10. [1982] - Hot Space (8,67 km w 45m:34s, wtorek 13 listopada)
Przestrzegał mnie przed tą płytą Krzysiek Łapuć na ostatnim parkrunie. Ostrzegały mnie przez lata wszelkie pisma muzyczne regularnie lokując ten album w rubryce "antykanon". Podobno to najgorsza płyta Queen.
Ja nie byłem jednak aż tak negatywnie do niej nastawiony. Wręcz przeciwnie, pamiętam kiedy na samym początku lat 90-tych mój dobry kolega z podstawówki, mieszkający kilka ulic dalej kupił sobie całkiem losowo piracką kasetę właśnie z Hot Space. To było jeszcze przed śmiercią Freddiego, po prostu poznawaliśmy wspólnie muzykę i wymienialiśmy się kasetami. Ja wchodziłem we Floydy i inne progressivy, a kolega przynosił do mnie Dire Straits czy Queen właśnie... Pamiętam jak już wtedy mówił - "To wcale nie jest taka zła płyta!". Mi dupy nie urwała. Nie zrobiłem sobie kopii. I do dzisiaj nie słuchałem jej ani razu więcej w całości.
Dziś przez to musiałem przejść...no i nie było tak źle. Queen oczywiście nie jest tutaj Queenem. Pogubił się w próbie zastosowanie elektroniki, pomieszania soulu czy funku. Czasami słychać tutaj Michaela Jacksona (podobno były nawet przymiarki aby nagrać jakąś płytę w superduecie wszech czasów: Freddie & Michael), trochę Davida Bowie (tego to nawet osobiście w wielkim hicie Under Pressure) i nawet czasami słychać tutaj Queen (!!) w Life Is Real (Song For Lennon)
Pobiegałem, przesłuchałem bez przerzucania utworów. Do Under Pressure nawet nóżka poszła szybciej, ale raczej nie będę wracał do tego albumu zbyt często. Całkiem możliwe, że następny raz posłucham go za kolejne 28 lat.
cdn...
RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM
Nie tyle przestrzegałem, co zastanawiałem się co napiszesz. I o ile dobrze pamiętam, to mówiłem, że ja patrzę na nią już dużo łaskawszym okiem. Brzmieniowo zestarzała się nieładnie, ale niektóre pomysły były naprawdę ciekawe. Tak jak przy "The Game" napisałeś "John Deacon", to tu można napisać "John i Freddie", bo to oni naciskali na te klimaty. Co ciekawe, utwory jeszcze lepiej brzmiały na żywo. Nalegałbym też, żebyś w tym momencie zrobił przerwę w albumach studyjnych i przesłuchał "Queen On Fire", wydany co prawda dopiero w 2004 roku, ale dokumentujący występ z trasy promującej właśnie "Hot Space". Na nim najlepiej słychać zderzenie starego z nowym, a w dodatku Queen są w wybornej formie.
OdpowiedzUsuńTak było. Użyłem skrótu, że mnie przestrzegałeś, ale przyznaj, że było w tym trochę sadystycznej przyjemności związanej z tym, że będę musiał skonfrontować tę płytę z całą resztą płyt Queen.
UsuńWrzuciłem własnie koncert o którym mówisz, co prawda stacjonarnie, a nie biegając i skaczę po utworach z Hot Space. I muszę przyznać, że Back Chat wypada bardzo bardzo dobrze na żywo. Zaczynam zastanawiać się czy nie zbyt pochopnie, powierzchownie stwierdziłem, że wrócę do Hot Space za 28 lat.