piątek, 11 grudnia 2015

Run & Listen

"Gadanie o muzyce przypomina tańczenie o architekturze"
Edgar Froese - Tangerine Dream

Czytając dziesiątki artykułów na portalach biegowych i blogach można odnieść wrażenie, że muzyka, z którą biegamy to jeszcze jeden, dodatkowy gadżet. Narzędzie, które ma sprawić, że będziemy biegli szybciej, będziemy bardziej zmotywowani i osiągniemy lepsze rezultaty. Narzędzie oparte wyłącznie o rytm, które robi z ciebie galernika ponaglanego miarowymi uderzeniami fenickiego bicza.


Zróbcie test i wpiszcie "muzyka do biegania" w google. Co dostaniemy?
  • zastrzyk mocy na treningu
  • osiem motywujących przebojów, które dodają sił
  • energetyzująca muzyka do biegania
  • dziesięć piosenek, które zmobilizują Cię do treningu
  • hity na jogging
Wyobraźcie sobie, że zwyczajnie chce Wam się pić. Czy jednym wyborem powinien być ten między Red Bullem a Tigerem? Nie, bo można napić się wody, herbaty o różnych smakach, dowolnego soku. Nie każdy napój to energetyk. Tak samo jak nie każda muzyka do biegania to rytm. 

* * *
Mniej więcej w okolicach 100-nego kilometra Łemkowyny, w trakcie drugiej nocy górskiego biegu, po jakiś 3 godzinach gry wstępnej polegającej na mijaniu się na zbiegach/podbiegach z Kubą z bloga 100hrmax w końcu zagadałem:

- "Pamiętasz jak kiedyś pisałeś, abym pobiegał przy Archive?"

Kubie zaczęło coś świtać w głowie i w końcu zaskoczył:

-"Aaa, to Ty mnie przekonywałeś, że można biegać przy jazzie?"

Jazz to tylko przykład muzyki, w której znajdziemy połamany rytm, który nijak nie można dopasować do kroku. Ale bieganie to nie taniec ciała, NIKT NIE KAŻE NAM BIEGAĆ DO RYTMU. Tak rozpoczęliśmy swoją rozmowę, która przerywana halucynacjami i 15 minutowym snem trwała aż do poranka, kiedy osiągnęliśmy razem metę na 150 kilometrze. 

* * *

Układam w myślach ten post praktycznie od kiedy biegam. Układam go w formie protestu przed indoktrynacją wpajającą nam, że muzyka to bicz, muzyka to jeszcze jedno narzędzie, które każe nam rytmicznie przebierać nogami. Uwiera mnie kiedy czytam zestawienia pokazujące jaka częstotliwość bitu jest najlepsza do osiągania odpowiednich prędkości. Muzyka to nie metronom. Muzyka to cały wymiar dodający chwilom biegowej medytacji dodatkową wartość. Bieganie to taniec duszy

* * *

-"Ja nie lubię słuchać muzyki w trakcie biegu, wolę być blisko natury i wsłuchiwać się w swoje ciało" - tak mówi połowa z biegaczy. 

Nie jest tak, że słuchanie to obowiązek. Jeżeli nie słuchasz muzyki na co dzień i nigdy nie była ona dla Ciebie ważna - nie ma żadnego powodu aby stała się ważna w trakcie biegania. Jeżeli lubisz muzykę na co dzień, ale nie lubisz z nią biegać - prawdopodobnie masz źle dobrane słuchawki. 

Ja lubię słuchać na co dzień, ale nie mam na to zbytnio czasu. Bieganie to moment kiedy mogę połączyć te dwie przyjemności. Kiedy biegam i słucham matematyka przestaje działać prawidłowo. 2 + 2 = więcej niż 4. Muzyka w trakcie biegu nie ma na celu mnie pobudzić, ale często to robi. Nie musi dać mi energetycznego kopa, ale wzruszyć, spleść się z endorfinami i wyciągnąć maksimum światła z tej ciemnej, zimnej nocy. 

Nie myślmy stereotypowo. Nie ograniczajmy muzyki do biegania do Eye of the Tiger

Poniżej moja, trochę przypadkowa, ulubiona piątka:


Twelfth Night - This City 

Doceniłem ten zespół dopiero kiedy zacząłem biegać. Wcześniej mimo mojej ogromnej miłości do rocka progresywnego nie miałem szczęścia trafić na odpowiedni moment i nawet mając w domu kasetę z płytą Fact & Fiction - nie ceniłem jej wyjątkowo. Wszystko zmieniło się kiedy zacząłem biegać. Chłodny, zimowy Gdańsk, światło księżyca odbijające się w zbiorniku retencyjnym Świętokrzyska 2, i te kilka bloków będące moim miejscem na świecie. Nie wyobrażam sobie sezonu bez Twelfth Night.

Nieprzytomnie kształty majaczące wokół ludzkich myśli
Wśród różnych sklepów i pubów
Wszystkie te tanie fasady
To jest to całe miasto
To jest to całe miasto
Wiatr zachwiał drzewami
Niszcząc pół parku
Głodne wiedzy oczy
Palce porozdzielane zdobiącym je koronkami
To jest to całe miasto


Genesis - Dance on a Volcano 

Uwielbiam Genesis z lat 70-tych. Nawet bardziej ten z Gabrielem na wokalu niż z Collinsem, ale nie wyobrażam sobie biegania bez Trick of the Tail. Jeżeli miałbym biegać w rytm tańca na wulkanie - nie sądzę abym trafił do domu. Genesis to połowa mojego serca, jedna noga, płuco i część wątroby.


Sufjan Stevens - They Are Night Zombies!!! 

Nie mam słów na ten utwór. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale to jest mój prywatny Eye of the Tiger. Moje Chariots of Fire. Biegnę razem razem z grupą zombie i świat jest lepszy.


Van Der Graaf - Cat's Eye/Yellow Fever

Kiedy byłem w liceum tym kawałkiem wyganialiśmy wszystkie panny z parkietu na domówce. To było nasze męskie progressive-pogo. Biegając - mam te same emocje. Może to zabrzmi abstrakcyjnie, ale podobne emocje wywołuje we mnie jedynie tytułowa suita z płyty Lizard - King Crimson 


Pink Floyd - The Final Cut

Deszcz wali prosto w oczy. Wiatr spycha Cię ze ścieżki. The Final Cut na zawsze pozostanie najlepszą płytą świata. I te smętne mamrotanie Watersa jest dla mnie przez ostatnie 25 lat ważniejsze niż cokolwiek, co zostało napisane czy skomponowane.

2 komentarze:

  1. Gdzie miejsce dla Marillion?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obok Twelfth Night. To dwa zespoły grające podobny styl w tym samym czasie.

      Usuń

Podobne wpisy