niedziela, 28 sierpnia 2016

Bieganie mnie zawiodło

Noszę w sobie ten wpis od niemal miesiąca, jako ciąg dalszy do wpisu o tym jak przybrać 8 kg w miesiąc. Opisałem w nim kilka faktów jak dobrze szła mi walka z wagą od lutego do czerwca i jak fatalnie zaprzepaściłem swój mały sukces w 1 miesiąc.

Gdybym zadał pełne bólu pytanie "dlaczego tak jest?" i skierował je do inżyniera (którym sam jestem)  odpowiedź byłaby prosta. Tabelka w excelu z zestawieniem kalorii, które weszły i zeszły powiedziałaby prawdę.

Ale to samo pytanie "dlaczego tak jest?" zadane humaniście (którym sam też czasem jestem :))  po długich przemyśleniach daje odpowiedź: "jest tak, bo bieganie mnie zawiodło!".


Bieganie mnie zawiodło

  • Biegam dlatego, bo lubię jeść, a kiedy biegam, to mogę jeść ile chcę i co chcę. Zdanie to fajnie brzmi i fajnie gdyby było prawdą. I pewnie jest prawdą kiedy dotyczy organizmu 20-latka. Sam pamiętam moje mega łatwe strzały kiedy sam miałem 20 lat i bez większego problemu potrafiłem w 2 miesiące zejść z 90 kg do 75 kg wyłącznie dzięki temu, że zapisałem się na lekcje tenisa - bez zmiany w stylu jedzenia i imprezowania. Albo zmiana 99 kg na 82 kg poprzez kupno kwartalnego karnetu na basen. Tuż przed czterdziestką to już nie działa.
  • Ciągłe bieganie miało być narzędziem do trzymania wagi niezależnie od innych okoliczności. Nawet z poprzedniego punktu widać, że zawsze miałem tendencję do popuszczania pasa i nagłych akcji normalizacyjnych. Ale nigdy z żadną dyscypliną nie związałem się na dłużej. W tenisa grałem bardzo intensywnie jeden sezon, ale trener + zima wykończyły mnie finansowo. W siatkę grałem trzy sezony, ale rozpadła się drużyna. Basen był od karnetu do karnetu. Biegać miałem do końca życia, i właśnie bieganie miało być narzędziem zabezpieczającym przed jojo a wręcz stabilizującym wagę w mniejszym zakresie wahania. Wakacje i Święta są każdego roku, ale zamiast  +10 kg miało być +2 kg, które miało znikać po tygodniu. Samo bieganie niestety nie zabezpiecza przed jojo.
  • Dieta działa zawsze. Bieganie nie zawsze. Ciężko się z tym zgodzić, bo bieganie jest fajniejsze niż dieta, a poza tym większość z nas wyznaje religię biegania a nie religię racjonalnego jedzenia. Ale tak to wygląda w realnym świecie 30 i 40 latków. Znam kilka osób, których przykład to potwierdza. Próbowały biegać, chodzić na fitnesy i zumby. Efekt był taki, że owszem, sylwetka stawała się lepsza, ale po kwartale na wadze ubywało 0,5 kg. Kolejny kwartał wyłącznie na diecie (ułożonej przez dietetyka) dał 8-10 kg w dół bez żadnych ćwiczeń fizycznych. 
  • Człowiek ma ograniczone zasoby siły woli. Im więcej rzeczy narzuci sobie jako obowiązki tym szybciej gdzieś pęknie i część z nich po prostu przestanie robić. Bez większego problemu można wytrzymać przez bardzo długi czas zarówno z samą dietą jak i samym bieganiem. Boję się jednak, że jedno i drugie równocześnie nie przetrwa razem dłużej niż pół roku. Chyba że jedno z nich (albo oba!) staną się stylem życia. To po raz kolejny tylko fajnie brzmi: "bieganie i zdrowe odżywianie to mój styl życia". I prawdą jest, że wtedy czujemy się lepiej, chudniemy, mamy moc i robimy personal besty. Ale w głębi duszy, tak naprawdę fajnie jest puścić sobie jakiś Floydów albo Shirley Bassey z winyla, otworzyć trzy piwka pod rząd, zdjąć z grilla karkówkę prosto na talerz i przyznać przed samym sobą: "dziś nie biegam!". Bieganie i dieta to jednak podwójne użycie siły woli, której na dłuższą metę może nie wystarczyć.

Bieganie mnie zawiodło, bo nic od niego już nie dostaję poza przyjemnie spędzonymi chwilami. Może nawet stało się stylem życia, bo ciągle szukam okazji aby wplatać je w zwyczajny dzień. Kiedy mamy jechać po warzywa na działkę - wysyłam żonę z dziećmi a sam biegnę 10 km na przełaj i spotykamy się na miejscu. Kiedy kumple proponują mi, że podwiozą mnie z imprezy do domu - wyciągam buty z plecaka i stanowczo odmawiam tłumacząc, że pobiegnę do domu bo to po prostu lubię! I ciągle zapisuję się na kolejne biegi ultra (odpowiednio sprawdziwszy czy zmieszczę się w limitach) bo uzależniłem się od tego rodzaju fizycznego resetu. Jednak czuję się zawiedziony, bo to nie wystarcza aby trzymać wagę. Mimo, że wychodzi mi przynajmniej 40 km w tygodniu a często bliżej 70 km - bez dodatkowej diety moje ciało zachowuje się tak jakby tego biegania nie było.

Bieganie mnie zawiodło, bo odebrało mi jeden z najważniejszych argumentów, jaki kiedyś dało. "Z każdym krokiem staję się szczuplejszy i szybszy" - tak kiedyś czułem. Tak kiedyś faktycznie było bo kiedy stawałem na wadze i widziałem jak cyfry lecą w dół nie mogłem doczekać się następnego dnia aby jeszcze mocniej zakręcić korbą spalania materii. 

Bieganie zawiodło mnie wczoraj, zawiodło mnie dzisiaj i z pewnością zawiedzie mnie jutro, ale niestety nic z tym nie zrobię. Będę trwał w tym związku bez wzajemności. Dlaczego? Bo bieganie takie jest!

17 komentarzy:

  1. Kłamstwo Panie Tomku.Pan tłuczesz puste kilometry.Z bieganiem ma to niewiele wspólnego jak to Panu ktoś kiedyś wytknął.Kiedy Pan ostatnio biegł?Chyba w trakcie życiówki na 10 km robiąc 44 min!Uprawiasz turystykę pieszą.Po co Ci była Solidarność tydzień po Chudym?S.Jurkiem nie jesteś.Kilianem biorąc pod uwagę wynik Chydego też nie.Bieganie nie zawodzi.Zawodzą spacery.Nawet te szybsze które uprawiasz.Zacznij znów trenować.Zacznij biegać a waga poleci.Koszulki z marszów ultra to nie wszystko.Bloga śledzę od początku i kibicuję ale ostatnio idziesz po równi pochyłej stąd mòj komentarz.Nie obrażaj się a zmotywuj i wróć do gry!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mógłbyś zdefiniować czym są puste kilometry?

      Usuń
    2. Kwestia nomenklatury. Jeżeli wolisz, niech będzie, że zawodzą mnie szybkie spacery i marszobiegi. Jakkolwiek tego nie nazwiemy - to co robię - zawodzi mnie w kontekście wagi. Choć z drugiej strony, patrząc na długoterminowy cel - nie znam słowa "fizjoterapeuta" ani "nie ukończyłem biegu bo kontuzja mi się odnowiła".

      Usuń
  2. Ot to.:)Może trochę brutalnie ale prawdziwie.Pusty kilometrarz wiosny nie czyni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo zaczynasz wybacz szczerość od dupy strony. Nie mieszajmy biegania z odchudzaniem. Chudnięcie to efekt nie biegania, nie diety ale zmiany sposobu odżywiania. Długofalowo. I nie kalorie się liczą tylko źródło energii. Robiąc wolniejsze biegi, spacery, marszobiegi - jak zwał to zwał nie potrzebujesz energii z węglowodanów. Spożyte w nadmiarze skutkują wzrostem wagi. Dopasuj ilość Ww do rodzaju wysiłku i zaczniesz chudnąć. Tyle ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z punktu widzenia logiki nie zgodzę się, że efekt _zmiany_ ale efekt stylu. Oczywiście, jeżeli styl jest zły, to potrzeba jest zmiana.

      Usuń
    2. Jak zwał, to zwał ;-) Ogólnie nie jestem zwolennikiem tezy, że bieganie samo w sobie odchudza. Biegając bez zmiany nazwijmy to stylu życia wagi koniecznie nie stracisz, bo apetyt siłą rzeczy wzrośnie. To tego dojdzie efekt łapania wody przez mikrourazy powstałe przy dłuższych wybieganiach i frustracja gotowa.

      Proponuję Ci test ;-) ściągnij z netu coś, co się nazywa whole30 food template, jedna strona która jest rzekłbym suchym streszczniem całej książki - książkę jak Ci się chce, można przeczytać żeby zrozumieć mechanizmy. I potem daj sobie 30 dno na zastosowanie. 30 dni to niewielka inwestycja, a może pokazać nowy kierunek w poszukiwaniach ;-)

      Usuń
    3. A i ogólnie jeśli mówimy o innym rozwiązaniu, to bieganie ultra na niskich węglach nie jest wbrew pozorom takim złym pomysłem. Co potwierdzają Więcek i Jędroszkowiak w Polsce i bodajże Timothy Olson zagramanicą ;-)

      Usuń
  4. Ja chyba odrobinę się zgodzę z Anonimowym, że może potrzebny jest konkretny biegowy cel i twarde miesiące przygotowań, które skutkują dostosowywaniem się ciała (czyli utratą wagi). Inną sprawą jest fakt, że organizm poddawany presji ciągłego podobnego w formie wysiłku, przyzwyczaja się skubany i już nie chce tak łatwo gubić tych kg. Jeszcze inną sprawą może być zniechęcenie, może nawet wypalenie, które sugeruje nam byśmy dali sobie spokój na jakiś czas i zajęli się np. deskorolką. Inna sprawa to faktycznie dieta a jeszcze inna i na to zwrócił bym szczególną uwagę, to treningi uzupełniające, polecam HIIT. Jest parę dzikich aktywności, nie zajmujących wiele czasu, nie potrzebujących szczególnych ośrodków treningowych a dających nam ognia w całym układzie ruchu jak i cardio. Ja żeby było śmiesznie za bardzo tracę wagę, więc obecnie do biegania dołączyłem trochę pakowania i jest doszczegalny ogień. Myślę, że temat jest szeroki oraz wielowarstwowy więc tak się odezwałem z czystej sympatii. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję za wyraz czystej sympatii :)
      Jeżeli chodzi o pierwszą część Twojej wypowiedzi, czyli "konkretny cel i twarde miesiące" to nie jest to rozwiązanie długoterminowe. Ja nie potrzebuję, ani nawet nie chcę ścigać się z czołówką, moje miejsca na biegach organizowanych mają być pochodną stylu życia a nie celem.

      Gdybym nastawił się na cel krótkoterminowy, np. złamać 40 min na 10 km pewnie w ciągu roku udałoby mi się to osiągnąć. Zakładając, że zrobiłem 44:30 ważąc 95-96 kg bez jakiegoś specjalistycznego treningu, to redukując wagę do 85 kg i przygotowując się pod bieg pewny bym 40 min złamał. A jeżeli nie to jakiś 41-42 minuty są w zasięgu. Ale co byłoby potem? Zniechęcenie? Może kontuzja jeszcze w trakcie przygotowań? A jeszcze dalej? Pewnie bym się roztył jak część piłkarzy po zakończeniu kariery albo Artur Partyka.

      Szukam rozwiązania długoterminowego. I tym rozwiązaniem nie jest mocniejsze biegania, a styl kuchni. Na FB właśnie wpadł mi cytat od Biegacza z Północy - że formy szuka się na treningu, a masę reguluje się w kuchni. Ciężko się z tym nie zgodzić.

      "Bieganie mnie zawiodło" to tylko chwytliwy tytuł, tak naprawdę powinien on brzmieć "Zrozumiałem, że samo bieganie to z mało, choć bardzo bym chciał, aby tak nie było".

      Usuń
    2. Jeśli mogę coś skromnie polecić (jako dietetyk i znawca suplementacji) to zwrócił bym uwagę na banał żywieniowy. Zaczynamy dzień i kończymy dzień na posiłkach białkowych (jaja, ryby, czy tam strączkowe). Nocą się regenerujemy, odbudowujemy więc kompletnie nie potrzebujemy węgli. Węglowodany redukujemy za dnia i jemy te głównie złożone, by nie było skoków insulinowych i redukujemy białe pieczywo bo to osobny, trudny temat. Jajecznica na boczku z rana jak śmietana, (wieczorem też) dostarcza nam BCAA, które też mogą być energią a są podstawowym budulcem tkanki mięśniowej. To jest pewien podstawowy rozdział, za który podziękowało mi parę koleżanek w związku z estetycznymi efektami plażowymi.

      Usuń
  5. Po pierwsze to tak solidny człowiek nie powinien się uciekać do chwytliwych tytułów :)
    Po wtóre, już kiedyś o tym pisaliśmy-Twój organizm jest kompletnie przyzwyczajony do treningu jakim go raczysz.
    Ogarnął temat i wie gdzie, i jak zrobić zapasy, bo też już wie,że przyjdzie czas niedostatku (czyli Twoje diety). Jest jak żona z długim stażem małżeńskim-niczym go nie przestraszysz a może ci z życia zrobić piekło :)

    Amplituda efektu niestety będzie rosła. Czas też działa na naszą niekorzyść.
    Niebezpiecznym psychicznie mechanizmem jest nagradzanie się pełniejszym korytem za wykonany wysiłek.
    O poruszaniu się w strefie komfortu nie wspomnę, bo sam ten grzech popełniam.
    Zaskocz się sam jakąś jazdą rowerem. Wjazd od Kanału Raduni przez Kampinoską na kwadrat może poskutkować rekordem tętna.

    Z drugiej strony-w ogonach biegów ultra jest chyba najciekawiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tomek moje zdanie znasz od zawsze. Jak ktoś napisał bodajże na FB, bieganie to jeden z najgorszych sposobów na utratę tkanki tłuszczowej. Piszesz, że ważna jest dieta, ale to jak będziesz teraz jadł, da nam odpowiedź, czy na pewno w to wierzysz ;)

    Bez zmiany diety można schudnąć uprawiając ćwiczenia zwiększające tkankę mięśniową (siłka), bo z prostej matematyki: 1 gram mięśnia zużywa kilkadziesiąt razy więcej energii, niż gram tkanki tłuszczowej, zatem przy tej samej podaży kalorii pojawi się deficyt energetyczny.

    Wspomniane "puste kilometry" - wolny bieg na niskim tętnie to podstawa biegów ultra. Zużywa się niewiele glikogenu, spala się głównie tłuszcz, więc zapasy energii są praktycznie nieograniczone. Nie trzeba wciągać żeli, batonów, pić przesłodzonych izotoników. Jeden woli bić rekordy czasowe na określonym dystansie, innego kręcą rekordy odległościowe. W tym drugim wypadku wybór "spalania tłuszczowego" jest naturalny, jeśli chcemy robić to latami bez kontuzji i wypalenia. Badania i Twoje doświadczenia potwierdzają niestety, że nie jest to droga prowadząca do utraty wagi.

    Przeskok na szybkie bieganie często jest skorelowany z utratą masy, bo towarzyszy mu trening siłowy zwiększający mięśnie i zmiany w diecie. Gdy jednak taki zawodnik powraca do starych nawyków żywieniowych, znowu tyje, spadają jego osiągi i dość szybko kończy "karierę". Nieliczni, którzy wytrzymują reżim i adaptują się do nowych nawyków są przekonani, że szczupła sylwetka jest efektem tylko szybkiego biegania, ale IMO to wynik tzw. survivorship bias, błędu postrzegania rzeczywistości. "Skoro mi się udało tym sposobem, to jest to słuszna droga" - jest to droga skuteczna, ale mało efektywna, bo niewielki odsetek ludzi jest w stanie na niej wytrwać i osiągnąć trwały efekt.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspomniane przez Dedka puste kilometry to oczywiście podstawa biegów ultra.Tylko tempo tych pustych kilometrów to już sprawa subiektywna.Autor bloga pomimo problemów wagowych dysponuje potencjałem takim jak wspomniane 44 min / 10 km co przy uczciwie podawanej przez autora wadze stanowi rezultat godny pozazdroszczenia.Znaczy predyspozycje są.Autor tylko z sobie znanych powodów zapuszcza się i degeneruje fizycznie stąd też te puste kilometry są naprawdę puste.Nie znamy się więc nie oceniam natomiast wydaje mi się że szkoda potencjału bo ten patrząc na same wyniki i trasy JEST.Pozdrawiam i kibicuję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Po przeczytaniu kolejnego szczerego posta przypominam o low carb, być może przejście na dietę ściśle low carb to za duża zmiana ale ograniczenie węglowodanów w stosunku do tego co jest teraz to realna możliwość. Lepiej pozwolić sobie na syty i dosyć tłusty, mięsny (jajeczny itp) posiłek z samymi warzywami, niż na nadmiar cukru i węgli, które powodują tycie. Bez wyrzutów insuliny nie da się utyć, jedząc od rana do wieczora węgle, wyrzuty insuliny są nieustanne (przy czym większe rano - więc to najlepsza pora na białkowo- tłuszczowy posiłek bez żadnych węglowodanów).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dieta low carb chodzi za mną od jakiegoś czasu. Miałem w zyciu dwa podejścia. Jedno bardzo dawno temu, drugie stosunkowo niedawno. Zastanawialem się, czy jest to temat na osobny wpis, ale przekonałeś mnie, że warto opisać moje 10 dni z dietą low carb. Fatalne 10 dni, które chyba zrobiłem źle.

      Usuń
    2. Początek może być bardzo ciężki, a i wydolność w biegu może być fatalna gdy organizm przywykł do high carb. Pełne przystosowanie trwa 30dni i w tym czasie lepiej lekkie treningi tylko. Ja jestem aktualnie na 100g a nawet 150g węgli choć są też diety low carb z 5g... ale bardzo chudnę poniżej tych 100g. Na początek polecam 50g netto, większość węgli najlepiej na kolację po treningu. Opisz co robiłeś, być może to błędy, być może normalny, trudny start, albo np brak soli i minerałow - diety low carb zakwaszają i trzeba to jakoś neutralizować.

      Usuń

Podobne wpisy