sobota, 24 lutego 2018

Parkrun Gdańsk-Południe #84 - Zamykający stawkę II


Kilka tygodni temu rozpocząłem małą dyskusję dotyczącą etyki zamykającego stawkę. Podsumowując jednym zdaniem: chodziło mi o postawienie pytania, czy funkcja zamykającego nie wprowadza zbyt dużej presji na wolnych zawodnikach i nie powoduje ich potencjalnego wykluczenia z prawdopodobieństwa pojawienia się na starcie? Dyskusja była bardzo kolorowa i miała wiele interwałów, których część przeniosła się na priv, a nawet - co niespotykane w ówczesnym świecie - na face 2 face w realu :) Ostatecznie nie pozostało mi nic innego, jak samemu doświadczyć jak to jest zamykać stawkę w ramach funkcji, a nie zwyczajnej niemocy.

Oczywiście prawda jest trochę inna. Kreska, moja córka, od tygodni wierciła mi dziurę w brzuchu, że chce być zamykającym. Obiecywałem jej, że da się to załatwić, ale cały czas czekałem, aż ta funkcja będzie po prostu wolna. W Gdańsku-Południe, jak i w innych lokalizacjach "zamykający stawkę" ma wzięcie. I wydaje mi się, że nie chodzi tutaj wyłącznie o "odbicie dwóch kart na mecie" (bieg i wolontariat), ale po prostu alibi na nie dawanie z siebie wszystkiego. W końcu, po kilku tygodniach prób wbicia się na zamykającego, wczoraj wieczorem patrzę i widzę, że nikt się nie zgłosił. Zapisałem Kreskę a sam przyjąłem rolę "opiekuna zamykającego stawkę".

W nocy temperatura spadła dość znacznie. Nie jest to może -25°C jak bywało kilka lat temu, ale -7°C też robi wrażenie. Do tego napadało trochę świeżego śniegu i zrobiło się naprawdę zimowo. Rano ubraliśmy się o warstwę więcej niż na co dzień, a ja po raz pierwszy po feriach założyłem "decathlonowe kalesony", bo do tej pory biegałem na gołych nogach.

-"Halo baza, halo baza, jak mnie słyszycie?"
-"Słyszymy dobrze, gdzie jesteście?"

Parkrun daje wiele człowiekowi.

Mi na przykład dał dziś możliwość rozmowy przez krótkofalówkę po raz pierwszy od 30 lat, kiedy jako dzieciaki bawiliśmy się walki-talki przywiezionymi do sąsiadów przez wujka z RFN. Jako zamykający stawkę zostaliśmy w nie wyposażeni i komunikowaliśmy się z metą.

-"Gdzie jesteście bo marzniemy?!"

A my nie nudziliśmy się ani chwili... Nie wiem jak to się stało, że te 44 minuty od startu do mety upłynęło szybciej niż kiedyś 22 minuty. Kiedy tylko trochę zbliżaliśmy się do Justyny, której lekarz zabronił biegać i popylała 5 cm nad chodnikiem unosząc się na kijach do nordica, Kreska natychmiast strofowała:

-"Nie możemy biec bliżej... no wiesz... nie możemy robić presji" :D

Ale Justyna na tych kijach leciała szybciej niż niejeden biegnąc i "bezpieczny dystans" utrzymywał się sam. A my łapaliśmy poksy i bawiliśmy się walkie-talkie... Szczerze mówiąc, to bardziej ja się bawiłem.



I jeszcze trochę statystyki z samego biegu;

  • Wygrał Jakub Klajna z czasem 21:08. Warunki dziś ewidentnie nie były pod rekordy.
  • Kamil, kiedy zobaczył wyniki mądrze je skonstatował: "gdybym był w takiej formie jak w kwietniu rok temu i warunki byłyby dobre, to miałbym szansę na wygraną".
  • Według tej samej hipotezy, to gdybym się teleportował z 2014 roku to byłbym dziś czwarty :)
  • Mimo kiepskich warunków na rekordy padły dziś dwa w tej lokalizacji, choć nie były to rekordy parkrunowe tych zawodników
  • Mieliśmy gościa z parkrun Kraków. Mateusz, zapraszamy częściej, powietrze czyste przez cały rok :)
  • I co najważniejsze - było dziś dwóch absolutnych parkrunowych debiutantów: Przemek i Łukasz - zapraszamy za tydzień.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy