* * *
Ciągła walka. Te dwa słowa przychodzą mi do głowy po wczorajszym berlińskim kebabie. Miało być bieganie po Tiergarten z Davidem Bowie a wyszedł kebab u Turka. Dlatego, że padało, że przyjechaliśmy za późno, że dzieciaki głodne...
Ciągła walka, wymówki i wyrzuty sumienia. Tak wygląda jedna strona mojej diety. Druga to wyrabianie nawyków. Nieustanne. Nawyki są jak każdy element naszego życia - nieutrwalane słabną.
Już od jakiegoś czasu nie wierzę w to, że optymalną wagę wyrabia się sportem. Nie da się wybierać niezdrowego jedzenia i wyjść na zero. Sport daje formę, ale waga to pochodna diety.
Muszę powtarzać sobie, jak mantrę, mój zestaw zasad sprzyjających diecie. Nie zapominać o nich i przestrzegać każdego dnia:
- Rób przemyślane zakupy. Wizualizuj już w sklepie posiłki, które przygotujesz z produktów w koszyku. Nie kupuj impulsywnie, bo w ten sposób wypełnisz szafki niepotrzebnym jedzeniem, które potem niepotrzebnie zjesz.
- Gotuj mniejsze ilości. Lepiej być lekko głodnym niż przejedzonym.
- Komponuj porcje w kuchni. Zanoś na stół gotowe talerze. Jeżeli jesz dokładkę - także połóż ją najpierw na talerz. Dzięki temu nie tracisz kontroli nad ilością.
- Nie dojadaj po dzieciach. Odłóż resztki np. na lunch kolejnego dnia.
- Jedzenie po 18:00 traktuj jak święto, które można celebrować nie częściej niż dwa razy w tygodniu.
W tytule jest 5 zasad, ale jeszcze jest jedna, bonusowa zasada, którą dopisuję teraz, po feriach:
- Otwieranie codziennie butelki wina/piwa czy robienie sobie drinka zdecydowanie nie sprzyja trzymaniu diety i formy. Napoje wyskokowe trzeba potraktować podobnie jak jedzenie po 18:00 - jak święto, które można celebrować nie częściej niż dwa razy w tygodniu.
O matko.... jak ja to rozumiem i popieram :) wszystkie 6 zasad !
OdpowiedzUsuńPodpisuję się wszystkimi rękami.
Ale jak ciężko jest z ich realizacją...... ciągła walka, wyrzuty sumienia, hm... codzienność :)
Mnie najbardziej dotyka wpojony sposób niezmarnowania jedzenia jakim jest jego prewencyjne zjedzenie. Ileż to razy każdy słyszał "zjedz, żeby się nie zmarnowało" "jutro się zepsuje" itd.
OdpowiedzUsuńZepsucie nadmiernej ilości jedzenia to najłagodniejszy i najmniej szkodliwy skutek.
Wybiegiwanie potem tego co się zjadło to też marnotrawstwo
A nieprzepalenie i zamiana w sadło jest już szkodą największą, nieporównywalną z wyrzuceniem.
Dlatego najlepszą prewencją w stosunku to nie zmarnowania jedzenie jest jego ograniczone kupowanie. No i jedzenie z lodówki względem dat przydatności.
UsuńJa od jakiegoś czasu zaczynam niedojedzone porcje mrozić, ale aby to miało sens i nie znajdować po roku w zamrażarce jakiś dziwnych burych prostopadłościanów w pojemniczkach pokrytych szronem staram się zamrożone rzeczy zjeść max w ciągu 2 tyg od zamrożenia.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOgraniczone kupowanie to chyba jednak nie w dużej rodzinie Tomek 😎 A przynajmniej ja nie potrafię wymierzyć...
OdpowiedzUsuńW knajpie np. już dawno przestalem zamawiać dla siebie a i tak najadam się pod korek.
Sytuacja beznadziejna 😂
Ale chyba najgorsze jest to alko po 18stej i w następstwie przekąski. Takie moje spostrzeżenie na dziś dzień 😎
Walka nierówna ale w sumie przynajmniej nie jest nudno. Nawet mi się to podoba 😉
Trzymajcie się!!!
A mi się nasunęła taka refleksja: nieświadomie wracamy do korzeni! 😉 Nasi przodkowie biegali za jedzeniem i walczyli z jedzeniem (no może częściej walczyli z tym, co miało stać się ich jedzeniem 😉). I my tak samo: biegamy i walczymy z jedzeniem... może trochę inaczej niż ludzie pierwotni... ale jednak walczymy 😁
OdpowiedzUsuń