niedziela, 25 listopada 2018

Bieganie z polską muzyką: SBB - Memento z Banalnym Tryptykiem [1980]

Dwa tygodnie temu, w 100-tną rocznicę odzyskania niepodległości pomyślałem, że ani razu w moim kąciku nie pojawiła się polska płyta. Prowadzę ten kącik 5 lat i naprawdę ani razu? Zupełnie jakbym nie biegał z polską muzyką... a kompletnie nie jest to prawdą. W naszym kraju powstało mnóstwo bardzo dobrej muzyki!

11 listopada byłem w trakcie swojego ultramaratonu z Queen i chciałem go najpierw dokończyć zanim wejdę w kolejny "projekt".  Teraz jestem już gotowy. Przez najbliższe dni wybiorę 10 najważniejszych dla mnie propozycji i subiektywnie najlepszych, jakie powstały w naszym kraju. Nie będę stosował żadnej gradacji, nie będę wartościował tych płyt. Każda z nich jest dla mnie bardzo ważna.

SBB - Memento z Banalnym Tryptykiem  [1980]


Ostatnia płyta SBB przed pierwszym rozpadem grupy. Wśród krytyków większe uznanie zdobyła jej poprzedniczka "Welcome" ale dla mnie to właśnie ta czarno-biała okładka i czarny krążek, który z niej wyjąłem zimą w 1993 roku stanowią przełom w postrzeganiu polskiej muzyki. Ja wtedy miałem już bardzo solidne rockowe i prog-rockowe fundamenty. Całe Pink Floyd, King Crimson, Genesis i setki godzin z audycjami Beksińskiego. Jednak polską muzykę traktowałem średnio dobrze, kojarzyła mi się z Listą Przebojów PR3, "młodzieżowymi zespołami" typu Róże Europy, T.Love czy Sztywny Pal Azji. Wiadomo, że jeszcze te wszystkie Kulty, Maanamy, Republiki... do części tej muzyki dorosłem później, część przeoczyłem wtedy, gdy być może był jej czas... ale w kategorii rocka progresywnego wg. mojej ówczesnej wiedzy polskie zespoły nie istniały.

Czasy licealne, pierwsze imprezy, takie prawdziwe, gdy ktoś miał wolną chatę, bawiło się do późna w nocy i zostawało do rana. I właśnie podczas jednej z nich obudziłem się w nie swoim mieszkaniu i wygrzebałem z czyjejś półki dwie płyty: SBB - Memento z Banalnym Tryptykiem oraz Exodus - The Most Beautiful Day. Kilka godzin później byłem u siebie w domu i kiedy położyłem igłę gramofonu na tytułową suitę SBB i zabrzmiały z ust Józefa Skrzeka słowa:

Właściwie nie ma nic nadzwyczajnego
W spożywaniu owocu
Ani w nim samym

... zrozumiałem, albo raczej poczułem cały sercem, że to jest totalna liga światowa! Słyszałem wiele o SBB, czytałem artykuły w prasie, ale dostęp do muzyki nie był tak łatwy jak dziś. Trzeba było postarać się o nośnik z muzyką. Słuchałem tej płyty cały dzień i łzy napływały mi do oczu. Rok 1980-ty. Ja wiem, że na świecie wtedy grało się już zupełnie inaczej, ale ta płyta przenosi nas w czasie jakieś 5 lat wstecz. To brzmienie chwilami przypomina mi dostojne chwile floydowskiego albumu Wish You Were Here. SBB - Silesian Blues Band - Szukaj, Burz, Buduj...

Biegałem z tą płytą w ostatnią środę. Ten album 25 lat temu otworzył mi oczy i zmienił postrzeganie poskiej muzyki. Kręcąc swoje kółka z wciąż czarnymi latarniami nocą nad bajorkiem przeżywałem każdą nutę aż po niesamowite, dzikie, szalone solo Apostolisa wieńczące ten najważniejszy dla mnie polski album. Dziś zachwyca mnie wciąż tak samo jak 25 lat temu, kiedy go poznałem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy