sobota, 15 grudnia 2018

parkrun Gdańsk-Południe #126 - Drugi

Kluczowym miejscem naszego południowo-gdańskiego parkruna jest przesmyk między 2 a 3 km. Wiedzie lekko do góry i kończy się kilkunastometrowym ostrzejszym podbiegiem. Jeżeli biegnie się na wynik to właśnie tam wiele można stracić. Bo zyskać się raczej nie da.


Dla mnie właśnie tutaj miał miejsce kluczowy moment dzisiejszej rywalizacji. Biegłem drugi, za Przemkiem Trzaską, a za mną Damian Dino. Przez poprzednie 2 kilometry kilka razy się tasowaliśmy, ale w końcu Przemek zaczął się regularnie oddalać a ja traciłem dystans. No i właśnie na tym przesmyku wyprzedził mnie Damian (który de facto zapomniał kodu i traktował ten bieg treningowo zgodnie z zasadą brak kodu=brak wyniku). Uczepiłem się jego pleców i schowany za Damianem, z przymkniętymi oczami pokonałem całe 400 metrów. Tuż za podbiegiem na małą pętlę ponownie byłem drugi. Mój TomTom zawibrował, spojrzałem na nadgarstek i zobaczyłem 4:03. Biorąc pod uwagę, że poprzednie kilometry to 3:55 i 3:58 po raz drugi w życiu uwierzyłem, że uda się zrobić SUB20.


Przemek biegł daleko z przodu, a dystans raczej się powiększał. Damian biegł dziwnie bo wyprzedzał mnie i jakby lekko zwalniał. Ostania roszada miała miejsce tuż przed zbiegiem powrotnym na przesmyk. Poleciałem do przodu i już nie oglądałem się do mety. Spojrzałem tylko kilka razy na zegarek, na ekran z prędkością średnią całego biegu. Ta oscylowała między 3:59 a 4:00.

Ostatnie dwa kilometry: 4:03 i 3:50. Wszystko razem złożyło się na oficjalny czas na mecie 19:52


Luźne notatki:
  • Drugi raz w życiu złamałem 20 min na 5 km. Poprzedni raz 2 tyg temu. Wtedy się bardzo na to nastawiałem i się udało. Tydzień temu się również nastawiałem, ale poległem. Dziś się także nastawiałem i dałem radę. 2:1 dla mnie :)
  • Już do końca roku nie będę się nastawiał, nie znaczy, że nie będę próbował szybko biegać, ale takie nastawianie niepotrzebnie mnie stresuje. 
  • Zauważam, że na dobry wynik na biegu składają się coraz częściej te same rzeczy. Mógłbym jak pilot odrzutowca wziąć ołówek i checklistę i jeszcze przed startem wiedzieć, że wszystko będzie ok, albo nie robić checklisty i wystartować "na głupa" - a nuż się uda. 
    • czy 3-4 dni przed startem zrobiłem interwały albo podbiegi na maksa? TAK = dobrze
    • czy w piątek przed biegiem odpocząłem i nie biegałem? TAK = dobrze
    • czy w piątek przed biegiem piłem alkohol? TAK = źle
    • czy generalnie jestem w formie i regularnie biegam od miesięcy/tygodni? TAK = dobrze
    • czy wstałem przed biegiem minimum 2h (a najlepiej 3) wcześniej i nie pędzę na start z zaspanymi oczami, tylko jest już dla mnie prawie środek dnia? TAK = dobrze
    • czy 1-1,5h przed biegiem zjadłem "wegańskiego batonika Scotta Jurka"? TAK = dobrze
    • czy zrobiłem rozgrzewkę, minimum 15-20 minut, ze skipami, sprintami, etc? TAK = dobrze
    • czy na rozgrzewce wszystko było OK? Czy nogi były lekkie, puls spokojny i chciało się rwać do przodu? TAK = dobrze

Dziś naliczyłem 7xDOBRZE i 1xŹLE (na rozgrzewce szybował mi puls do góry, nogi były ok, ale oddechowo było wyjątkowo słabo)

Tydzień temu było 5xDOBRZE i 3xŹLE (grzane wino w piątek, trening w piątek i ciężkie nogi na rozgrzewce)

Dwa tygodnie temu było 7xDOBRZE i 1xŹLE (drineczek /albo dwa/ w piątek)

  • Kolejne rzeczy mogą wydarzyć się w trakcie biegu:
    • czy za ostro zacząłem? 
    • czy wiele wiatr?
    • czy jest ślisko?
    • czy mam blisko siebie rywala, którego muszę gonić, ale ciągle jest w takim zasięgu, że warto walczyć?

Na część z tych rzeczy mamy wpływ, na część nie. Dziś chyba jako jeden z nielicznych przewidziałem nocne opady i błoto+śnieg na małej pętli i wskoczyłem rano w Speedcrossy Salomona (chyba pierwszy raz od Łemko 2017). Jakie one są twarde!!! Jak ja się przyzwyczaiłem do elastycznych podeszew! Jak mi stopa kompletnie inaczej pracuje... Mimo to dały mi stabilność na niestabilnym terenie i ani przez chwilę nie zaprzątałem sobie głowy myśleniem o tym czym się śliznę czy nie, tylko parłem do przodu.



I ostatnia luźna notatka:
  • Kręci mnie (jak samochodzik sterowany radiem w dzieciństwie) kiedy tuż po starcie biegniemy w jednej grupie, w pierwszej grupie, kiedy trochę się tasujemy, sprawdzamy kto na co się zamierza, patrzymy lewo prawo, uprzejmie ustępujemy sobie lepszą ścieżkę na zakrętach. Kręci mnie, bo nigdy w tym miejscu nie byłem. Jedynie czytałem o tym na blogach innych. Pamiętam szczególne jeden z takich wpisów sprzed 4-5 lat pióra Michała Sawicza - Biegacza z Północy. Opisał jeden ze swoich parkrunów w podobny sposób, z perspektywy grupy, która walczyła o główną pulę. Fajnie było wtedy zamarzyć o tym, że i mi będzie dane takie wpisy tworzyć w przyszłości. Bo nie ukrywam. Marzyłem w ten sposób.  


Podsumowując. Dziś byłem drugi. Drugi raz byłem drugi. Drugi raz złamałem 20 minut. Dużo dwójek jak na jeden bieg :) A Kamil był dziś trzeci, to jego drugi wynik na 5 km w życiu i najlepszy na naszym domowym parkrunie. Coś czuję, że ktoś tutaj w tym roku jeszcze złamie 20 minut...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy