sobota, 16 lutego 2019

Rok 1977 cz. 2

c.d.

Televison - Marquee Moon. Ta płyta przyszła na świat dokładnie tego samego dnia co ja. 8 lutego 1977. Czy żyjąc w roku 1977 i będąc poszukującym nastolatkiem poszedłbym tego dnia do sklepu i kupił winyl tej grupy? Może tak by było, może w ramach urodzinowego prezentu wyszedłbym ze sklepu muzycznego w Nowym Jorku (zakładając optymistycznie, że mieszkałbym w Nowym Jorku) z debiutem nikomu na świcie nie znanej kapeli. W tym czasie woda w garnku, w którym miał ugotować się punkrock miała już 99 stopni Celsjusza i lada moment miała zacząć wrzeć. Czy można Television nazwać grupą punkrocową? Niektórzy tak robią, ale wtedy trzeba by również punkrockiem nazwać muzykę Patti Smith (niektórzy też to robią). Lider Television - Paul Verlaine kilka lat wcześniej współpracował z Patti przy realizacji jej singla. Może właśnie dlatego w debiucie jego własnego zespołu jest tylko poetyki. Kończący płytę Torn Curtain brzmi tak, że wystarczy zamknąć oczy i nawet wokal zaczyna przypominać Patti :)

 W 1977 roku mamy ciągle luty, w poprzedniej części opowieści napisałem, że ten rok będzie pogromem dinozaurów, ale jeszcze nic tego nie zapowiada. Jethro Tull to jeden z tych zespołów starej gwardii, który także wydał fantastyczny album. Pieśni z lasu, od kiedy tylko je poznałem, na początku liceum, wydawał mi się bardzo bliskim albumem. No bo ja sam byłem taki trochę "z lasu", ze wsi pod Gdańskiem. Piosenki na tej płycie są z jedne strony ciągle rockiem progresywnym pomieszanym z folkiem - jak całe Jetrhro Tull, ale wciąż takie bliskie, swojskie, bezpretensjonalne.



Na dwa kolejne albumy z lutego 1977 wybrałem się do ciepłych krajów. Okładka debiutu Petera Gabriela pasowała tutaj jak pięść do nosa. Biegłem wysuszoną drogą powstałą z czarnych wulkanicznych skał i piasku Sahary. Ten pokryty deszczem samochód na okładce bardziej przywoływał wczorajszy dzień anglików w hotelu... Biegłem, patrzyłem w prawo na fale Atlantyku i śpiewałem razem z Peterem: "Lord, here comes the flood!". Ale jak przyjąłbym ten album w 1977 roku? To przecież pierwsza płyta Gabriela po apogeum złotego składu Genesis - Lamb Lies Down On Broadway. Ale na tej płycie Gabriel jest w rozkroku pomiędzy starym progresywnym Genesis a czymś o czym wtedy, w 1977 roku jeszcze nie wiemy - czymś, z czego zrodzi się "własny styl Petera Gabriela", który eksploduje dopiero na 4 i 5 płycie. Ale wtedy w 1977 roku pewnie byłbym rozczarowany. Zamiast koncept albumu dostałbym zbiór różnych piosenek.

Nie wiem, czy wtedy, w 1977 roku zwróciłbym uwagę na ten album. Czy przyciągnął by moją uwagę przebój Cold As Ice, który brzmi zupełnie tak samo jakby wyszedł spod pióra grupy Supertramp? Jeżeli już, to sięgnąłbym po debiut Foreignner ze względu na jednego z dwóch współzałożycieli grupy: Iana McDonalda. To przecież człowiek, który był członkiem PIERWSZEGO składu King Crimson i nagrał z Frippem słynny In The Court of th Crimson King.

Dziś ta płyta mi się podoba. Brzmi jak mieszanka wspomnianego Supertramp, The Alan Parsons Project, Ala Stewarta - z drugiej strony jest trochę brzmienia Free czy Bad Company zmieszanego z amerykańskim luzem. Ale wtedy w 1977 podejrzewam, że byłbym bardzo kategoryczny i mógłbym bardzo szybko zaszufladkować ten album jako zwykły pop. Na szczęście 42 lata później nogi same rwą się biegu przy Starrider.

c.d.n.

ROK 1977 cz 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy