No ale jak zwiedzać świat bez długich wybiegań? Można robić albo pętle, albo wahadło albo... oznajmić żonie otrzepując nogi z piasku po godzinie na plaży:
- To może ty byś z dzieciakami pojechała samochodem drogą, a ja dobiegnę te 15 km plażą?
* * *
Ostatni dzień wakacji/ferii jest zawsze melancholijny. Trasy, które przez tydzień stawały się "moje" widzę najpewniej ostatni raz w życiu. Biegnąc z El Cotillo mijałem surferów, Niemców w kamperach, kilometr dziczy i żadnej żywej duszy, parę na rowerach, w końcu dobiegłem do tzw. "plaży miejskiej w Katowicach" czyli zatoki, która wygląda jakby morze zalało hałdy węgla.
Cała Fuerteventura do tak naprawdę czarne wulkaniczne skały przykryte piaskiem naniesionym znad Sahary. Czasem tworzą gigantyczne wydmy (Dunas de Corralejo) a czasem to po prostu czarna goła skała.
Przebiegłem 15 kilometrów do domu. Równym tempem (5:08) ale CAŁY czas pod wiatr. Gdybym zorientował się, że wieje w tym kierunku pewnie zaproponowałbym plażę nie w El Cotillo, ale w Corralejo i biegł z wiatrem w plecy.
* * *
Wieczorem, kiedy słońce powoli zachodziło pomyślałem, że musimy zaliczyć klasyczny romantyczny zachód słońca na plaży. Zapakowałem wszystkich w samochód i wywiozłem 5 km w głąb mojej codziennej ścieżki biegowej. Citroen (których de facto jest multum na Fuercie) dał radę po piasku i wydmach. Pozbieraliśmy muszelki, zjedliśmy pomarańczę i biegaliśmy po skałkach szukając krabów.
Żegnam Fuerteventurę z 90 kilometrami pokonanymi w tydzień. Jechałem tutaj z opcją, że pobiegam może jeden-dwa razy. A wyszło 11. Poza klimatem, opcją na bieganie w koszulce na ramiączka i traceniu 2 litrów wody na 1 godzinę biegu, bardzo ciekawą kuchnią (może zrobię z tego osobny wpis) jest jeszcze cena. Konstruując wycieczkę kilka miesięcy temu i szukając tanich opcji (Lauda Air z Berlina, Hotel z brytyjskiego serwisu a la "groupon", gotowanie we własnym zakresie) wyszło w podobnej cenie jak tydzień w Zakopanem.
Wkurzałem Was przez tydzień tutaj, na fb, endo i insta. Więcej już nie będę. Dziękuję za to, że przeczytaliście moje 7 dni kanaryjskiej przygody.
* * *
Pytanie bonusowe:
Kto wie co to za owoc?! Kupiłem kilka na targu, nie wiem jak się nazywa, a smakuje jakby był czystą witaminą C!
Wygląda jak tamarillo, na pewno można go spotkać w Kauflandzie
OdpowiedzUsuń