niedziela, 30 grudnia 2018

Mentalny mararon z Dominikiem na zakończenie najlepszego roku w życiu

Czy to był najlepszy rok w życiu? Z technicznego punktu widzenia tak, bo wymierne rezultaty przerosły moje oczekiwania, 40 kg w dół, ponad 3200 przebiegniętych kilometrów, życiówki na kilku dystansach... No i przede wszystkim wielka radość biegania. Ale może nie byłoby tego roku, gdyby nie poprzedni? Gdybym nie upadł i nie zaczął szorować brzuchem po dnie. Naprawdę ciężko jest wbijać się w bluzę finiszera Łemkowyny ważąc 123 kg. I nie chodzi tym razem o techniczne wbijanie, ale o ten mindfuck w głowie, że reguły nie są czytelne, że towar jest niezgodny z etykietą. Ta bluza była przez 3 lata tą etykietą, a ja niezgodnym z nią towarem...


Widzę, że zaczynam podsumowanie roku :) Ale to jeszcze nie ten post :)

Umówiłem się dziś z Dominikiem. W sumie nie umówiłem się, ale napisałem, że chętnie potowarzyszę mu z 10 km w trakcie jego maratonu na zakończenie roku. Nie wiedziałem czy się obudzę i czy będzie mi się chciało. Ale wstałem przed 7-mą. O 7:30 byłem już po kawie i napisałem do Dominika, czy temat aktualny :)

Początkowo chciałem wziąć słuchawki, zbiec z Dominikiem do centrum, rozstać się i słuchając The Cars (jakoś za mną chodzi od wczoraj Heartbeat City) wrócić do domu. Ale padało. Spojrzałem na prognozę i miało padać przez pierwsze pół dnia. Zostawiłem więc komórkę i słuchawki w domu, założyłem TomToma i ruszyłem w drogę! Hej przygodo! :)


Pobiegliśmy trochę bez celu. W dół do Parku Oruńskiego. Potem ścieżką nad kanałem Raduni. Przed samym centrum odbiliśmy na prawdo w stronę Dolnego Miasta. Minęliśmy grupę "biegowych przebierańców", pokręciliśmy się po mostach nad kanałem i wbiliśmy się na Długi Targ od strony Motławy. Na zegarku miałem jakieś 13 km. To i tak więcej niż zamierzałem zrobić zakładając nawet najkrótszą drogę powrotną.

- Zapraszam Cię na śniadanio-obiad! - powiedział Dominik
- W sumie chętnie, bo jestem tylko po kawie i jednej małej cząsteczce czekolady - odparłem

Przebiegliśmy przez Długą i skręciliśmy w stronę BioWaya na Hucisku.

- O kuuuurde! Remont! Zamknięty!
- To może pobiegniemy do tego we Wrzeszczu, to tylko kilka km dalej?

No i pobiegliśmy. Tuż przez BioWayem na Dmowskiego pyknęło 21 km. Pogratulowaliśmy sobie osiągnięcia tytułu półmaratończyka i .... nie udało się zamówić nic ciepłego. Było przed 10-tą i była tylko zimna oferta śniadaniowa. Zjedliśmy po małej sałatce z kuskusu i pomidorów/ogórków. Wypiłem kubeczek zielonego soku, a Dominik zamówił mango lassi.


  

- To może ja wrócę z Tobą, dokręcę na bajorku brakujące km a zamiast morsowania, które planowałem, potraktuję ten deszcz?

W sumie od początku wiedziałem, że tak się skończy. Byłem wewnętrznie pewny, że mam czas, formę i chęci to będę towarzyszył Dominikowi do końca.

Jedyny problem był taki, że mieliśmy do domu około 12 km ale Dominik chciał przebiec jeszcze 20. Wyszliśmy z BioWaya i ... to był jedyny moment, kiedy mokre koszulki przykleiły się do ciała i trochę nas zatelepało. Przez chwilę zeszliśmy z tempem poniżej 5 min/km i wszystko się unormowało. Dobiegliśmy do centrum i ... rozpoczęliśmy meandrowanie głównym miastem trasą legendarnego biegu Tricity Ultra. Zbiegliśmy do Europejskiego Centrum Solidarności, potem nad Motławę, w ramach małej modyfikacji przebiegliśmy nową kładką do Filharmonii, potem Zieloną Bramą, ulicą Długą, przy Neptunie aż do Złotej Bramy. Ciężko było nie wspominać tego biegu i równie ciężko było nie zacząć planować sentymentalnej wiosennej powtórki tym legendarnym szlakiem w całości :)



Do domu dotarliśmy po niecałych 4 godzinach z "prawie" maratonem na liczniku. Przyznam, że nie dokręciłem całości taktycznie. Nie chcę biegać maratonów aż do kwietnia, kiedy oficjalnie zmierzę się z tym dystansem podczas Maratonu Gdańskiego. Nie wiem tylko za którym "pejsem" mam biec...

Ostatnie trzy kilometry pociągnęliśmy w tempie poniżej 5 min/km. A kilometr nr 40 zrobiłem w czasie 4 minuty 19 sekund... Fajnie by było kiedyś pobiec z takim tempem średnim :)





Ten bieg dla mnie był świetnym zakończeniem tygodnia i roku. Dzięki Dominik! Czekam teraz na Twoją trzecią część podsumowania sezonu maratonów i ultra. Cieszę się, że mogłem wziąć udział w prawie wszystkich Twoich wyprawach. A za pół roku sam wiesz co... THIS IS TRICITY ULTRA TEAM! Pora zacząć pompować balon na Rzeźnika :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy