sobota, 5 grudnia 2015

Pomysł na grudzień czyli o zaletach regularnego ale krótkiego biegania

Najpierw napisałem "plan" ale przekreśliłem i zmieniłem na "pomysł". Plan jest czymś, do czego się zobowiązujemy. Pomysł to tylko idea, która może wypalić, albo i nie.


Tydzień temu wracałem do biegania po moim pierwszym w życiu roztrenowaniu. Napisałem wtedy dwa posty.


Dominik skarcił mnie słownie, że w tym drugim, powtarzam niemal to samo co w pierwszym. Czyli, że zmuszam się do biegania, bo to aby polepszyć inne dziedziny swojego życia, a samo bieganie nie jest wcale spotykaniem absolutu na leśnej ścieżce. I zamieniłbym chętnie bieganie na siatkówkę, tenis czy basen gdyby te dyscypliny były tak samo tanie oraz dostępne terytorialnie i czasowo... Ale nie zamienię. Bo nie są.

Z tą wiedzą jestem zdecydowanie szczęśliwszy. Łatwiej wychodzi się pobiegać wtedy, kiedy po prostu trzeba iść, a nie dlatego aby szukać na siłę endorfin i spełnienia.

Tak więc mój pomysł na grudzień dla samego siebie jest następujący:

  • Biegaj dlatego bo po prostu trzeba. Przede wszystkim żeby schudnąć i żeby nie umrzeć przedwcześnie. 
  • Biegaj krótkie dystanse. Ostatnio zbyt często poddawałem się filozofii, która mówiła, że wyjść na 30 minut to wstyd, bo słabo będzie wyglądało na endo 5-6 km, że jak już biegać to minimum godzinę, a jeszcze większy szpan to tak w tygodniu po 1,5h a w weekend 30-tka. Od tygodnia biegam max 40 minut dziennie. Na taki dystans łatwiej się zmotywować i zaplanować w napiętym planie dnia. Kiedyś po 21:00 rzadko kiedy rozpoczynałem bieg, bo wracać do domu o 23:00 to już późno. Teraz to nie problem, bo robisz 5-6 km i jesteś pod domem jeszcze zanim sklep zamkną. A często nikt nawet nie zauważy zbytnio, że wyszedłeś. Wyrwać z życia pół godziny jest 10 razy łatwiejsze niż wyrwać 1,5 godziny. 
  • Biegaj codziennie.  Kiedyś próbowałem biegać codziennie, ale po trzech-czterech dniach kiedy biegałem coś pomiędzy 15 a 20 km po prostu odechciewało mi się biegać. Byłem zmęczony i snułem się marszobiegiem, a w słuchawkach nawet The Wall mnie wkurzało. 5-6 km jest póki co niezauważalne. Przy takim dystansie nie mam najmniejszego zjazdu zmęczeniowego i mogę biegać codziennie. 
  • Jedz normalnie.  Kiedy biegasz dłuższe wybiegania, po 20-30 km w sobotni czy niedzielny poranek organizm czuje się potem trochę jak na kacu. Nie wiem gdzie tutaj kończy się fizjologia a zaczyna psychika, ale ZAWSZE po takich biegach mam większe przyzwolenie na podjadanie. Kiedy biegam 6-7 km jem normalnie, bo to przecież żaden heroiczny wysiłek.
  • Jeden bieg = jedna płyta. Niektórzy lubią słuchać muzyki, niektórzy nie. Ja uwielbiam. Słucham pełnymi albumami. Płyta zazwyczaj trwa około 40 minut (mówię o klasycznych płytach zanim wymyślono CD i zaczęto upychać dwa razy tyle muzyki na krążek). 40 minutowy bieg to idealna forma w czasoprzestrzeni do wysłuchania jednej płyty. 
  • Nie planuj.  Nie ma dla mnie znaczenia czy/w jakim biegu organizowanym w 2016 roku pobiegnę. Biegnąc Łemkowynę 150 pobiegłem wszystko co chciałem. Na resztę nie mam ciśnienia.

Dzisiaj rano kiedy spokojnie jadłem śniadanie zadzwonił do mnie Michał, że akurat jest w okolicy, a skoro moje ciało astralne wróciło do fizycznego, to może tak pobiegamy. Chętnie przystałem na to, ale od razu zaznaczyłem, że tak 6-7 km - nie więcej. Chwilę później robiliśmy rundki dookoła zbiorników na Pięciu Wzgórzach, dołączył do nas Kamil i generalnie było fajnie, zwyczajnie i normalnie. Na koniec Michał wyznał: "Nie wiem po co wykonuję zaraz po roztrenowaniu te 15-tki i 17-tki, skoro tylko się tym męczę. To co? Umawiamy się, że lecimy do końca grudnia nie więcej niż 40 minut na raz?"

Umawiamy się. A co życie przyniesie, to zobaczymy :)

3 komentarze:

  1. A ostatnio słyszałem, że zabrakło Ci parę minut na Łemko do pełnej satysfakcji ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A nie jest tak, że zawsze chcesz dokręcić jeszcze trochę, jeszcze jedno kółeczko, bo będzie dalej, więcej i lepiej niż inni w rywalizacjach na Endo? I takiego myślenia się trzeba oduczyć?

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy