochotę posłuchać płyty, której dawno nie słuchałem, i która ma pełne prawo zagościć w kąciku... ale kiedy zbliża się 20:00 i czas mojego wyjścia nad stawy okazuje się, że ochota na tę płytę przechodzi i błądzę po spotifaju szukając albumów, które będą mi towarzyszyć odcinając od reszty świata. I trafiam wtedy na płyty, które zajmują miejsce w piątej setce oczekujących na miejsce w kąciku, ale akurat tego dnia, o tej porze, w tych okolicznościach są absolutnym number 1 na mojej liście. 

* * *

The Legendary Pink Dots, tak jak kiedyś wspominałem, to zespół z mojego TOP3. Zostałem nim zarażony przez Tomka Beksińskiego w czasach, kiedy LPD wydawało album The Maria Dimension. Potem była cała sekwencja zdarzeń, poznawanych płyt, koncertów, innych fanów "kropek"...

Faces In the Fire - to tak naprawdę EP-ka z 1984 roku, ledwie 23 minuty muzyki, ale kiedy kupowałem ja na początku lat 90-tych na kasecie, wydanie jej jako EP byłoby marnotrawstwem cennej taśmy magnetycznej. Dlatego druga strona taśmy należała do niezwiązanych z albumem wypełniaczy. Kilka lat później, kiedy kupiłem wersje CD byłem zdziwiony, że jest taka krótka :) Na winylu to również tylko 23 minuty. Ale są takie dni, kiedy więcej po prostu nie potrzeba.

Kiedyś, mając przez sobą 23 minutową płytę zastanawiałbym się, że uda mi się zrobić 4 kółka wokół stawu. Dziś oczekiwania podzieliłem przez połowę. Pierwsze dwa kółka biegłem, kolejne dwa maszerowałem - dzięki temu udało mi się posłuchać tej EP-ki dwa razy.

To nie jest jeszcze to brzmienie The Legendary Pink Dots lat 80-tych osiągające apogeum na albumie Any Day Now. Ale to już ten kierunek. Od zawsze urzekały mnie wszelkiego rodzaju przeszkadzajki, dodawane pomiędzy utworami, albo na ich skrajach, bądź całkiem w środku. Tak rodziła się pośrednio moja miłość do rocka progresywnego. Piosenka to nie tylko zwrotka i refren. Piosenka może być malowana jak obraz. I kiedy wracam myślą do Faces in the Fire, do utworu Love In A Plain Brown Envelope, to ten obraz maluje mi się w barwach niemieckich filmów Teresy Orlowski. 

Narracja tego utworu to dźwięki miłości wydawane przez mężczyznę i kobietę. Kiedy 30 lat temu słuchałem tej kasety na walkmanie w autobusie, jadąc do szkoły, rozglądałem się nerwowo czy nikt przypadkiem nie słyszy co mi lecie w słuchawkach. Dziś miałem podobnie - niby słuchawki, ale jednak dźwięki krępujące :) 

Od kilku dni słucham na przemian wczesnego LPD i wczesnego Yello. Drogi tych zespołów już w drugiej połowie lat 80 bardzo się rozeszły. Znając ich całą dyskografię nigdy wcześniej nie zestawiałem ich ze sobą, ale porównując ich kilka pierwszych albumów da się usłyszeć, że źródło jest w podobnym rejonie. Kusi mnie aby zrobić cykl mojego smutnego, monotonnego i wolnego biegania z dyskografią albo LPD albo Yello. Ale najpierw musiałbym dokończyć Eltona Johna sprzed 3 lat. 

 

RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

 

sobota, 30 września 2023

parkrun Gdańsk Południe #316 - Powolny, ale progres

Kilka miesięcy temu przeszedłem się rano w sobotę z moją mamą po rynku w Pruszczu i nabyłem kawał istotnej wiedzy na temat jego funkcjonowania. Mianowicie wiem już, kto jest zwykłym handlarzem, a kto przywozi swoje warzywa/owoce/sery/chleby. I dzięki temu poranne sobotnie zakupy są znacznie bardziej świadome. Ale aby zdążyć na parkruna, na rynku trzeba być o 7 rano. Nie jest to żadnym problemem, bo w pewnym wieku (czyt. moim wieku) człowiek cokolwiek by nie zrobił to i tak budzi się 5:30 :)

Tak więc wyjście na parkruna, który zaczyna się o 9:00 jest jak spacer w połowie dnia. No ale sam bieg już spacerem staram się aby nie był. Taka jest moja prywatna idea parkruna. A od kiedy przestałem jakkolwiek mierzyć swoje treningi taki parkrun to jedyny w tygodniu pomiar mojej formy. 

 

Na starcie ustawiam się z tyłu zgodnie z dobrą praktyką nieprzeszkadzania innym kiedy biegnie się z psem lub wózkiem (wyjątkiem w tym temacie jest oczywiście Tomek Bagiński, który aby nie przeszkadzać innym biegnąc z wózkiem musiał ustawiać się w pierwszej linii). Mój Gustaw mocno ciągnie na pierwszych metrach, bo wszyscy biegną - chce i on - ale swoją pełną prędkością. A może widzi uciekającego Ksawerego i włącza mu się pies pasterski i chce trzymać stado razem? 

Po połowie kółka wszystko się uspokaja. Stawka jest rozciągnięta. Można biec tak jak ciało i głowa pozwala. Mój cel na dzisiejszy bieg to biec bez przejścia do marszu tak długo jak się da. Ja naprawdę zaczynam wszystko absolutnie od początku i mam problem z utrzymaniem biegu bez marszu, nawet w najwolniejszym możliwym tempie, dłużej niż 1km. Ten ja, który 4 lata temu biegał te parkrunowe pętle w tempie poniżej 4 min/km już nie istnieje. Trzeba go zbudować od początku. Natomiast głowa pracuje dokładnie tak samo. To czy biegłem kiedyś 4 min/km czy dziś w granicach 7 min/km tak samo człowiek walczy z chęcią do przejścia do marszu, tak samo odlicza odległość, prowadzi te same gierki w głowie, mówiąc sobie, że już połowa, że już tylko 1 km, że nie ma sensu teraz przechodzić do marszu. 

Do marszu przeszedłem tylko na górce na mały stawek. Można też powiedzieć, że górkę pokonałem stylem doświadczonego ultrasa - który na podejściach zawsze przechodzi do marszu :) Na małym stawku znów zacząłem biec i dotrwałem bez szarpania tempa do samej mety. 

Czas to 32:23, czyli średnie tempo w okolicach 6:30 min/km. Jestem zadowolony, bo jest progres. Metę osiągnąłem minutę szybciej niż dwa tygodnie temu kiedy połowę biegu towarzyszył mi "najprzystojniejszy pacemaker" a ja sam szarpałem: trochę biegu - trochę marszu. Ekstazy i endorfin jeszcze nie było. Ale wyczuwam, że ten punkt przegięcia, kiedy bieganie zacznie więcej dawać niż kosztować już wcale tak daleko nie jest. Nie są to jeszcze dni, ale też nie miesiące. Zobaczymy... na pewno się wtedy tutaj pochwalę. 

Żona dalej ambitnie - nie wymyśla tematów zastępczych tylko dzielnie przychodzi. 

Syn wciąż szybszy niż ja. Dziś niewiele mu brakowało aby po raz drugi złamać 30 minut. 

I najważniejsze: Tyyyyyle jeszcze soboty przed nami, a człowiek już zrobił prawie wszystko co miał zrobić!


czwartek, 28 września 2023

Bieganie jest ciężkie

 

Od kilku tygodni chodzi mi po głowie taka myśl: gdyby nie wspomnienia, że bieganie dawało mi kiedyś mnóstwo przyjemności i dumy z samego siebie, odpuściłbym po kilku treningach. Bieganie jest ciężkie i przez długi czas bardzo niewdzięczne. 

Statystycznie znam więcej ludzi, którzy przestali biegać po kilku treningach mówiąc, że bieganie nie jest dla nich, niż tych, którzy robią to regularnie przez lata. Wydaje mi się, że dopiero teraz ich do końca zrozumiałem.

poniedziałek, 25 września 2023

Kącik biegowego melomana: Cocteau Twins - Treasure


W życiu każdego człowieka, którego młodość przypada na lata 90-te nadszedł kiedyś taki dzień, gdzieś w okolicach przełomu tysiącleci, gdy wszystkie swoje kasty magnetofonowe spakował do pudła i albo wystawił na śmietnik lub schował na strych lub do piwnicy. Ja nie byłem wyjątkiem...

Zbierałem je przez 15 lat, od czasów The Final Countdown - Europe i It's a Sin - Pet Shop Boys. Nagrywałem najpierw listę przebojów Marka Niedźwieckiego, potem całe albumy w "Wieczorach płytowych". Potem dawałem do nagrania w wypożyczalniach płyt CD, kupowałem piraty w sklepach i na straganach. Po zmianie prawa autorskiego kasety stały się kilka razy droższe i zamiast odkładać na kasetę warto było odłożyć 2x więcej i mieć świętego Graala czyli płytę CD. Potem przyszła mptrójka, napster, audiogalaxy, w końcu torrenty i padnora. 

Dobra kaseta, kupiona w Pewexie, potem oddana do nagrania w wypożyczalni płyt CD, była jak skarb. Nie było internetu, więc cały proces poszukiwania muzyki polegał na wyłapywaniu ciekawych audycji w radio, czytaniu prasy muzycznej i radzeniu się starszych znajomych siostry. Tym ostatnim sposobem poznałem bohatera dzisiejszego kącika: grupę Cocteau Twins.

niedziela, 24 września 2023

Sobotni strumień świadomości (inspirowany Baginsem i parkrunem #315)

Wczoraj albo przedwczoraj przeczytałem nowy (nowy od dłuższego czasu) wpis na blogu Tomka Bagińskiego o jego ostatnim biegu na 10 km. Zaczynał się od hollywoodzkiego nawiązania do sceny przedstawiającej autora chcącego coś napisać, ale nie znajdującego odpowiednich słów, w efekcie rzucającego zgniecioną, częściowo zapisaną kartką, w stronę kosza na śmieci...

... ale potem poszło i Tomek opisał resztę swojego treningowo-startowego żywota niczym James Joyce w Ulissesie.  Nigdy nie przeczytałem Ulissesa, nie przeczytałem nawet streszczenia ale mam coraz mniejszy problem z tym, aby przyznać się, że kojarzę tę powieść tylko z nagłówkowym określeniem strumienia świadomości, czyli de facto formuły, która dotyczą zazwyczaj blogów o bieganiu :)

W czwartek kupiłem pierwsze od chyba trzech lat buty do biegania. W tym sensie, że nie takie, że będę w nich chodził, a przy okazji da się pobiec, ale takie, które będę zakładał tylko do biegania. New Balance Rebel v3. Kompletnie wypadłem z obiegu butów biegowych i nie wiem jakie modele są nowościami, jakie mają dobrą reklamę, a które polecają użytkownicy. Przymierzyłem kilka butów różnych marek i zdecydowana większość była dla mnie za ciasna w podbiciu. Wcześniej tego zupełnie nie zauważałem, ale wątpię aby mi się przez 3 lata niebiegania podwyższyło podbicie. To raczej tendencja na integrowanie języka z cholewką u producentów butów. Te zaś są całkowicie wygodne i luźne tam gdzie mają być luźne. Słuchawek nowych nie mam. Wciąż stare przedpandemiczne Koss Porta Pro. 

- Na parkruna nie zakładaj słuchawek! - mówię mojej nastolatce dziś rano o 8:45

- Ale CZEMU!!?!

- Bo tak proszą w regulaminie, bo jak ktoś będzie potrzebował pomocy to wtedy będzie go można usłyszeć, bo to bieg aby się zintegrować, a nie oddzielać słuchawkami, bo nawet ja, mimo że uwielbiam biegać z muzyką, na parkruna słuchawek nie biorę...

- ... 

- OK, weź słuchawki

* * *

To nie będzie raport z końca stawki. To będzie raport z bardzo odległego końca stawki. Od ostatniego parkruna, gdzie po raz 4 z rzędu zrobiłem "życiówkę AD 2023" moja kondycja pewnie trochę wzrosła, ale jednocześnie zacząłem czuć symptomy przeciążenia. Może jestem przewrażliwiony (nadwrażliwy na symptomy kontuzji), ale przez te lata kiedy biegałem regularnie nie miałem ANI JEDNEJ kontuzji. Nie znaczy to, że nic mnie nie bolało, nie miałem żadnego dyskomfortu w biegu - po prostu przy pierwszych objawach natychmiast odpuszczałem, jechałem na siłkę na orbitrek i generalnie  po tygodniu/dwóch rozchodziło się po kościach.

Moje treningi to nie jest oczywiście jakiś szalony wycisk, bo po prostu nie jestem w stanie nic wielkiego zrobić ważąc 120 kg, fizyka mówi F=ma, siła to iloczyn masy i przyspieszenia. Czyli przyspieszenie mizerne, masa duża, a siła jednak niszczy mięśnie i stawy. Sugestia  "zmniejsz intensywność" brzmi jak kpina, ale jednak trzeba tak zrobić. 

Zacząłem dzisiejszego parkruna marszem. Pół kółka szedłem z żoną i córkami prowadząc na smyczy wyrywającego się do przodu Gustawa. Ksawerego nie widziałem nawet sekundę po starcie. Potem podbiegałem trochę do przodu, trochę szedłem, znów podbiegałem i kiedy tylko coś zaczynało dawać mi znać w prawej pachwinie, znów szedłem.  

101 miejsce i czas 36:47 to wynik, na który zasługuję i z którego nawet jestem dumny. Ale najbardziej  cieszy mnie to, że nie doświadczam (albo nie zauważam) żadnych krzywych spojrzeń, które prześladowały mnie w urojeniach. Mam nawet wrażenie, że trochę jestem traktowany jak jajko, abym znów przypadkiem nie zamknął się w swojej wytłaczance XL i nie zamienił się w zbuka. 

Ale skoro już tu jestem, biegam, pisze bloga, skoro znów toczę ten kamień pod górę i chcę to robić to nie po to aby dać się zamknąć w tej wytłaczance. Jest tyyyle płyt do opisania w kąciku biegowego melomana!



sobota, 16 września 2023

Parkrun Gdańsk-Południe # 314 - Raport z końca stawki


To mój czwarty parkrun z rzędu. Jeszcze nie do końca przebiegnięty (w sensie z przerwami na marsz) ale już tych przerw było mniej. Poprawiam się co tydzień średnio o 1-2 minuty.

Pójście na parkrun znów stało się dla mnie łatwe (w sferze psyche). Nie muszę się nad tym szczególnie zastanawiać. Ksawery budzi się przed 8-mą, ja zazwyczaj około 6-tej i ostatnia godzina przed wyjściem nie jest zastanawianiem się "czy mi się chce?" "czy nie będzie wstydu gdy nie przyjdą kijkarze a zamykający stawkę będzie siedział mi na ogonie?" "a może odpuścić?'. Tych tematów nie ma. Zbliża się 8:30 i pod drzwiami stoi Ksawery, stoi pies i siłą rzeczy stoję ja. Dziś stanęła jeszcze Grażyna ("skoro i tak muszę poćwiczyć, to lepiej rano mieć to za sobą!")

poniedziałek, 11 września 2023

3 lata sobotnich okołoparkrunowych poranków


Ostatni rok (rok? dwa?) kiedy parkrun wrócił po covidowej przerwie moje sobotnie poranki wyznaczała taka oto rutyna:

Budziłem się zazwyczaj wcześnie, brałem psa na spacer i starałem się wrócić przed 8:00 aby nie wpaść przypadkiem na pierwszych rozgrzewających się parkrunnerów. Potem przygotowywałem ciasto na naleśniki lub jakieś inne śniadanie dla rodziny, karmiłem psa, robiłem sobie kawę i kiedy zbliżała się 9:00, moja małżonka schodziła na dół i... NAGLE: zza okna słychać było mówione przez megafon słowa witamy wszystkich stałych uczestników oraz gości, którzy przyjechali do nas na parkrun.... wtedy ja chwytałem klamkę drzwi balkonowych i udawałem, że wybiegam na taras, podniesionym głosem mówiąc do żony: ale ich zaraz opierniczę, banda biegaczy ludziom nie da normalnie poranka spędzić! ... 

Jakieś 40 razy patrzyła mnie jak na debila i kwitowała to milczeniem oraz spojrzeniem pełnym dezaprobaty, a nawet pogardy do próby mojego zachowania. Za 41 razem usłyszałem "Tomek przestań!

Przestałem, a nawet zacząłem specjalnie chodzić z psem między 8:30 a 9:30. Chodziłem na mały stawek, na łące na dole spuszczałem psa, aby sobie swobodnie hasał i obserwowałem kto w jakim mniej więcej czasie biegnie. 

No i w końcu, miesiąc temu kiedy oglądaliśmy biegaczy z bezpiecznej odległości w trójkę, z Ksawerym (synem) i Gustawem (psem) zaczęły padać pytania.

-"Tato, a kiedyś, jak już wymarły dinozaury, ale wciąż bardzo bardzo dawno temu, to pamiętam, że wygrałeś jakieś zawody i kazałeś mi z mamą jechać i patrzeć jak wygrałeś. "

- "no i?"

-"A ja bym dziś z Tobą wygrał bo jesteś gruby"

-"Zamknij się gówniarzu  jak chcesz, to przebiegnij parkuna szybciej niż ja za tydzień"

- "A pobiegniesz ze mną?"

- "Hau hau hau" - dodał Gustaw

* * *

Możecie w to wierzyć bądź nie - ale naprawdę nie namawiałem Ksawerego na bieganie parkunów. Nie namawiałem go ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci w ostatnią sobotę. Nawet nie daje mu za dużo wskazówek, za to on sam daje mi po biegu:

-"Jak masz kolkę, to musisz robić koła tą ręką, po której stronie masz kolkę i to działa!"

albo

-"Następnym razem wezmę plecak i do plecaka 5 kg batonów i będę je jadł w trakcie biegu to będę miał cały czas dużo energii!" - nie wiem, kto mógł to mu powiedzieć, ale się domyślam :)

Chłopak biega jak diabeł nawet bez tych 5 kg batonów. Przybiega 5 minut przed mną. Gustaw wkurzony, że musi biec ze mną, a nie z Ksawerym. Dziś byliśmy w Decathlonie kupić mu buty do biegania, a wracając słuchaliśmy Sepultury. Chaos AD. Mam wyłączyć? - pytam. Nieeee to jest faaajne!


sobota, 9 września 2023

Bieganie po Jowiszu

Teraz się uda. Tak mówi mi intuicja i nie boję się już głośno o tym mówić a tym bardziej napisać. Bo takich mini powrotów to już miałem kilka. Wszystkie poprzednie trwały kilka dni, czasami nawet kilka tygodni. Coś tam mniej pojadłem, kilka razy potruchtałem, nawet zrzucałem kilka kilo ale wszystko to zarówno bez przekonania jak i właściwego rytmu.


Dlaczego to było takie trudne, skoro kilka lat temu zrobiłem to samo, udało się, nawet z dwa lata utrzymałem wagę i formę i co więcej: napisałem o tym cały cykl wpisów na tym blogu? Czemu nie mogłem ich po prostu przeczytać i wykonać powtórkę z samego siebie? No nie mogłem... tak samo jak nie da się słuchać swojego głosu z nagrania. Brzmi groteskowo i żenująco. 

czwartek, 7 września 2023

Parkrun Gdańsk-Południe # 312 - Zosia


O ostatnim parkrunie Gdańsk-Południe napisano już wiele. Zbieraliśmy pieniądze dla Zosi, dziewczynki mieszkającej przy trasie naszego sobotniego biegu, przy małym zbiorniku. Patrząc na ponad 300 osób wypełniających 100 metrów ścieżki przy starcie serce rosło. Jeszcze bardziej urosło jak okazało ile pieniędzy do puszek włożyli biegacze, czyli ci-co-gotówki-przy-sobie-nie-noszą (bo brzęczy jak się rozmieni i biegać się nie da, a skoro nie można rozmienić to nie ma sensu biegać z banknotami). 

Mnie cieszy jedno, że angielskim zasadom nie łączenia parkruna z akcjami charytatywnymi odpowiedzieliśmy po polsku. Nie da się drzwiami? To wejdziemy oknem! Pomysłodawcą był szef Przychodni na Wzgórzu, a organizatorem przychodnia. A parkrun po prostu odbywał się tu gdzie zawsze o 9:00 rano. 

Zbiórka jeszcze się nie skończyła. Trwa jeszcze dwa dni. Zachęcam to finansowej partycypacji. 

Tutaj link: https://zrzutka.pl/2jvrsn  

To nie jest żadna ściema. Olę (mamę Zosi) i jej rodzinę znam świetnie ze spacerów z psami (dookoła małego zbiornika oczywiście). Może czasem nasze psy wpadną pod nogi biegaczom, ale nigdy jeszcze ich nie pogoniły! :D Ola naprawdę ma w życiu znacznie ciężej niż każdy z nas i jeżeli można się dołożyć choć w małej cegiełce do rehabilitacji Zosi to naprawdę warto. 

 


I taki właśnie był ostatni parkrun. Te puszki były najważniejsze. Reszta była przy okazji.

poniedziałek, 28 sierpnia 2023

Kącik biegowego melomana: King Crimson - Lark's Tongues in Aspic

 

Było to tak: w sobotę pobiegłem po latach przerwy parkruna. Po parkrunie weszły mi endorfiny, których jakich również latami nie czułem. Napisałem poprzedni wpis w kilkanaście minut i zorientowawszy się, że czeka mnie sobota, jakiej dawno nie miałem, czyli taka bez zobowiązań, bez konieczności szykowania się na jakąś imprezę, bez żadnych planów... po prostu wolna sobota, kupiłem bilet na festiwal rocka progresywnego w Ino-Rock w Inowrocławiu. 

Była godzina 14:00, festiwal zaczynał się o 16:30, wsiadłem w samochód i po dwóch godzinach siedziałem na drewnianych ławeczkach Teatru Letniego w Inowrocławiu.

sobota, 26 sierpnia 2023

Parkrun Gdańsk-Południe # 311 - Hello parkrun!

Kilka miesięcy temu, a może kilka lat temu przypadkowo spacerowałem z psem i kompletnie zapomniałem, że jest sobota 9:00 rano (czyli pora, której konsekwentnie unikałem). Tym sposobem trafiłem Stanley'a, który w kilku zamienionych ze mną zdaniach trafił w nutę, po której dałem się namówić i przemaszerowałem (czasami podbiegając) 5 km z klapkach. 

To był jedyny incydent tego typu.

Dziś przyszedłem na start całkiem świadomie. Może nie do końca z własnej woli, ale na pewno świadomie. Tydzień temu patrząc na parkrunowych biegaczy mój syn zaczął mnie wypytywać i drążyć temat tak głęboko, że w końcu zirytowany serią niewygodnych pytań wypaliłem: 

- "Jak chcesz to sam pobiegnij a tydzień."

- "Ale pobiegniesz ze mną?"

- "TAK!"

* * * 

Sobota, godzina 8:00, jemy małe śniadanko:

-"A skąd będę wiedziała jak biec?"

-"Będzie sporo ludzi, będziesz biegł za kimś...."

-"A co jeżeli wszystkich wyprzedzę i wtedy nie będę widział jak biec?"

-"OK..."

Rysujemy mapę:

 


 * * *

No i poleciał.... tyle go widziałem co na starcie. Dobiegł z czasem 33:33 :) Pięć minut przede mną. Ja sobie spokojnie doczłapałem z pieskiem w tempie, na które było mnie po prostu stać. 

 

 

* * *

Za tydzień będzie myślę, że będzie nas dużo. Przychodnia na Wzgórzu (czyli przychodnia nad startem parkruna) wspomoże młodą mieszkankę naszego osiedla - Zosię, która urodziła się z porażeniem mózgowym i wymaga ciągłej rehabilitacji. Od każdego uczestnika biegu Przychodnia przekazuje 10 zł dla Zosi. Więcej o Zosi na  jej profilu https://www.facebook.com/krolewna.smieszka.zosia

Myślę, że będzie też okazja, aby każdy z nas wsparł Zosię dodatkowo, do czego osobiście zachęcam, a wręcz namawiam.