- "Wiesz, ale ja po prostu nie lubię kaszy"
Nie lubisz kaszy, więc będziesz chodził głodny! Jesteśmy narodem ziemniaczanym, a kiedy wychodzimy poza nasze bezpieczne kulinarne granice wtedy głównym węglowodanem staje się makaron albo ryż. Kasze wspominamy głównie z przedszkola, podawaną raz na miesiąc w postaci kaszy pęczak do schabu w białym sosie, albo gryczaną do zrazów. Ręka w górę Ci, którzy kaszę jedzą częściej niż 3 razy w tygodniu. I nie mówię o kuskusie czy bulgurze (czyli de facto pszenicy). Mówię właśnie o kaszy gryczanej lub pęczaku. Ja rękę podnoszę! Dzięki jedzeniu kaszy jestem o wiele dłużej syty. Mniejsza liczba kalorii, które finalnie przyswajam dłużej sprawia, że nie muszę sięgać po kolejne. Czyli zasada jest taka - nie lubisz kaszy, to znaczy, że będziesz szybciej głodny.
- "Skoro wegetarianizm jest taki zdrowy to upiekę sobie pieczarki z serem, masłem i bułką tartą"
Każdy na początku swojej drogi z wege jest przerażony odkrywając, że z kuchni wyniesionej z rodzinnego domu zostają mu kopytka, pierogi z truskawkami i naleśniki. Kiedy już odkryje, że ten wachlarz możliwości jest większy przez kolejne miesiące musi walczyć z wewnętrznym przekonaniem, że obiad bez zwierzęcego białka jest niekompletny. Dlatego po odstawieniu mięsa zaczyna zastępować je kalorycznym serem. W efekcie powstają talerze śmieciowego syfu, pełnego tłuszczu, mąki i zbędnych kalorii. "Wege" wcale nie jest słowem-kluczem do zdrowego jedzenia. Zdrowe jest po prostu to co nie jest smażone, nie jest niepotrzebnie przetwarzane, składa się z dużej ilości warzyw... Warzywna zupa z gotowanymi klopsikami z indyka jest 100 razy zdrowsza niż wege-pieczarki z serem, masłem i bułką tartą.
- "A teraz zjem owsiankę!!"
Możecie nie dowierzać, ale to prawda. Znam osobiście kogoś, kto po zjedzeniu tradycyjnego śniadania czyli jakiś tam kanapeczek, paróweczki, jajeczka poszedł do kuchni i zrobił sobie owsiankę. "
Skoro owsianka jest taka zdrowa, to teraz ją zjem". Ja wiem, że to jest oczywiste, ale muszę to napisać. Zdrowe jedzenie, to nie jest coś co jemy
dodatkowo! Zdrowe jedzenie jemy
zamiast niezdrowego.
- "Po długim wybieganiu możesz jeść ile chcesz przez 24 godziny bo i tak wszystko przepalisz"
Tej bzdury najbardziej nienawidzę! Przez długie lata w to wierzyłem! W efekcie po każdym ultra jadłem jak szalony i po każdym ultra byłem grubszy niż przed. Wierząc w tą bzdurę miałem niezłego mindfucka. No bo niby jak? Biegnę 100 km, jem 2 obiady i milion przekąsek, wypijam kratę piwa, idę spać, na śniadanie wsuwam dwa śniadania. I co? I kurde jestem grubszy o 2 kg! Ale dlaczego? Przecież przebiegłem 100 km!? Olśniło mnie późną wiosną tego roku po 80 km w Stavanger. Zamknęli nam sklepy z alkoholem, a jedzenie w Norwegii jest mega drogie. Zamiast się opchać jak renifer jesienią zjadłem jakiś jogurt, starą bułkę z Polski i jabłko. Po przylocie do kraju kurde EUREKA! Jestem 2 kg chudszy! :D
- "Wszystko da się wybiegać"
Nie da się. Nikt z nas nie jest Ryszardem Kałaczyńskim i nie biega maratonu przez 366 dni w roku. Utrata wagi to nie trening, to przede wszystkim dieta. Nie tylko po ultra, ale każdego pojedynczego dnia. Trening daje Ci formę, ale masę robi się dietą. Strasznie wkurza mnie narracja zalewająca internet, że ktoś biega dlatego, że lubi dużo jeść. Taka narracja czyni mnóóóóstwo krzywdy w psychice odbiorców tej łatwej "prawdy". Nie ma takiej ilości kilometrów, które są w stanie wybiegać posiłki statystycznego grubasa. Wkurza mnie również ta masa clickbajtu przeliczającego pączki w tłusty czwartek czy pierogi w Wigilie na kilokalorie i kilometry do wybiegania aby uzyskać constans. W efekcie zjesz 6 pączków, wybiegasz 4 i wydaje Ci się, że jesteś o 4 pączki chudszy. A to gówno prawda, bo jest o 2 pączki grubszy. Chcesz być chudszy to kontroluj to co jesz, bieganie to tylko dodatek.
Każdy to słyszał wiele razy od swojego znajomego grubasa. Każdy grubas powtarzał to swojemu szczupłemu znajomemu. Ale rozmowa najczęściej przechodziła na inne tematy kiedy tylko ten chudszy proponował temu grubszemu aby przez tydzień notował i wysyłał mu to co je. Prawda kole w oczy. Lepiej jej nie poznać :) Problem polega na tym, że słowo
"mało" nie jest mierzalne. Mi też wydawało się, że
"mało" jem. Teraz jem normalnie, ale to moje "normalnie" jest mniejsze niż moje poprzednie "mało". Jeżeli macie problem z uczciwym spisaniem tego co sami jecie, a macie problem z wagą to po prostu zaobserwujcie co i ile jedzą osoby z waszego towarzystwa, które są chude. Jestem na 100% pewny, że po prostu chudzi jedzą mniej niż grubi :)
* * *
Wszystkie powyższe wyboldowane cytaty nie pochodzą z mojej wyobraźni a z rozmów z ostatnich miesięcy i każdą z nich usłyszałem. Jak ktoś się rozpoznał może się tagować :)))
* * *
Wszystko co powyżej, to tylko łamanie hipotez wyrwanych z kontekstu. Poniżej linki do moich poprzednich wpisów pokazujących jak układając odpowiednio puzzle udało mi się zmienić nawyki i zrzucić 40 kg po 40-tce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz