Kilka dni temu opisałem technikę zarządzania jedzeniem, do której dążę w swoim domu - zero waste - technikę planowania zakupów, gotowania i spożywania posiłków. Tak, aby nic się nie marnowało.
Jednak technika to jedno, ale to, co finalnie ląduje na moim talerzu to najważniejszy element zmiany. Właśnie to chciałbym Wam dziś przybliżyć. Dochodziłem to tego stanu, do tej wiedzy, tak naprawdę całe moje życie.
Wersja dla tych co nie dadzą rady przeczytać całości:
- Elastyczny wegetarianizm do generalnie wegetarianizm z opcją nie uciekania przed mięsem od czasu do czasu. Zwracanie uwagę na to aby było zdrowo, a nie koniecznie bez mięsa.
- Schudłem stosując tę zasadę ze 123 do 86 kg w niecały rok. 37 kilo.
- Moje żywieniowe nawyki oparte są o kasze, strączki, warzywa i owoce oraz od czasu do czasu mięso.
- Oczywiście poza dietą wdrożyłem także inne nawyki, ale o nich będę sukcesywnie pisał przez najbliższy miesiąc.
A tutaj skrót to zdjęć, choć zachęcam do przeczytania całości poniżej [LINK]
Droga do celu:
W moim dorosłym życiu jedzenie spełnia ważną rolę. Piękny truizm :) Ale to prawda. Każda moja zagraniczna wycieczka rozpoczyna się od studiowania internetu pod kątem lokalnych produktów, których nie można nie skosztować. Nie mam ograniczeń w głowie i nie potrafię wyobrazić sobie rzeczy, której bym nie zjadł, a którą ludzie jedzą. Kiełbasa z nutrii? Jadłem ją już 30 lat temu :) Sałatka z krwawnika? Trochę gorzka, ale jak trzeba to trzeba...
Próby:
Dieta wegetariańska była zawsze bliska mojego serca. Nie tylko ze względu na Tatę (był wege w latach 80-tych przez kilka lat, w tamtych czasach to było społecznie szokujące), choć to na pewno ważny wzorzec. Wegetarianizm był dla mnie najbardziej logiczny. Ze względu na zdrowie, a nie los zwierząt. Oczywiście szanuję zdanie tych, którzy przechodzą na dietę wege ze względu na zabijanie zwierząt, ale w moim przypadku to nie miało większego znaczenia. Nie chodzi o to, że jestem na to obojętny, ale w wyborze mojej drogi czynnik etyczny był poboczny. Może to puste i takie amerykańskie, ale przekonywały mnie to diety wege książkowe autorytety: Scott Jurek i Rich Roll. A także Dominik, który z racji, że nasze córki chodziły do tego samego przedszkola, a żony do tej samej pracy zaczął być stałym gościem w moim domu (i vice versa).
Wciąż zderzam się z zaskakującymi opiniami dotyczącymi diety wegetariańskiej, że jak ktoś jest wege, to je kluski, naleśniki z owocami i pierogi z twarogiem. Zdarzają się też restauracje, i to nawet pod markami wielkich, topowych sieci hotelowych, gdzie w menu pod pozycją wege figuruje Łosoś w szpinaku. Natomiast absolutnym hitem w ramach "danie wegetariańskie" były pyzy z mięsem w październiku 2015 roku w szpitalu na Zaspie (odwiedzałem wtedy żonę i mojego syna, co się urodził).
Moje próby były bardziej świadome. Wegetarianizm, to styl jedzenia oparty na warzywach, kaszach i strączkach. Nie znam prostszej definicji. Oczywiście wariacji dań może być wiele, ale wzorcowy talerz składa się z trzech elementów:
- kasza gryczana, jaglana, orkiszowa, ewentualnie brązowy ryż, czasem ziemniaki
- strączki, czyli cieciorka, fasola, groch, soja czasem soczewica i tego typu ziarna
- surowe bądź gotowane warzywa zależnie od sezonu
Książek i stron www z przepisami wege jest multum. Jeżeli tylko ogranicza mnie wyobraźnia sięgam do pierwszej z boku książki czy strony i w ciągu kilku minut wiem w jakim kierunku iść.
Ale za każdym razem kiedy na dłuższy (pół roku) lub krótszy czas (kilka tygodni) wchodziłem w klasyczne wege poddawałem się. Przekonywała mnie wakacyjna karkówka na grillu albo gulasz z wołowiny, który zjadłem drugiego dnia Bożego Narodzenia. Przekonywały mnie owoce morza na wycieczce we Francji albo po prostu, któregoś dnia, po kilku tygodniach wege skręcałem do KFC i zamawiałem kubełek.
Czułem się wtedy jak alkoholik na odwyku, który poszedł na piwo. I dalszy scenariusz był bardzo podobny jak u alkoholika, który się poddał. Wchodziłem w rytm regularnego jedzenia mięsa...
Próbowałem też innych eksperymentalnych diet:
- Restrykcyjny weganizm - po kilku tygodniach poszła mi krew w nosa, na tyle niefartownie, że zdarzyło się to na koncercie Dead Can Dance :) Wyleczyłem się idąc na kebaba z podwójnym mięsem.
- Dieta wysokobiałkowa (Ducan) - nie mam charakteru na takie wyzwania. To były najcięższe chwile mojego życia. Czułem dokładnie to, co piszą przeciwnicy tej diety, po prostu ona nie jest zdrowa dla organizmu. To prawda, że przynosi efekty, ale w większości krótkotrwałe i fanatycy w fazie pozytywnych efektów będą jej bronić, ale to nie jest nic dobrego dla organizmu. Przynajmniej dla mojego.
Fleksitarianizm
To strasznie głupia nazwa. Ale taka się przyjęła na portalach. Fleksitarianizm to styl jedzenia, który trochę mimowolnie stał się moją ścieżką przez lodówkę i garnki. Nie znałem tej nazwy, po prostu po pół roku jedzenia w ten sposób przeczytałem artykuł o tym, że TO ma nazwę.
Czym jest fleksitarianizm? Aby życie miało smaczek, raz fasolka, raz kurczaczek. Fleksitarianizm to dieta wegetariańska, nastawiona na warzywa, kasze, strączki i owoce, ale wzbogacona od czasu co czasu zdrowym posiłkiem z elementami mięsa. Najczęściej mięsa chudego, dobrego jakościowo i w bardzo małych ilościach.
Fleksitarianizm to po prostu elastyczny wegetarianizm. Na co dzień jemy posiłki wege, ale jeżeli mamy ochotę na mięso to nie stawiamy sobie etycznych ograniczeń, ale po prostu je jemy.
- Kiedy jesteśmy w gościach albo na weselu to nie robimy z siebie oszołoma, tylko kosztujemy dewolaja i zraza, ale przez kolejny tydzień gotujemy zupy warzywne czy potrawki z soczewicy.
- Gdy przychodzi jesień i dostaję od mojej Mamy wielki słoik domowej kiszonej kapusty, to gotując bigos nie dodaję jak kiedyś kilogramów boczku, karkówki i tłustych kiełbas, ale poza grzybami i suszonymi śliwkami nie mam problemu aby dorzucić niewielką ilość chudej szynki.
- Zamiast schabowego czy wieprzowego mielonego robię pulpety z indyka duszone w warzywach.
Lista moich ulubionych dań:
- Danie obiadowe z Baru Zacisze w Pruszczu Gdańskim. Zamawiam je zawsze z kaszą gryczaną. Jadam tam bardzo często, bo jest blisko mojej pracy. Poza tym jest mega smacznie, mega polsko i w tym wszystkim mega zdrowo. Panie kucharki w Barze Zacisze robią najlepszą kaszę gryczaną jaką jadłem. Odpowiednio twardą i nie zalaną tłustymi sosami. Moje klasyczne danie to kasza, dwa jajka sadzone i surówki. Jeżeli w daniu dnia jest sztuka mięsa - np. kawałek duszonej szynki - ja najbardziej biorę taki zestaw. A czasem wpadam na sam krupniczek. Bar Zacisze całkowicie wyeliminował potrzebę zjedzenia pizzy, kebaba czy podjechania do maca, który też jest w Pruszczu i kusi :)
- Dal wg Dominika. To bardzo proste danie bazujące na kuchni indyjskiej. Warzywa, soczewica, pomidory, puszka mleczka kokosowego i indyjskie przyprawy.
- Zupa warzywna. Absolutna klasyka i absolutna dowoloność
- Porcja kaszy, porcja warzyw i porcja fasoli/grochu/cieciorki :)
Wegetarianizm jest jak mój puls. Wegetarianizm jest jak rock progresywny dla mojego serca. Czuję go i traktuję jak rdzeń mojego uwielbienia. Ale od czasu do czasu mam ochotę puścić sobie jakąś płytę soulową, czy nawet deathmetalową. Często są fajne... ale zawsze wracam do mojego King Crimson, Genesis czy Van Der Graaf Generator.
Podobnie jest z jedzeniem. Czasem zjem mięso i nawet mi smakuje. Nie jestem etycznym ortodoksem i oszołomem. Jeżeli ktoś lubi King Crimson to przecież nie znaczy, że musi mieć ABSOLUTNY zakaz słuchania Jennifer Lopez pod groźbą nazwania zdrajcą. Ważniejsze jest raczej to, że raz posłucha Lopez, a potem przez miesiąc będzie słuchał King Crimson, bo ta muzyka bardziej mu pasuje. Bo tak naprawdę nikt nie wykluczy mnie ze środowiska fanów prog-rocka tylko dlatego, że od czasu do czasu za imprezie zaśpiewam Sławomira!
Dlaczego więc środowiska wege są tak hermetycznie i zero-jedynkowe? Jeżeli celem takich środowisk miałaby być popularyzacja zdrowego roślinnego jedzenia to ... spróbujcie napisać coś na takiej grupie o tym, że od czasu co czasu jecie mięso :)
Przez ostatnie lata bardzo powoli zmieniały się moje żywieniowe nawyki. Jednak wszystko szło w bardzo trwałym kierunku. O ile Dominik może sobie przypisać wiele zasług w innych polach mojej zmiany, to w paradoksalnie w przypadku mojego kierunku na elastyczny wegetarianizm, Dominik, który jest wege, wpływ miał najmniejszy. To ja chciałem tej zmiany. To ja do niej ewoluowałem. To ja w końcu mogę ją nazwać i nie bać się o jej trwałość.
* * *
A tutaj skrót to zdjęć, dla tych co przeczytali całość :) To są amatorskie zdjęcia posiłków z kilku zdaniowym wytłumaczeniem.
Gratuluję wyniku, robi wrażenie! Nie ma jednej dobrej diety dla wszystkich. Czy to wynika z różnic genetycznych, czy innych nie wiem. Mnie na przykład najbardziej służy dieta ketogeniczna. A w zasadzie Low Carb, bo ciężko mieszkając z dziewczyną co odżywia się głównie warzywami (tak po prostu, be żadnej ideologii), utrzymać limity węgli niezbędne do stanu ketozy. W każdym razie jedno jest ważne niezależnie od diety - jak najmniej śmieciowego jedzenia wliczając cukier i białą mąkę. Pozdrawiam i życzę pozostania przy wadze dwucyfrowej:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100% - śmieciowe jedzenie to jest plaga XXI wieku. I dotyczy to nie tylko jedzenia typy fast food, bo w samym wege jest też dużo syfu. Czasem lepiej jest zjeść jakieś zdrowe mięso niż sypane nawozami warzywka.
UsuńCześć, dziękuję za ten wpis na Twoim blogu. Dla mnie bardzo ważny, pod tym względem, że ciągnie mnie w stronę wegetarianizmu, ale od czasu do czasu lubię wciągnąć ... salceson :) Czyli taki mój HardCoreFleksitarianizm.
OdpowiedzUsuńA jak traktujesz pieczywo? Występuje w ogóle w Twojej diecie? Suche typu "Wasa", ciężki razowiec, a może całkowicie zrezygnowałeś z pieczywa?
Zdrowia!
To to jak ja :) Mnie całe życie ciągnęło w stronę warzyw, ale od czasu do czasu nie odmawiałem sobie kawałka mięsa. Przeszkadzało mi w filozofii wege, że to jest takie 0-1. Bolało mnie, że ktoś kto je mięso np. 1 raz w tygodniu jest wrzucany do tego samego worka z osobą, która zaczyna dzień od parówek, wsuwa buły z szyną, a obiad bez schabowego czy mielonego to nie obiad. Zerojedynkowość wege nie zachęcała to robienia kroków w tym kierunku. Nie mogłeś się nazywać wege, bo raz na tydzień u mamy nie odmówiłeś tego kotleta. I zamiast robić kolejne kroki w kierunku zdrowego jedzenia człowiek męczył się z jakimś poczuciem grzechu.
UsuńNazwanie tego stanu, nadanie akceptowalnej etykiety czyli "fleksitarianizm" (swoją droga nazwa debilna, ale nie ja ją wymyśliłem) to strzał w dziesiątkę w kontekście poczucia przynależności i kształtowania kolejnych zdrowych nawyków.
Pieczywo.
Pieczywo ogranicza się jakoś tak naturalnie. Nie stawiam sobie żadnych limitów, ale poprzez samo ograniczenie ilości spożywanego pokarmu czasem żal mi zjeść kanapkę jak mogę zjeść na śniadanie owsiankę. Wybieram oczywiście to drugie. Ostatnio zamiast mąki do "weekendowych naleśników" dla dzieci zacząłem używać 100% gryczanej mąki - czyli robię klasyczne rosyjskie bliny i są super.
Chleb schodzi w mojej 5-osobowej rodzinie ostatnio w ilości pół bochenka białego i pół bochenka razowca NA TYDZIEŃ. To jest mniej niż kromka dziennie na osobę. Ale tak jak pisałem - stało się to jakoś samo. Gdybym nagle doznał ochoty na zjedzenie kilku kanapek - zrobiłbym to :) "Wasy" nie jem, czasem pumpernikiel.