środa, 21 lutego 2018

Kącik biegowego melomana: Marc Almond - Tenement Symphony


W piątek po pracy a przed resztą piątku wyskoczyłem pobiegać po osiedlu. Nad muzyką nie zastanawiałem się zbyt długo bo miałem ją już ułożoną w głowie. Wiedziałem, że chcę posłuchać właśnie tej płyty. Sekwencja dojścia była taka:
  • po koncercie Depeche Mode wciąż miałem ochotę na Depeche Mode i nawet sobie posłuchałem raz jeszcze Speak&Spell.
  • Wczesne lata 80-te to wylęgarnia talentów na miarę roku 1967 a może i jeszcze większa.
  • W środowym biegu (na krótko więc zimno i szybko) słuchałem duetu Soft Cell i płyty Non-Stop Erotic Cabaret. Ten album też się musi znaleźć kiedyś w kąciku!
  • Skoro połową Soft Cell jest Marc Almond w czwartek poleciał już solo. Akurat wziąłem na warsztat koncert 12 Years of Tears. To koncert w połowie dyskotekowy a w połowie akustyczny w stylu Jacquesa Brela. W podobnym czasie Almond przyjechał na festiwal do Sopotu, widziałem to w TV (1993?), ale niestety został w_y_g_w_i_z_d_a_n_y. Dlaczego? Do dzisiaj uważam to za jedną z największych koncertowych niegodziwości. Almond śpiewał fantastycznie, swoje piosenki, wspomnianego Jacquesa Brela czy Petera Hammilla. To była chyba jedyna szansa aby usłyszeć piosenkę Petera Hammilla na festiwalu w Sopocie!!
  • No i w piątek postanowiłem odświeżyć jego płytę z 1991 roku - Tenement Symphony

Każdy wie, że magnum opus Marca Almonda jest płyta Enchanted. Pisałem o niej nawet w kąciku kilka lat temu. Kiedy rok później Marc wydał album Tenement Symphony w ówczesnych recenzjach w prasie każdy odwoływał się do genialnej poprzedniczki i oceniał poprzez jej pryzmat. Przez takie podejście umykał trochę indywidualny klimat tej płyty. Cofnąłem się nawet do recenzji z Tylko Rocka Tomka Beksińskiego i tam również o płycie powierzchownie, za to więcej o samym Marcu Almondzie.

Mam słabość do tego człowieka o wyglądzie pensjonariusza zakładu dla niedorozwiniętych dzieci. Marc Almond jest, moim zdaniem, geniuszem, którego talentu w latach działalności duetu Soft Cell nikt nie umiał docenić. Po płycie Enchanted, wydanej latem 1990 roku, zacząłem jednak obawiać się o dalszą karierę artysty. Była ona bowiem czymś tak doskonałym, że mogła stać się dla Almonda tym, czym Avalon dla Roxy Musie: osiągnięciem absolutu. Bałem się, że artysta nie wzniesie się już ponad poprzeczkę, którą sam sobie ustawił tak zawrotnie wysoko. (Tylko Rock 1992)

Zastanawiam się jak przetłumaczyć tytuł. Słowo "tenement" oznacza bezpośrednio "kamienicę". Ale tytuł "symfonia kamienicy" nie brzmi dobrze zaś "kamieniczna symfonia" to tworek jeszcze gorszy. Wydaje mi się, że najbardziej odda klimat tego tytułu "osiedlowa symfonia" - mając na myśli typowe angielskie osiedle dla klasy niższej. Rozumiem to jako symfonię pozbawioną sztucznego blichtru, dostępną tylko w pięknych budynkach filharmonii. Marc Almond zrobił symfonię osiedla, symfonię ulicy, symfonię w rytmie disco.

Ja mam słabość to wszelkich koncept albumów. Do muzyki która przez 45 minut opowiada jedną historię, gdzie utwory są długi i podzielone na sekcje. Taki rodzaj produkcji to domena rocka progresywnego... ale okazuje się, że nie koniecznie.

Marc Almond wyszedł z muzyki dyskotekowej lat 80-tych. Otarł się o new-romantic z jednej strony i o awangardę pokroju panów z Coil z drugiej. W to wszystko wmieszał bardzo dużo ze wspomnianego już dwukrotnie Jacquesa Brela. Stał się piosenkarzem - bo to jest najlepsze słowo. Człowiekiem, który stoi z mikrofonem na scenie i śpiewa piękne piosenki swoim niepowtarzalnym głosem. A kiedy już stoi i śpiewa całkowicie przestaje mieć znaczenie czy za jego plecami akompaniuje fortepian, czy dyskotekowy bit.

Płyta Tenement Symphony zawiera w połowie autorskie kompozycje Almonda, a w części covery. Jest tutaj rewelacyjna wersja Days of Pearly Specer Davida McWilliamsa, Jacky - Brela czy fragment z Debussego - jak na symfonię przystało ;)

Ale każdy z tych utworów jest wypełniony bitem z dyskoteki! W efekcie mamy rewelacyjną wielowarstwowość albumu. Słuchając bitów - noga leci sama przed siebie, ale równolegle do bitów, gdzieś w warstwie poza rytmem, w głowę wchodzą kompozycje, które w innej aranżacji mógłby zaśpiewać sam Peter Hammill ;)




LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy