środa, 28 lutego 2018

Joszczak vs. reszta świata 2018 - podsumowanie lutego


"O co chodzi w tej rywalizacji opisałem tutaj. To rywalizacja prosta jak konstrukcja cepa, bo polega na tym kto więcej przebiegnie w 2018 roku, a jedyna nagrodą jest to, że Joszczak nie będzie pierwszy... no chyba, że wygra Joszczak."

Przeanalizujmy sytuację po dwóch miesiącach rywalizacji:

niedziela, 25 lutego 2018

Biegowa wyprawa do Baru Zacisze


Wszyscy śmieją się z postanowień z 1 stycznia. Dlatego, że są z 1 stycznia. Teoretycznie jeżeli ktoś chce coś zmienić w swoim życiu, może rozpocząć tę zmianę w dowolnym momencie... Skoro w dowolnym, to czemu nie 1 stycznia? Ja od początku roku zmieniam nawyki. Moim mentorem w tym temacie jest Dominik. Nie idę w dietę/trening hardkor, nie stosuję żadnych wykluczeń. Jedynie w niewielki sposób poprzesuwałem suwaki na konsolecie moich codziennych zachowań. Jem trochę bardziej zdrowo, biegam trochę bardziej sensownie, kontroluję to jak imprezuję. Na każdym z tych pól zmieniło się niewiele. Nie czuję, że napinam jakąś gumę, której puszczenie spowoduje powrót z impetem do miejsca startu (lub ciut dalej). Nawet jeżeli zdarzą się wieczory, dni, czy tygodnie (wyjazd na ferie) odstępstw to i tak potem wszystko wraca do normy. Nie muszę zachować się jak pies spuszczony z łańcucha. Nawet jak na chwilę wyskoczę za ogrodzenie i tak lepiej jest wrócić do budy niż ganiać po osiedlu i gryźć ludzi po łydkach. Efekt? Na razie minus 10 kg na wadze i ponowne nabycie umiejętności pokonania 10 km w godzinę. Ale nie będę się teraz bardziej o tym rozpisywał, bo mam nadzieję na dłuższy wpis za kilka miesięcy.

Jednym z pozytywnych efektów zmiany nawyków było to, że mogłem zaproponować chłopakom wspólne niedzielne wybieganie. Bez poczucia porażki, że muszę ich aż nadto wstrzymywać, że pałętam się jakimś niegodnym tempem przeplatanym z marszem. Choć tak naprawdę to bieganie w niedzielę zaproponował Dominik, a ja po prostu nie odmówiłem i wytyczyłem trasę.

sobota, 24 lutego 2018

Parkrun Gdańsk-Południe #84 - Zamykający stawkę II


Kilka tygodni temu rozpocząłem małą dyskusję dotyczącą etyki zamykającego stawkę. Podsumowując jednym zdaniem: chodziło mi o postawienie pytania, czy funkcja zamykającego nie wprowadza zbyt dużej presji na wolnych zawodnikach i nie powoduje ich potencjalnego wykluczenia z prawdopodobieństwa pojawienia się na starcie? Dyskusja była bardzo kolorowa i miała wiele interwałów, których część przeniosła się na priv, a nawet - co niespotykane w ówczesnym świecie - na face 2 face w realu :) Ostatecznie nie pozostało mi nic innego, jak samemu doświadczyć jak to jest zamykać stawkę w ramach funkcji, a nie zwyczajnej niemocy.

środa, 21 lutego 2018

Kącik biegowego melomana: Marc Almond - Tenement Symphony


W piątek po pracy a przed resztą piątku wyskoczyłem pobiegać po osiedlu. Nad muzyką nie zastanawiałem się zbyt długo bo miałem ją już ułożoną w głowie. Wiedziałem, że chcę posłuchać właśnie tej płyty. Sekwencja dojścia była taka:
  • po koncercie Depeche Mode wciąż miałem ochotę na Depeche Mode i nawet sobie posłuchałem raz jeszcze Speak&Spell.
  • Wczesne lata 80-te to wylęgarnia talentów na miarę roku 1967 a może i jeszcze większa.
  • W środowym biegu (na krótko więc zimno i szybko) słuchałem duetu Soft Cell i płyty Non-Stop Erotic Cabaret. Ten album też się musi znaleźć kiedyś w kąciku!
  • Skoro połową Soft Cell jest Marc Almond w czwartek poleciał już solo. Akurat wziąłem na warsztat koncert 12 Years of Tears. To koncert w połowie dyskotekowy a w połowie akustyczny w stylu Jacquesa Brela. W podobnym czasie Almond przyjechał na festiwal do Sopotu, widziałem to w TV (1993?), ale niestety został w_y_g_w_i_z_d_a_n_y. Dlaczego? Do dzisiaj uważam to za jedną z największych koncertowych niegodziwości. Almond śpiewał fantastycznie, swoje piosenki, wspomnianego Jacquesa Brela czy Petera Hammilla. To była chyba jedyna szansa aby usłyszeć piosenkę Petera Hammilla na festiwalu w Sopocie!!
  • No i w piątek postanowiłem odświeżyć jego płytę z 1991 roku - Tenement Symphony

sobota, 17 lutego 2018

Me and my Kalenji Eliorun

Mam już taki zwyczaj, że kiedy moje buty przechodzą na emeryturę zawsze skrobnę o nich kilka zdań. Zrobiłem tam z moimi pierwszymi poważnymi Asicsami a potem z Adidasami. Dziś poświęcę kilka akapitów butom, w których biegałem od listopada 2016 roku - Kalenji Eliorun.


Zanim jednak przystąpię do rozprawienia się z tym biegowym obuwiem z Decathlonu sporządzę tabelę-legendę moich ubogich doświadczeń z butami. Zmieniam je niezwykle rzadko, dlatego nie ma tutaj zbyt wielu pozycji.

CZAS ASFALT TEREN
2012 Kalenji Ekiden 50 nic
2013 Asics Gel Pulse 4 Kalenji Kapteren
2014 bez zmian Asics Fujitrainer
2015 Adidas Response Boost bez zmian
2016 Kalenji Eliorun bez zmian
2017 bez zmian Salomon Speedcross Vario
2018 Asics Gel Glorify bez zmian

Jednym z głównych wyznaczników, którym się kierowałem była cena, dlatego nie miałem problemu biegać w butach z najniższej półki Decathlonu, ale z drugiej strony najwięcej kilometrów zrobiłem w Adidasach Response Boost, które tanie nie były, a uważam je za absolutnie najlepsze buty jakie kiedykolwiek miałem. Każdy z tych butów zrobił o wiele większe przebiegi niż życzeniowo zakładane przez sprzedawców i część z nich jak np. niezniszczalny Gel Pulse 4 (z którym już dawno temu się żegnałem) służy incydentalnie do dziś.

Poza wymienionymi w tabelce były jeszcze Ecco Biomy kupione na samym początku mojej przygody, zaraz po tym jak zaczytałem się w Urodzonych Biegaczach i zamarzyłem o niskich dropach. Nie uwzględniam ich jako "moje buty" bo zrobiłem w nich ledwie 300-400 km i definitywnie odłożyłem na półkę ze względu na zapiętek nieprzyjemnie trący achillesa. Jednak marzenie o niewielkim dropie i nikłej amortyzacji ciągle we mnie żyło podsycane nieustannie przez sandałowe opowieści Dominika. Takie semi-mininalistyczne były właśnie Elioruny, o których dziś chcę napisać kilka akapitów, czy też Fujitrainery, w których zrobiłem wszystkie moje biegi górskie do 2016 roku włącznie.

Parkrun Gdańsk-Południe #83 - Wicekoordynator


Gdyby nie zastępcy, to by dziś parkruna nie było :) Na szczęście Gdańsk-Południe ma bardzo szeroki drugi garnitur wicekoordynatorów i dzisiaj tę zaszczytną rolę piastował Kamil Żmudziński. Niebieska kamizelka na plecy, megafon w dłoń prawą, stoper w lewą i do roboty!

Pogoda dość słaba, jakieś dwa stopnie na plusie, na trasach trochę wody, trochę błota, trochę lodu. Ludzi mniej niż zazwyczaj, bo w TPK biegają TUTa i Grubą Piętnastkę. A jutro jeszcze podobno bieg w Gdyni.

A na parkrunie Gdańsk-Południe tradycyjnie nic wyjątkowego się nie wydarzyło... chociaż nic wyjątkowego - wyłącznie z mojej prywatniej perspektywy. Ale mój punkt widzenia, mój kontekst to tylko jeden z wielu, jeden z 60 różnych kontekstów (57 uczestników + 3 wolontariuszy). W końcu był dziś jeden personal best, dwóch firsttimerów w tej lokalizacji i jeden kompletny firsttimer ever! Dla każdej z tych osób dzisiejszy bieg był z całą pewnością wyjątkowy!

Rozgrzewka z Natalią

Zdjęcie z wicekoordynatorem przed biegiem :D

Wicekoordynator po dobrze wykonanej pracy

PS. Kamil, posłuchaj żony i zrób coś z tą rudo-siwą brodą :)

środa, 14 lutego 2018

Kącik biegowego melomana: Genesis - Nursery Cryme

Przygotowując się do dzisiejszego kącikowego wpisu o jednej z płyt, gdzie śpiewał Peter Gabriel przeszukałem swojego bloga na wszelki wypadek, czy aby na pewno nie pisałem już o tej płycie wcześniej. Sam jestem zdziwiony, że nie pisałem, bo Nursery Cryme to przecież jedna z moich topowych płyt wszech czasów. Znalazłem za to inny smaczek. Taki akapit napisałem dokładnie 2 lata temu:


Z Peterem Gabrielem biega się genialnie kiedy jest zimno, ale nie mroźno. Nie ma śniegu, jest sucho a temperatura oscyluje między 0 a 3 stopnie. I najważniejsze: trzeba biegać "na krótko". Ma być zimno i lecieć para z gęby. Wtedy Peter wchodzi jak whisky w piątek.

Nie pamiętałem ani jednego słowa z mojej złotej myśli sprzed 2 lat, ale dziś chciałem napisać dokładnie to samo! Bo dziś jest podobnie zimno, temperatura w ciągu dnia oscylowała między -1 a 2 stopnie. Nie padał śnieg ani deszcz i raczej było sucho. Na ścieżkach dookoła zbiorników są tylko niewielkie połacie nierozpuszczonego jeszcze śniegu. I co najciekawsze: pobiegłem dziś na krótko! Krótkie szorty i t-shirt. Para leciała z gęby. A Peter Gabriel wchodził jak grzane wino w Zakopanem!

Śmieszne trochę jest to, że (abstrahując od teorii zimna Wima Hoffa) zazwyczaj biegamy dopasowani ubraniem do pory roku, a nie realnej temperatury. Bardzo często jest tak, że lipcowe wczesne poranki to temperatura w okolicach 2-3 stopni, ale nikogo nie dziwią biegacze na krótko, bo przecież jest lato. Ale kiedy dziś wybiegłem tak z domu i leciałem Porębskiego w dół do zbiorników dwóch kolesi w Saabie najpierw zwolniło, potem wyhamowali do zera i z niedowierzaniem patrzyli na mnie jak na małpę w zoo. Bo przecież jest zima! :)

poniedziałek, 12 lutego 2018

Running with Depeche Mode - Live in Gdańsk 11.02.2018


Poniedziałek, 12 lutego, 2 godziny po koncercie. To był nasz pierwszy wspólny z żoną koncert od lat. Dzieci zostały w domu z opiekunką, więc z jednej strony magia widowiska, ale z drugiej praktyka i logistyka level expert. Samochód zostawiony poza parkingiem Ergo, aby nie ugrzęznąć w korku, kurtki w samochodzie, przy ostatnim utworze taktyczne wycofanie się do wyjścia. I tym sposobem 25 minut po wybrzmieniu Personal Jesus byliśmy już w domu, na drugim końcu Gdańska.

I dopiero teraz, kiedy dom ogarnięty i spokojnie siedzę z komputerem na kolanach powoli dochodzi do mnie, że właśnie zobaczyłem i usłyszałem coś, co będę długo wspominać. Podkreślę jeszcze raz, że nie jestem psychofanem Depeche Mode, ale bardzo cenię ten zespół za muzykę jaką tworzy. Dystans, który mam pomógł by mi skrytykować dzisiejsze show, gdyby minusy przysłoniły plusy, ale było inaczej. Jutro, na chłodno napisze bardziej szczegółowo, ale teraz chcę złapać tę wciąż brzmiącą chwilę. Najlepsze fragmenty tego koncertu to:

  1. Walking In My Shoes - wiem, że pisałem w trakcie maratonu  z DM, że mam problem z płytą, z której pochodzi ten utwór, ale dziś jestem bezkrytyczny. To był najlepszy fragment koncertu.
  2. Cover Me - mój nos kilka dni temu podpowiedział mi, że to jest klucz do Spirit. Dziś zagrał ponadprzeciętnie, narastał tak, że na samym końcu musiałem przypomnieć sobie, że trzeba oddychać, tak długi wstrzymywałem powietrze w płucach
  3. In Your Room - w pewnym sensie fabularny wstęp do Walking In My Shoes. Nie mogę nic innego powiedzieć niż to, że Songs of Faith & Devotion na żywo wypadła ponadprzeciętnie. 
* * *

piątek, 9 lutego 2018

Running with Depeche Mode part V

Dziś dwie ostatnie płyty. Obie słuchałem dziś w pełni świadomie, oraz co najważniejsze - z pozytywnym nastawieniem, po raz pierwszy. Delta Machine nie pamiętam, abym kiedykolwiek wcześniej miał przyjemność w sposób świadomy, zaś Spirit wysłuchałem jeden raz, kilka dni po premierze. Ale nie zachęciła mnie wtedy aby zrobić to jeszcze raz.

 
Moje poniższe opinie to tylko i wyłącznie opinie z pierwszego słuchania. Nie chcę stawiać kategorycznych ocen, a jedynie pokusić się o opis powierzchownego wrażenia.

Pobiegnij na Kalatówki - powiedział Miś


 Kiedy pierwszego dnia pobytu z dzieciakami na feriach w Zakopcu pobiegłem bez sensu szukać muzeum Lenina w Poroninie, Waldek Miś napisał mi w komentarzu "pobiegnij na Kalatówki". Ja nie jestem obyty z górami więc nie wiem czy chciał mnie obrazić czy naprawdę to rozsądna propozycja. W każdym razie zaryzykowałem i w tym kierunku zaplanowałem dzisiejszy 15-sto kilometrowy bieg.


środa, 7 lutego 2018

Running with Depeche Mode part IV

Kilka dni rozpocząłem ultramaraton na raty z Depeche Mode w słuchawkach. Celem jest przesłuchanie wszystkich 14 studyjnych płyt podczas biegania. Limity czasu też obowiązują, bo postanowiłem ukończyć to wyzwanie do 11 lutego, czyli koncertu Depeche Mode w Ergo Arenie w Gdańsku.

 
Pierwszy wpis: Running with Depeche Mode part I opisywał pierwsze 4 studyjne płyty DM.
Drugi trzy kolejne: Running with Depeche Mode part II
Trzeci dwie następne: Running with Depeche Mode part III
Dziś pozycje: 10, 11 i 12

Harenda - Gubałówka - Harenda


Kolejny dzień w górach. Tym razem z trochę większą ideą niż poprzedni wypad do Poronina. Dzieci odstawiam do szkółki na Harendzie i postanowiłem te niecałe 3 godziny wykorzystać na zwiedzanie okolicy.


Na Harendę można wjechać wyciągiem razem z narciarzami, a stamtąd pobiec szczytem na przykład na szczyt szczytów - czyli Gubałówkę :)

Po odstawieniu dzieci pytam się jakiegoś losowego instruktora:

- "Proszę Pana, a którędy da się wejść tam na górę?"
- "Niech Pan kupi kartę na wyciąg to Pan wjedzie"
- "Ale ja nie chcę wjeżdżać! Ja chcę wejść."
- "Ale to przecież tylko kilka zł kosztuje, kupi Pan kartę i jak Pan nie wykorzysta to Panu zwrócą środki"
- "No ale ja chcę wejść!"
- "Aaaaa.. aaaa to nie da się...."

poniedziałek, 5 lutego 2018

Zakopane, Zakopane, spaceruje pani z panem.


Nie klei mi się żadna fabuła, ale dziesiątki rozstrzelonych wątków, więc opiszę to w punktach:
  • Nie jestem fanem nart zjazdowych, więc na nich nie jeżdżę. Nikt nie zaszczepił mi tego bakcyla w dzieciństwie więc zostawiam tę przyjemność sobie na kiedyś tam. Mimo to teraz daję szansę moim dzieciom i ... zabrałem je do Zakopanego do szkółki. Rok temu śmigały w Trzepowie, wiec przyszedł czas na większe górki. 
  • Pierwsza muzyczna myśl związana z Zakopanem to wcale nie "oblewamy się szampanem" ale tytułowy Sztywny Pal Azji.
  • Zostało mi 6 dni do Depeche Mode i 4 płyty przede mną. Muszę więc biegać z muzyką, dziś był Exciter, ale o tym za kilka dni w innym blogpoście. 

sobota, 3 lutego 2018

Parkrun Charzykowy #1 - Inauguracja

Z Moniką, współkoordynatorką parkrun Charzykowy

Całe moje szczęście związane z faktem, że parkrun zawitał do Charzyków opisałem wczoraj. Straciłem tym samym ostatnią obiektywną wymówkę, aby kiedykolwiek wykręcić się z biegu. Poza tym, że nie potrzebuję takich wymówek...

W Charzykowach po raz 100-tny, ale po raz pierwszy na parkrun

Z Chojnic wyjechaliśmy 30 minut przed biegiem. Normalnie te 5 km bym pokonał na piechotę, ale tradycyjnie byłem z córką i wiadomo - 15 km łącznie to byłoby trochę za dużo. W nocy spadło trochę śniegu, ale była to cienka warstwa, na pewno nie taka, aby w czymkolwiek przeszkadzała.

piątek, 2 lutego 2018

Biegałem parkrun Charzykowy zanim zaczął być modny


Mam dużo szczęścia w życiu :) Kiedy 1,5 roku temu parkrun Gdańsk-Południe otworzył się pod oknem mojego mieszkania nie mogłem nacieszyć się tą wiadomością. Przez te 80 edycji opuściłem tylko kilka z nich, a tylko jedną z własnej nieobiektywnej woli. Większość biegałem, ale udzielałem się też jako wolontariusz, do tego stopnia, że kilka razy miałem zaszczyt poprowadzić bieg jako koordynator!

Problem niestety zaczęła mieć moja rodzina, a dokładniej ta część rodziny ze strony mojej drugiej połówki jabłka czyli najwspanialszej małżonki. :) Moja żona pochodzi z Chojnic i od kiedy parkrun miałem pod oknem część rozmów piątkowych brzmiało tak:

- Może odwiedzimy rodziców na weekend? - pytała żona
- Jasne, dobry pomysł - odpowiadałem
- Pojedziemy w piątek po pracy - proponowała żona
- ZWARIOWAŁAŚ!?!? Jedziemy najwcześniej w sobotę o 10:00 !!

Running with Depeche Mode part III

Kilka dni rozpocząłem ultramaraton na raty z Depeche Mode w słuchawkach. Celem jest przesłuchanie wszystkich 14 studyjnych płyt podczas biegania. Limity czasu też obowiązują, bo postanowiłem ukończyć to wyzwanie do 11 lutego, czyli koncertu Depeche Mode w Ergo Arenie w Gdańsku.



Pierwszy wpis: Running with Depeche Mode part I opisywał pierwsze 4 studyjne płyty DM.
Drugi trzy kolejne: Running with Depeche Mode part II

Dziś dwie następne:

czwartek, 1 lutego 2018

Joszczak vs. reszta świata 2018 - podsumowanie stycznia


O co chodzi w tej rywalizacji opisałem tutaj. To rywalizacja prosta jak konstrukcja cepa, bo polega na tym kto więcej przebiegnie w 2018 roku, a jedyna nagrodą jest to, że Joszczak nie będzie pierwszy... no chyba, że wygra Joszczak.

Przeanalizujmy sytuację po pierwszym miesiącu rywalizacji: