środa, 7 listopada 2018

Running with Queen [1974] - Queen II

2. [1974] - Queen II (8,09 km w 40m:29s, środa 7 listopada)


Zrobiłem 8 kilometrowych kółek dookoła stadionu Lechii Gdańsk. Przywilej bycia rodzicem, kiedy oprowadza się dziecko na urodziny i ma się trochę czasu dla siebie. Tak naprawdę nie miałem ochoty słuchać tej płyty, bo mieliłem ją cały dzień w samochodzie, a miałem dziś takie "jeżdżony" dzień. Jednak czasami pewne płyty dostają pełnego kolorytu nie kiedy słucha się ich w fotelu samochodu, albo nawet na spokojnie w domu. Słuchanie w biegu to specyficzna perspektywa, a Queen II w ten sposób słuchałem dopiero po raz pierwszy...

Kiedyś dobre słowo o tej płycie powiedział Tomek Beksiński. A to dla mnie znaczy to tyle co błogosławieństwo samego papieża... Problem z tym, że mimo kilku prób przez ostatnie 25 lat nie bardzo jestem w stanie zrozumieć o co Tomkowi mogło chodzić. Ta płyta jest ledwie o stopień lepsza niż debiut. Queen dalej szuka swojego stylu błądząc gdzieś między hard rockiem w stylu podrabianego Led Zeppelin, Davidem Bowie (Ziggy ukazał się w momencie kiedy Queen nagrywali ten album) oraz nawet rockiem progresywnym w wydaniu Petera Gabriela teatralnie wcielającego się w kobietę w masce lisa z płyty Foxtrot.

Problem jest taki, że Freddie Mercury w żadnym z tych wcieleń nie jest tak dobry (autentyczny?) jak pierwowzory. Nie jestem na tej płycie po latach odnaleźć świeżości i zabawy, która powinna towarzyszyć jej nagrywaniu. Nawet "White Queen (As It Began)", który najbardziej podoba mi się z całego albumu sprawia wrażenie niedokończonego...

Ta płyta wciąż nie jest przełomem. Gdyby Queen przestał po niej istnieć tylko najwięksi zapaleńcy grzebiący w pudłach z analogami znaliby tę kapelę. 

cdn...


RECENZJE PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

6 komentarzy:

  1. Do tej płyty przekonywałem się dość długo, ale uważam, że powyższa recenzja jest nieco krzywdząca. Oczywiście, jest subiektywna, ale ja zdecydowanie uważam Queen II za przełom (a już zwłaszcza stronę drugą/czarną). Nie wiem czy czytałeś recenzję autorstwa Tomka, jakby co to załączam link:
    http://paw41.blogspot.com/2012/05/queen-1.html
    Mój ulubiony fragment to Ogre Battle - Fairy Feller's Master Stroke - Nevermore. Wspominałem już chyba też przy okazji, że drugi z tych utworów jest tak naprawdę muzyczną ilustracją do obrazu - tu szczegóły:
    https://www.youtube.com/watch?v=15A0F5aOoPM
    Z kolei The March of the Black Queen to zapowiedź Bohemian Rhapsody - wielowątkowa kompozycja z ciągłymi zmianami tempa, nastroju.
    Tu jest generalnie całe przyszłe Queen - rozbudowane harmonie wokalne i gitarowe, mieszanka stylów, bogate aranżacje i świetne pomysły. Do tego teksty - nawet ich albumy z lat '80 nie mają startu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzje Tomka czytałem, w oryginale w 1992-gim :) Mam tego Tylko Rocka. O niej własnie wspominam pisząc o dobrym słowie Tomka. Kiedy wspomniał jeszcze o Queen II robiąc swoje zestawienie najlepszych płyt lat 70-tych. Wymienił 10 pozycji i na koniec dodał, że szkoda, że był ograniczony tylko do 10-ki bo zabrakło miejsc na Queen II.

      Piszesz, że to przełom. Ale zadaj sobie pytanie, czy GDYBY żadna późniejsza płyta Queen nie powstała to dalej być mówił, że to przełom? Przełom przed czym? Wg mnie to raczej PRÓBA a nie przełom, i to taka próba, o której mało kto by pamietał, gdyby nie dalsze losy zespołu...

      Przełom to był kilka miesięcy później Killer Queen.

      Usuń
    2. Przełom w sensie takim, że o ile 'Queen I' to było po prostu przyzwoite granie, to tu doszło do zdefiniowania brzmienia Queen na następne lata. To taki kamień węgielny. I raczej odwróciłbym Twoje stwierdzenie - to następne płyty by nie powstały gdyby nie ta.

      Usuń
    3. Równie dobrze można dywagować czy powstało by Fragile oraz Close To The Edge - Yesów (obie uważam za jedne z najlepszych płyt w historii muzyki) gdyby nie poprzednie trzy płyty Yes, o których ja osobiście mógłbym zapomnieć i nigdy więcej nie posłuchać. Oczywiście zaraz znajdzie sie Yesomaniak, że The Yes Album jest również fantastyczny... może i jest, pewnie bez The Yes Album nie powstałoby Close to The Edge... ale to mimo wszystko Fragile jest przełomem, który wzniósł Yes na panteon prog-rocka.

      Usuń
    4. I jeszcze jedno mi przyszło do głowy.

      Gdyby płyty Queen i Queen II zostały nagrane jako Smile i Smile II, a dopiero Sheer Heart Attack jako debiut Queen to byłyby tak samo znane jak znany jest album The Cheerful Insanity of Giles, Giles & Fripp. Choć przecież na ten album do kamień węgielny stylu King Crimson :)

      Usuń
  2. To nie ja zacząłem gdybanie :) Po prostu inaczej postrzegamy ten album i tyle. Może kiedyś Ty go bardziej docenisz, może dla mnie jego wartość się obniży, a może zostaniemy przy obecnych zdaniach.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy