czwartek, 17 grudnia 2015

Kącik biegowego melomana: U2 - The Joshua Tree



Świat muzyki, w którym żyję dzielę na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

Przeszłość to wszystko co działo się między 1967 (wcześniej to prehistoria) czyli debiutami Pink Floyd na wyspach i The Doors po drugiej stronie oceanu, a rokiem 1988 kiedy zacząłem świadomie, słuchać muzyki.

Teraźniejszość to albumy wydane miedzy rokiem 1988 a 2000 kiedy skończyłem studia. Kiedy ktoś mówi o Amused To Death - Watersa albo Murder Ballads - Nicka Cave'a to właśnie moja teraźniejszość.

Przyszłość to ostatnie 15 lat, w trakcie których zacząłem czuć się obco na Openerze.

Jest jeszcze międzystrefa, czyli okres, który rozpoczynają dźwięki The Final Countdown - Europe nagrywane na Grundiga przez moją siostrę. Gdzieś w tym wszystkim są też pierwsze przeboje Pet Shop Boys co tydzień słuchane przy Liście Przebojów Programu Trzeciego. Oraz Born To Be My Baby - Bon Jovi. Kiedy Sinead O'Connor wydała  The Lion & The Cobra a Enya - Watermark dla mnie skończyło się nieświadome słuchanie a największym dobrem i jedyną walutą, która miała wartość była czysta kaseta, na którą mogłem nagrać muzykę z radia.

W tej międzystrefie znajduje się też The Joshua Tree - U2. Słuchałem tej muzyki na granicy nieświadomości/świadomości muzycznej. Wchodziła w moją krew jeszcze jako "muzyka mojej siostry", ale dosłownie chwilę później była już "tą moją". Do tego stopnia, że w 1991 roku jako 14-latek z pełnym przekonaniem słuchając Achtung Baby twierdziłem, że U2 skończyło się na The Joshua Tree. Uważam tak do dzisiaj.

Kiedy biegam dookoła jeziora z The Joshua Tree w słuchawkach czuję pełen przekrój pozytywnych emocji. Ta muzyka to moje niemowlęce mleko, które pamiętam przez przymknięte oczy dzieciństwa. With Or Without You to jeden z największych utworów wszech czasów, umieszczony na bardzo równej płycie.

Szkoda, że Bono skoncentrował się na byciu gwiazdą i z czasem U2 zamiast wyznaczać trendy zaczęło za nimi gonić, by w ostateczności stać się tym dla rocka czym Madonna dla popu. Ostatniej płyty, którą znalazłem pewnego dnia rok temu na, iPadzie nie przesłuchałem ani razu. Zaś na 8 stycznia kiedy trafi nowy Dawid Bowie czekam z wypiekami. I wydam w ciemno 50 PLN w Empiku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy