sobota, 10 listopada 2018

Robienie życiówek póki co nie jest nudne (parkrun Gdańsk-Południe #121)

Ja wiem, że dziś/jutro jest mnóstwo Biegów Niepodległości i wielu biegaczy albo nie przyszło na parkrun, albo po prostu oszczędzało siły, ale nie przeszkadza mi to kompletnie chodzić dumny jak paw. Bo miejsce na podium na dzisiejszym biegu to jedno, ale życiówka na 5 km poprawiona o 40 sekund zadziwiła nawet mnie samego. 


Ja byłem przekonany, że pobiegnę dziś w okolicach 23 minut, a i tak mocno mnie to zmęczy. Biegam bez dnia przerwy od 7 dni. Kręcę wielokrotności płyt Queen, czyli albo 8 albo 16 km. W czwartek i piątek czułem się już trochę zmęczony. Miałem ciężkie nogi, z trudem łapałem tempo 4:59 min/km... Do tego wczorajszy wieczór też nie był wzorowy... if you know what I mean...

"powiedział"

Po pierwszym zakręcie, jakieś 200 metrów po starcie stwierdziłem, że sam chyba muszę brać mniej. Biegłem trzeci. Tych z przodu miałem dokładnie policzonych. Biegłem zgodnie z zasadą, że jeżeli nie mam dobrego wytłumaczenia, to nie odpuszczam parkrunów, nie biegam ich na zaliczenie. Taką samą zasadę wypowiedział kiedyś Waldek Miś, pobiegł zajebiście mocno, ale potem przestał przychodzić na parkruny ;) Ja mam tego pecha, że od parkrunów jestem uzależniony i po prostu tutaj przychodzę. No biegnę sobie trzeci... ciężko pogubić się w obliczeniach, bo biegnę trzeci :) Podkreślam to tyle razy, bo strasznie mnie to bawi, bo trochę nie dowierzam, bo jest po prostu nieźle...

I wtedy ciach, Krystian poleciał obok mnie. I chwilę później Walter. I jeszcze kolega w zielonej bluzie (edit: Wojtek), którego nie mogę zidentyfikować w wynikach, ale biega co tydzień i zawsze w okolicach 21 minut. I jeszcze ktoś ubrany na biało-czerwono. No nic... jestem siódmy. Siedem to też ładna cyfra.

Pierwszy kilometr 4:12. Ale nie czuję jakiegoś zjazdu. Biegnie się całkiem dobrze. Powiedziałbym, że zbyt dobrze jak na pogoń za potencjalnym rekordem. Zbyt dobrze, to znaczy, że nie daję z siebie wszystkiego. Zbyt dobrze ale czy dobrze taktycznie?



Drugi kilometr 4:10. W głowie dodaję te sekundowe końcówki, wyliczam średnią i mnożę przez pięć. Za każdym razem daje mi to wynik na mecie poniżej 21 minut. Grupa się nie oddala. Widzę wszystkich tuż przede mną i nawet słyszę poszczególne oddechy. Nikt nie oddycha wolno i spokojnie. Uświadamiam sobie, że chyba za bardzo się ze sobą pieszczę i rozpoczynam test trzeciego kilometra. On jest zawsze najwolniejszy. Czasem tracę na nim kilkanaście sekund. Ale dziś mnie niesie grupa. Zanim dobiegnę do górki przed małym stawem wyprzedzam ich wszystkich. Jednego po drugim.


Trzeci kilometr 4:12. No wreszcie! Wreszcie nie zwolniłem, nie poddałem swojej głowy złudnemu poczuciu podbiegu i po prostu biegłem RÓWNO. To inni zwolnili. Muszę tylko okrążyć małe bajorko i nie oglądając się za siebie pognać do mety. Wiem, że znów jestem trzeci. Wiadomo, że czas jest ważniejszy niż miejsce, ale to podium byłoby dla mnie bardzo symboliczne. Nie chcę go oddać. Zastanawiam się czy jestem w stanie zripostować jeszcze jeden atak, ale... nie słyszę z tyłu żadnych oddechów. Mam kilkadziesiąt metrów przewagi.

Czwarty kilometr 4:06. Już sapię jak koń. Tunel, klapki na oczy i do przodu. Odwracam się raz za siebie i widzę, że Krystian jeszcze nie odpuszcza. Jeżeli będzie trzeba to pójdę te ostatnie metry w trupa, ale nie oddam mojego podium :)



Piąty kilometr 3:56. Meta. Przebiegam jeszcze kilkanaście metrów aby dokręcić rekord na endo. Oficjalny czas 20 minut 32 sekundy. Nie_do_wiary.


CO JA WIDZĘ??? 20:32 !!!???
* * *

Może uda się w tym roku pobiec jeszcze szybciej, a może kolejne życiówki zostawię sobie na wiosnę? Tego nie mogę przewidzieć. Planuję jednak w ramach podsumowania roku, (który niewątpliwie jest najlepszym rokiem z moich ostatnich 6-ciu przemierzonych w biegowych butach) opisać moją drogę nie tylko przez pryzmat startów, treningów, diety, ale także przez pryzmat motywacji. Udział w parkrunie to jedna z tych specyficznych form motywacji. Na żadnym treningu nie byłbym w stanie wykrzesać z siebie tyle sił co dziś biegnąc w pięcioosobowej grupie walczącej o miejsca 3-7.
Na koniec zamiast puenty pytanie:

Wielu z Was się ze mnie podśmiewa, że biegam z komóreczką w ręku i przez 6 lat nie kupiłem sobie zegarka. Ja za każdym razem odpowiadam, że po prostu jeszcze ani Suunto ani Garmin ani Polar nie wymyślili zegarka, który by mi dogodził. Czyli:
  • wytrzyma kilkanaście godzin na jednym ładowaniu
  • będę mógł na nim trzymać muzykę w mp3, a idealnie aby obsługiwał Tidala lub Spotify
  • podłącze słuchawki BT
  • będzie miał wirtualnego SIMa, czyli będę mógł z niego dzwonić i transferować dane zostawiając telefon w domu na barku

[Takim zegarkiem jest iWatch 4, ale niestety tylko w USA i kilku innych krajach, bo w Polsce wciąż nie mogę doczekać się wirtualnego sima :/]

Skoro nie ma idealnego zegarka, bo niestety wiem, że takiego jeszcze nie ma, co byście polecili co spełniałoby pierwsze 3 punkty?

Jaki ojciec, taka córka, telefonik w ręku musi być

9 komentarzy:

  1. Bardzo fajnie czytało mi się Twoją drogę do rekordu życiowego na 5km. Przez cały post próbowałem sobie wizualizować poszczególne odcinki Twojego biegu. Dość ciekawe przeżycie...

    Co do zegarka i telefonu, to moje życie biegowe dzieli się na dwa okresy przed i po za kupie zegarka (aktualnie Garmin Forerunner 630). Zegarek daje mega dużo możliwości biegaczowi, kontrolujesz tempo, tętno, dany odcinek bez patrzenia na ramię (biceps), spoglądasz tylko na nadgarstek. Kontrolowanie tempa biegu moim zdaniem jest bardzo ważne, można do woli ustawiać treningi, a nie tylko nabijać kilometry. W pewnym momencie osiągniesz czas, tempo biegu, na które nie będą miały wpływu zgubione kilogramy tylko jakość treningu, a co ułatwi Ci zegarek.

    Jeśli chodzi o muzykę robię tak... zegarek na łapie, w elastycznym pasku biegowym telefon z spotify i latać można godzinami. Taki elastyczny pas w ogóle nie przeszkadza. Zobacz sam... inne bieganie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dzięki za komentarz. Co do samego zegarka na łapie, to ja chyba tego wszystkiego nauczyłem się robić z telefonem. W słuchawkach mam podawane tempo co 1 km, a jeżeli chcę spojrzeć na średnie, to odpalam ekran i po prostu patrzę na endo. Co do tętna, to mam osobny pas z zegarkiem na ktorym widzę tętno, ale ... uzywałem moze 3-4 razy i nie dość, że pas na piersi mi przeszkadzał, to nie bardzo widziałem w tym wartości dodane.

      Słuchawki też mam na kabelku (genialne pod względem muzycznym Grado) ale w kontekscie wygody jestem pogodzony z tym, że w koncu musze wybulić kilka ładnych stów na BT o podobnej jakości.

      Telefon w ręku nauczyłem się nosić. Nie przeszkadzał mi o ile biegałem w tempach powyżej 5 min/km. Ale im bardziej tempo zbliża się do 4 min/km to zaczynam czuć te 200 gram w łapie.

      Usuń
  2. Moje wersja:

    Zegarek - Garmin Forerunner 630
    Telefon - Xaoimi Redmi 4X
    Słuchawki - na kablu bo nie ma BT
    + pasek na telefon

    OdpowiedzUsuń
  3. Forerunner 645+music
    Zamiast dzwonienia masz płatności Garmin pay.

    Gratuluję życiówki, wpadnę za tydzień ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jak się żona do mnie nie dodzwoni to mogę jej kupić kwiaty? :D

      Usuń
  4. Garmin fenix seria 5 plus:)

    Ale polecam Ci wypróbowanie pasa salomona. Wtedy pkt2 i 3 też odpadnie, a zyskasz atrakcyjniejsze warianty cenowe -fenix 3, 5, albo forerunner 935

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko, że pas będzie alternatywą a nie uzupełnieniem. Pamiętam Twój wpis o tym pasie i też go poważnie rozważam.

      Usuń
  5. Z przyjemnościa pojawię sie na parkrun, jak tylko pozwoli mi na to plan treningowy i trener :) (tak , tak, ten sezon pod czujnym okiem profesjonalisty). Niestety mimo najszczerszych chęci nie mogę się zarzynać co tydzień w sobotę na 5km. Ale jak już przyjdę - drżyj :D
    A co do zegarka - Kup taki, który Ci sie podoba i spełnia Twoje wymagania dotyczące trenowania. Jeśli chodzi o dodatki jak mp3, dzwonienie, robienie zdjęć itp to pozostaje telefon i słuchawki po bt. Mnie do kompletu marzy sie pas do biegania, np compress sport free belt pro - mogłbym go uzywać nawet na długie dystanse w terene zamiast plecaka, który nie zawsze jest konieczny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesli cena nie gra roli, to trzy punkty spelnia Garmin Fenix 5 Plus. Ale to juz koszt 10letniego samochodu. Ja bym jednak polecal Ci tak jak Waldemar - jakis pasek na telefon i wtedy zegarek jest juz duzo prosciej dobrac. I pas to tez nie musi byc cos za kilka stow. Zobacz co to Spibelt i poszukaj na Allegro czegos podobnego (widzialem kiedys takie podobne po 15zl). Ja biegam z oryginalnym bo dostalem na urodziny i jest to super. Telefon wchodzi bez problemu, do tego NIC sie nie macha, nie uciska etc. Zakladasz i zapominasz. Lacze sie z nim sluchawkami na BT (tylko ja slucham audiobookow) a na reke Fenix 3. Zestaw chwale sobie BARDZO. Wiadomo, fajnie miec muzyke w telefonie, ale nawet Fenix 5 Plus to pozostaje albo Spotify (ja mam Tidal wiec mnie nie urzadza) albo wgrywanie MP3, co tez jest uporczywe jak duzo sluchasz. A audiobooki w ogole odpadaja, Audioteka rzadzi.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy