poniedziałek, 25 lutego 2019

Rok 1977 cz. 5

cd.

Van der Graaf - The Quiet Zone/The Pleasure Dome.
Kilka miesięcy temu Peter Hammill pokazał światu swoją solową płytę "Over". Pisałem o niej, że ja przed tą płytą na kolanach... Ale rok 1977 się nie skończył, a w nieco zmienionym składzie powrócił Van der Graaf. Ten zespół przez całe lata 70-te po prostu nie wydał złej płyty. Każda ma niezwykłą moc. Ta ma coś jeszcze. Utwór Yellow Fever (Cat's Eye), który perfekcyjnie nadaje się do biegania. Dziś wiem, że to właśnie ten kawałek wczoraj tak mnie nakręcił, że zamiast wracać do domu po 8 km zrobiłem 20 km w 1,5h.


Camel - Rain Dances.
Teoretycznie tę płytę powinien sygnować zespół "Caramel" bo nagrana została przez połączony skład muzyków Camel i Caravan (tak się śmiesznie złożyło). Camel jest tutaj trochę zagubiony, bo z jednej strony ciągnie w klimaty śnieżnej gęsi, ale jest też jazzrock wprost ze sceny Canterbury. Cała płyta jest mocno rytmiczna i bardzo fajnie się przy niej biegało. Ale czy w roku 1977 uznałbym ją za zdradę i mezalians czy zaakceptował? Ciężko powiedzieć. Natomiast nie da się zaprzeczyć, że na tym albumie jest Unevensong - jeden z tych najbardziej klasycznych utworów wielbłąda.

Rush - A Farewell to Kings.
Rush to ulubiony zespół Kamila. Tak naprawdę nikt nie wie dlaczego. Kiedyś próbowałem się pytać, ale odpowiedź brzmiała mniej więcej tak: "no wiesz, chciałem mieć jakiś ulubiony zespół, to sobie wybrałem Rush". Ja się mogę tylko domyślać, bo i Kamil i ja mamy ten sam mianownik (obaj jesteśmy fizykami) ale inny licznik (Kamil po UG, ja po PG). Rush to taki zespół, którego muzyka ma właśnie matematyczno-fizyczną formę. Kamila ulubiona płyta to Pożegnanie Królów, lecz moja to Ruchome Obrazy. Różni nas ten licznik :)

Thin Lizzy - Bad Reputation.
Mam jakąś słabość do Phila Lynotta i jego Thin Lizzy. Niby to tylko irlandzki zespół grający hard-rock, ale to byłoby spore uproszczenie. Muzyka Thin Lizzy ma w sobie ogromną dawkę pozytywnych emocji. I to na każdym albumie. Jeżeli w 1977 roku byłbym fanem Thin Lizzy to z pewnością ten album bardzo by mnie ucieszył i tupałbym nóżką przy Dancing in the Moonlight. Niestety w 1977 roku nie było jeszcze walkmanów (Sony opracowałoby je 2 lata później) więc nie mógłbym biegać po osiedlu i stukać nóżką tylko robiłbym to przy gramofonie w domu.

Właśnie sobie uświadomiłem, że w 1977 roku nie mógłbym biegać z muzyką w słuchawkach...

Rok 1977 cz.6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy