sobota, 17 lutego 2018

Me and my Kalenji Eliorun

Mam już taki zwyczaj, że kiedy moje buty przechodzą na emeryturę zawsze skrobnę o nich kilka zdań. Zrobiłem tam z moimi pierwszymi poważnymi Asicsami a potem z Adidasami. Dziś poświęcę kilka akapitów butom, w których biegałem od listopada 2016 roku - Kalenji Eliorun.


Zanim jednak przystąpię do rozprawienia się z tym biegowym obuwiem z Decathlonu sporządzę tabelę-legendę moich ubogich doświadczeń z butami. Zmieniam je niezwykle rzadko, dlatego nie ma tutaj zbyt wielu pozycji.

CZAS ASFALT TEREN
2012 Kalenji Ekiden 50 nic
2013 Asics Gel Pulse 4 Kalenji Kapteren
2014 bez zmian Asics Fujitrainer
2015 Adidas Response Boost bez zmian
2016 Kalenji Eliorun bez zmian
2017 bez zmian Salomon Speedcross Vario
2018 Asics Gel Glorify bez zmian

Jednym z głównych wyznaczników, którym się kierowałem była cena, dlatego nie miałem problemu biegać w butach z najniższej półki Decathlonu, ale z drugiej strony najwięcej kilometrów zrobiłem w Adidasach Response Boost, które tanie nie były, a uważam je za absolutnie najlepsze buty jakie kiedykolwiek miałem. Każdy z tych butów zrobił o wiele większe przebiegi niż życzeniowo zakładane przez sprzedawców i część z nich jak np. niezniszczalny Gel Pulse 4 (z którym już dawno temu się żegnałem) służy incydentalnie do dziś.

Poza wymienionymi w tabelce były jeszcze Ecco Biomy kupione na samym początku mojej przygody, zaraz po tym jak zaczytałem się w Urodzonych Biegaczach i zamarzyłem o niskich dropach. Nie uwzględniam ich jako "moje buty" bo zrobiłem w nich ledwie 300-400 km i definitywnie odłożyłem na półkę ze względu na zapiętek nieprzyjemnie trący achillesa. Jednak marzenie o niewielkim dropie i nikłej amortyzacji ciągle we mnie żyło podsycane nieustannie przez sandałowe opowieści Dominika. Takie semi-mininalistyczne były właśnie Elioruny, o których dziś chcę napisać kilka akapitów, czy też Fujitrainery, w których zrobiłem wszystkie moje biegi górskie do 2016 roku włącznie.

Co do minimalistycznego trendu, mimo tylu lat biegania, nie mam wciąż własnego zdania. Poruszam się jak wahadło między hipotezami i doświadczeniami własnego aparatu ruchu. Nie może umknąć niczyjej uwadze, że nie należę do lekkich biegaczy i wg wszelkich wytycznych powinienem biegać w maksymalnie amortyzowanych butach. Jednak być może właśnie moja waga nauczyła mnie biegać trochę inaczej, tak - aby nie masakrować swoich stawów. Wiedziony tym zwierzęcym, albo nawet psim instynktem przez te wszystkie lata ani razu nie musiałem konsultować się z lekarzem ani fizjoterapeutą. Owszem, były okresy, kiedy albo bolał mnie achilles, albo kolano, albo kolokwialnie mówiąc - ciągnęło mnie coś w dupie, ale za każdym razem kilkudniowe, albo maksymalnie kilkutygodniowe zmniejszenie intensywności naprawiało problem. I stąd hipoteza, że może właśnie taka mieszanka butów mniej i bardziej amortyzowanych, które często przeplatałem między sobą pomogła mi utrzymać się bez większej kontuzji?



Kalenji Eliorun

Tak o nich pisałem w listopadzie 2016 roku:

Kupiłem sobie nowe buty. Po raz pierwszy od lutego 2015, po pokonaniu w poprzednich ~4000 km. I nie są to kolejne Adidasy, choć moje Responsy, które chyba już finalnie odesłałem na emeryturę były najlepszymi butami ever. 100 km bez ani jednego odcisku to standard. Przypadkowa wizyta w Decathlonie zakończyła się kupnem Kalenji Eliorun. Czemu? Bo były przecenione ze 199-->129 zł, przymierzyłem wszystkie jakie były na półkach i tylko w nich oraz Glidach (3 razy droższych) było mi wygodnie, no i były ładne :) Dopiero kiedy je kupiłem zacząłem szukać jakiś informacji o nich w necie. Znalazłem niewiele, ale informacje były w połowie ciekawe i w połowie niepokojące:

  • Buty mają 6 mm dropa, czyli bardzo niewiele. Można powiedzieć, że taki drop może być wstępem do biegania minimalistycznego.
  • Są super lekkie - to akurat czułem od razu. Moja 47-ka waży 280 g (dla porównania Adidas Response - 320 g a Asics Gel Pulse - 370 g
  • Amortyzacja jest średnia, mając na jednej nodze Glida a na drugiej Elioruna czułem, że w Glidzie topię piętę w miekkim booscie. 
  • Elioruny nie usztywniają kostki. To mnie akurat bardzo ucieszyło, bo od zawsze mam słabość do "kapciowych" butów, które są luźne w kostce. 
Dzisiaj biegałem w nich pierwsze 10 km... ale recenzja Eliorunów, to temat na osobny wpis... za jakieś 1,5 roku pewnie :)


No i właśnie jesteśmy te niespełna 1,5 roku później i przyszła pora na wpis. 


Kupiłem te buty też dlatego, bo lecieliśmy z Dominikiem do Włoch obiec jezioro Iseo. Cały nasz bagaż mieliśmy spakować do plecaczków biegowych i prosto z lotniska rozpocząć trzydniową biegową przygodę. Moje adidasy były już tak zryte, że bałem się, że nie przepuścili by takiego kloszarda przez bramki na lotnisku. Nowe Kalenji to zawsze jakiś bonus do wyglądu :)

Pierwszy bieg
Poza tym 10 kilometrowym wspomnianym rozruchem rzuciłem się w nich od razu na głęboką wodę. 70 km dookoła Iseo praktycznie w nowych butach to był pomysł, który mógł całkowicie rozsadzić tę wycieczkę. Ale na szczęście tak się nie stało. Buty nie zrobiły żadnej krzywdy. Choć nie był to szybki bieg.

Amortyzacja i wygoda
W porównaniu do moich innych butów, tutaj tej amortyzacji za bardzo nie ma. I mimo, że wydawało mi się, że potrafię z tym żyć i nawet fajnie biegało się w tych butach w terenie, gdzie przyczepność nie odgrywa dużej roli, gdzie było sucho, miękko od piasku, gałązek, runa leśnego, gdzie myślałeś jak postawić kolejny krok, gdzie bliskość stopy względem podłoża ma znaczenie - to kiedy trafiałem na proste asfaltowe czy betonowe odcinki zaczynałem czuć własną masę. Tym sposobem buty, z których byłem względnie zadowolony, przy kolejnej próbie zrobienia 70 kilometrów (dookoła Jezioraka, gdzie jednak sporo było asfaltu) ubiły mi stawy na tyle, że musiałem sobie kupić rower, aby trochę odciążyć swój aparat ruchu.


Stabilizacja
Będę szczery: ja nie bardzo wiem jak oceniać coś co nazywa się stabilizacją. Nigdy nie miałem w żadnych butach problemów w trakcją i nigdy nie wykręcało mi kostki. We wszystkich butach mam wrażenie, że stabilizacja różni się na poziomie mikro. Może kiedyś mnie oświeci, albo ktoś mnie oświeci.

Wentylacja
W tym przypadku jest aż za dobrze. Buty przepuszczają zarówno powietrze do środka, ale również działa to w drugą stronę. I nie jest to miłe uczucie, kiedy doświadczasz tego po maratonie w Finlandii na pokładzie Wizzaira do Gdańska.

Jakość
Nie przebiegłem w tych butach dystansu równego poprzednikom. Patrząc na endo i odejmując biegi trailowe wychodzi nie więcej niż 1300 km. W tym czasie buty nie doznały żadnego uszczerbku. Poza zwyczajnym ubiciem i tak niezbyt amortyzowanej podeszwy - cała reszta jest nietknięta, niepęknięta, nierozerwana. A nie oszczędzałem ich zbytnio.



Podsumowanie
Fajne buty, bardzo bardzo lekkie, ale nie do końca dla mnie. Albo nie do końca jako jedyne buty dla mnie. Od kiedy zacząłem je przeplatać z wyjętymi z zaświatów Asicsami Gel Pulse 4 zacząłem rozumieć, że potrzebuję więcej amortyzacji. Twierdzę tak na podstawie empirycznych doznań z początku stycznia:
  • 7 km w Eliorunach = lekkie pobolewanie w nodze jak po Iławie
  • 7 km w starych Asicsach = na granicy dyskomfortu
  • 7 km w nowych Asicsach (które kupiłem 2 tygodnie temu) = ok

2 tygodnie temu kupiłem Asicsy Gel-Glorify. Oczywiście w Outlecie za pół ceny. Jeżeli chodzi o amortyzację, to jest to klon słynnych Nimbusów, które kosztują odpowiednio drożej. Klon to w sumie złe słowo, bo to jest niemal to samo, ale nazywa się inaczej, bo jest dostarczane przez Asicsa do sieci Intersport i musi się inaczej nazywać, aby Asics mógł sprzedawać w sklepach firmowych swoje Nimbusy drożej... ale recenzja Glorify, to temat na osobny wpis... za jakieś 1,5 roku pewnie :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy