piątek, 30 listopada 2018

4. Intensywność



Zagadnienie, któremu postanowiłem poświecić osobny wpis to intensywność treningu. Zacznę od wykresu, który chyba każdy zna, czyli wykres stref tętna wraz z ich literackimi opisami. Akurat w tym przypadku jest podział na: łatwy, spalanie tłuszczu, cardio, wydajność i maks. 


Powyższy wykres przedstawia moją walkę z interwałami, które faktycznie szedłem niemal na maksa (kilometry poniżej 4 min). Wróciłem do domu zziajany jak pies, spoglądam na wykres i okazuje się, że nie spaliłem nic tłuszczu :D


Dosłownie 0% spalania tłuszczu! Ale czy tak było naprawdę? Czy cały ten trening podniósł mi tylko wydajność i nie przyczynił się do spalenia ani grama tłuszczu?

Dwie strony równości

Przepraszam specjalistów za pseudonaukowy bełkot, z pewnością biochemicy wiedzą to znacznie lepiej, ale upraszczając jak się da nasz organizm to maszyna, do której się z jednej strony wrzuca jedzenie a z drugiej maszyna wykonuje prace. Część na utrzymanie samej siebie, a część na ruch.

jedzenie <----> utrzymanie i praca 

Specjalnie nie użyłem znaku równości, bo tutaj idealnej, matematycznej równości nie ma nigdy. Zawsze albo coś odkładamy (mówiąc kolokwialnie - robi się z nas grubas) albo podbieramy z zapasów (czyli robi się z nas  "nowy ja"). 

Prawą stronę, czyli jedzenie, regulujemy doborem składu pożywienia oraz porcjami. Lewą regulujemy ruchem. Tym codziennym, który praktycznie robi się sam, ale jeżeli jest go za mało - zakładamy dresy i dorzucamy jeszcze trochę ekstra wysiłku. 

Każdy ruch to spalanie tłuszczu, a im intensywniejszy tym więcej go spalamy?

Właśnie dochodzę do sedna. Na wykresie mojego tętna z bardzo intensywnego biegu interwałowego wynika, że spaliłem 0% tłuszczu. Ja oczywiście rozumiem przesłanki takiego zapisu - dokładnie w momencie tego biegu organizm nie czerpał energii bezpośrednio z tłuszczu, ale głównie z glikogenu. Natomiast takie uproszczenie powoduje, że człowiek myśli, że bardziej schudnie tocząc się wolniutko na granicy szybkiego marszu i marszobiegu. Przez takie wykresy mamy wbite do głowy, że tylko w takich granicach tętna następuje spalanie tłuszczu. Ale mocny trening interwałowy zużywa znacznie więcej energii niż marsz. Organizm mimo, że w trakcie tych 30 minut nie pobiera bezpośrednio energii z tłuszczu musi się potem odbudować, zregenerować i jeżeli się nie obeżremy po treningu będzie część tej energii pobierał z tłuszczu. Tak mówią nie tylko amerykańscy naukowcy, tak mówię również ja na postawie własnych badań nad sobą :)


Mój trening w poprzednich latach:
  • Początkowo był na wysokiej intensywności bo wszystko ponad marsz nią było :)
  • Im dłużej biegałem tym bardziej przyzwyczajałem się do wygodnych, krajoznawczych temp. 
  • Wychodziłem poza strefę komfortu (tego zdecydowanie fizycznego, nie ma tutaj absolutnie nic z rozwoju osobistego ;) ) coraz bardziej niechętnie.  
  • Tę zwykłą wygodę tłumaczyłem sobie powtarzając za wykresami "przecież biegam w strefie cardio!!!"
  • Ale stając rano na wadze, dodawałem: "naprawdę nie rozumiem, czemu znów przytyłem??"
  • "To pewnie geny :)"

Mój trening przez ostatni rok:
  • Początkowo był na wysokiej intensywności bo wszystko ponad marsz nią było :)
  • Im dłużej biegałem tym coraz bardziej przyspieszałem, aby zachować intensywność.
  • Im byłem chudszy (względem starego siebie) tym częściej dołączałem zabawę biegową do treningu, czyli rwałem tempo, aby przynajmniej na chwilę wyjść poza komfort.
  • Zacząłem regularnie wprowadzać interwały, podbiegi lub bieg z narastającą prędkością.
  • Biegów w tempie "spalania tłuszczu" praktycznie nie robię.
  • 9 na 10 moich treningów zawiera w sobie element pójścia na maksa. Chociaż przez chwilę, chociaż kilka przyspieszeń po 200 metrów, tak aby serce chciało wyrwać się z klatki piersiowej, aby brakowało tlenu w płucach, aby niezależnie od pogody na czole pojawił się pot. 
  • W efekcie biegam coraz szybciej, bo muszę biegać szybciej aby zachować wysoką intensywność.

Podsumowując: 

Przez ostatni rok biegałem w granicach podręcznikowego spalania tłuszczu przez 0% czasu :)
Moja waga (stan na dziś rano) zeszła ze 123,0 kg --> 85,5 kg

fot. Adam 2h59min.pl Baranowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy