czwartek, 26 października 2017

Foxtrot


Moja przerwa w bieganiu ostatecznie nie trwała aż tak długo. Dużo bardziej dramatycznie wyglądało to z perspektywy dwóch ostatnich wpisów na blogu niż było w rzeczywistości. Ja tylko napisałem, że bieganie mnie zawiodło (bo zawiodło!) i nie będę zapisywał się na oficjalne biegi bo one mnie stresują kiedy biegnę na końcu stawki. Joszczi się śmiał ze mnie, że dramatyzuję jak baba a Dominik dodał, że w kolejnym odcinku telenoweli znajdę w bagażniku rolki. Może tak właśnie było, nie przeczę, mam świadomość małego focha, którego strzeliłem, ale cała ta sytuacja uświadomiła mi, że drogą, którą idę to po prostu wypadkowa mikroczynników, które ją determinują.

Brzmi jak bełkot wyjęty z wizytówki maestro od rozwoju osobistego i komunikacji we wszystkich jej inkarnacjach? :) Tak wiem, tak właśnie to brzmi. Ale teraz, tuż po takim bełkocie napiszę, powiem wam, dlaczego bieganie zaczęło mnie lekko denerwować. Nie mówiłem tego nikomu, bo to brzmi jak najbardziej niedorzeczne wytłumaczenie jakie można sobie wymyślić:

Przestałem biegać bo android w asusie mnie wkurwił.

A teraz szerzej. Nie dorobiłem się jeszcze zegarka biegowego mimo 5 lat biegania. Bo po prostu nie jest mi on potrzebny. Wszystko co potrzebuję mam w telefonie. Tak naprawdę chodzi mi o tracking i muzykę. Przez te lata miałem kilka telefonów. Od kiedy zacząłem biegać dłuższe dystanse moją towarzyszką była Xperia Z3, bateria spokojnie dawała radę przez kilkanaście godzin z włączonym przesyłem danych, gpsem i muzyką na słuchawkach. Z tą Xperią zrobiłem między innymi ŁUT150. Ale któregoś dnia Dominik po pijaku mi ją zepsuł. I to było pierwsze mikrozdarzenie, które pchnęło klocek domino w układance mojego odejścia od biegania. Zrobiłem research w necie i stwierdziłem, że kupię sobie smartfona z najdłużej działającą baterią na rynku. Rok temu taką propozycją był jeden z modeli Asusa. I tutaj muszę powiedzieć, że bateria to petarda! Trzymała 3 dni bez ograniczania się z korzystania. Zrobiłem z nią wszystkie wypady biegowe przez ostatni rok. Bo 12 godzinach biegu z endomodo i robieniem zdjęć schodziło około 30% baterii. Mogłem pojechać z Dominikiem do Bergamo i obiegnąć Iseo nie ładując ani razu komórki we Włoszech.

Problem pojawił się po jednej z aktualizacji androida i objawiał się tym, że wkładając słuchawki z typowym jackiem 3-pinowym (kanał lewy, kanał prawy i masa) co chwila, totalnie losowo włączało mi się Google Now i przerywało muzykę, którą słuchałem. Spędziłem kilka godzin aby to cholerstwo odinstalować, ale wg mojej wiedzy bez grzebania w roocie (i utraty gwarancji) nie da się odinstalować Google Now. Nie da się nawet tego dezaktywować!  Rozwiązaniem było kupno przejściówki z 3-pinów na 4-piny (czwarty pin to mikrofon, którego normalne słuchawki stereo oczywiście nie mają).

Czy problem się rozwiązał? Niestety tylko częściowo... Telefon zaczął zachowywać się normalnie, nie wyskakiwał jak królik z kapelusza z Google Now i nie przerywał muzyki. Ale... ale jakość muzyki przez przejściówkę spadła dziwnym sposobem o jakieś 30%. Dla większości pewnie byłaby to różnica niezauważalna, ale mnie tak wkurwiała, że słuchałem muzyki biegając z narastającym niezadowoleniem. Ten dyskomfort był dla mnie mniej więcej tak duży jak gacie obcierające jaja. Mój mózg zaczął tworzyć połączenia, które zamieniały się w decyzje: "posłuchaj muzyki w domu, jest lepsza jakość niż biegając, nawet w sennheiserach". I do była cholerna prawda.

Kilka dni temu zmieniłem telefon na ten z jabłuszkiem i mimo kolejnej przejściówki (z lighting na jacka) muzyka brzmi już jak kiedyś. Złożyłem moje 5-letnie wysłużone, sypiące się sennheisery HD201 i dokładnie tak jak 5 lat temu pobiegłem nad stawy aby po prostu posłuchać muzyki.

I to mnie kręci tak samo jak zawsze. To jest moja główna motywacja. Może zacznę przy okazji zrzucać kilogramy. Ale najważniejsze były te chwile spędzone z płytą Foxtrot zespołu Genesis. Zupełnie jak 5 lat temu. Nic się nie zmieniło.



[Fragment mojego pierwszego wpisu na blogu]

Ta muzyka w słuchawkach mnie uratowała. To był jedyny przyjemny element. Jedyny jakikolwiek element do którego chciałem wracać. Ta chwila czasu dla siebie, kiedy można posłuchać muzyki - jakkolwiek to zabrzmi - w spokoju i skupieniu. I to był mój najważniejszy motywator. Wybrać płytę na następny dzień. Obiecać sobie, że to jedna szansa, aby móc jej posłuchać. Wybrałem Trick of the Tail - Genesis. I tą myślą żyłem do następnego dnia.

2 komentarze:

  1. Oj Tomek, Tomek ty i te twoje zniekształcanie rzeczywistości :)

    "Z tą Xperią zrobiłem między innymi ŁUT150. Ale któregoś dnia Dominik po pijaku mi ją zepsuł. "

    A było to tak: gdzieś koło 3 w nocy, gdy wracaliśmy slalomem z posiadówki na balkonie u Joszczaka, zapragnąłeś ubarwić spacer muzyką. Byliśmy już na Wierzyckiej, chwyciłeś telefon w prawą dłoń i włączyłeś Welcome to the jungle Gunsów. Niestety w trakcie przeboju nasze trajektorie się zbiegły i zderzyliśmy się rękami, w konsekwencji telefon upadł na glebę, pękła szybka i przestała działać część ekranu. Ok. tydzień później naprawiłeś szybkę i telefon działał normalnie - mogłeś dalej cieszyć się wysokiej jakości muzą. Z 2 miesiące później postanowiłeś jednak zmienić telefon na Asusa, bo Sony cię wkurzał, miał już 2 lata i chciałeś coś z długo trzymającą baterią.. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie to rozwinąłeś. Nie chciałem czytelnika obarczać tak długim opisem tej dygresji. A zmieniłem na Asusa bo zastępcza szybka w Xperii miała pewne mankamenty i telefon nie działał już tak dobrze jak w epoce przed Gunsami.

      Usuń

Podobne wpisy