Powoli zaczyna mnie nużyć nie-bieganie. Przez ostatnie 5 dni zrobiłem 100 km jeżdżąc rowerem do pracy i z każdym dniem coraz bardziej wkręcałem się w rywalizację z samym sobą. Każdego dnia chciałem pokonać ten dystans szybciej i faktycznie tak się działo. Oczywiście mówię o rywalizacji z samym sobą na miejskim rowerku za ~500 zł z sześcioma przerzutkami. Ale nie chodzi tutaj o szybkość bezwzględną, ale mierzenie się z samym sobą, zupełnie jak 5 lat temu na samych początkach przygody z bieganiem.
Dziś rano jak co tydzień pobiegłem parkruna. Znów miałem alibi i nie musiałem męczyć się aby złamać tempo 6 min/km. Co prawda moje córki są na obozie żeglarskim, ale Karol, syn mojego sąsiada Kamila nie zawiódł mnie i pozwolił sobie towarzyszyć pod "nieobecność" jego ojca :) Pobiegliśmy równo, mniej więcej po 6:45 min/km.
Bieg wygrał Darek Kokociński. Dwa tygodnie temu przybijałem Darkowi piątkę na mecie Chudego Wawrzyńca. Zrobił trasę 80 km dokładnie w takim samym czasie jak ja 50 km...
Po południu pojechaliśmy zobaczyć jak płynie czas moim córkom na obozie żeglarskim w Charzykowach. Zawszę do Chojnic jeżdżę A1 w dół a potem "berlinką" przez Starogard. Tym razem mapy google podpowiedziały mi aby jechać na Przywidz, ale Kościerzynę ominąć od południa przez Wiele. Co ciekawe - to najkrótsza trasa między Gdańskiem a Chojnicami. Myślałem o niej bardzo intensywnie 2 lata temu kiedy szykowałem się na samotny bieg na 120 km z domu wprost na wieczornego grilla u Teściów. Tego biegu ostatecznie nigdy nie pobiegłem. Szkoda. Jadąc drogą między powalonymi przez wichurę drzewami zastanawiałem się czy kiedykolwiek jeszcze podejmę te wyzwanie? Czy będę w stanie?
Chwilę potem skróciłem perspektywę swoich planów i obaw z nimi związanych. Za miesiąc Maraton Puszczy Bydgoskiej. 60 km z takim limitem, że trzeba biec średnio 8 minut na kilometr. Dwa lata temu bym się śmiał, ale dziś jest to dla mnie wyzwanie. Ale jeżeli w Bydgoszczy będę miał problemy to w jaki sposób pokonam limity dwa tygodnie później na Łemkowynie 70? Słyszę jak Joszczak śmieje się pod nosem i przygotowuje palce do prostego i oczywistego komentarza: "jak nie zaczniesz biegać, to niestety na Łemko wracamy do Chyrowej autobusem bez Ciebie".
Kilka godzin później stoję przy pomoście nad jeziorem Charzykowskim. Woda jest tak samo ciepła jak powietrze. W bagażniku mam speedcrossy, których jeszcze nie wyjąłem po Chudym Wawrzyńcu, ale do lasu i tak nie wbiegnę, bo grozi za to mandat 500 zł. Może pokonać wpław 40 odległości między pomostami? Albo pobiec ścieżką przy jeziorze?
Powoli zaczyna mnie wkurzać to, że kilka miesięcy temu obraziłem się na sport....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz