poniedziałek, 29 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014 - część 1: Plany vs Realizacja


Lubię podsumowania. Uwielbiam czytać podsumowania innych, gdzie mogę zgodzić się lub nie zgodzić, pokręcić nosem, a przede wszystkim poznać hierarchie doznań innych.

Moje podsumowanie roku 2014 muszę rozpocząć od lektury własnego wpisu dotyczącego planów na 2014 rok i komentarza co się udało, a co nie.

Przebiec jakiś fajny górski Ultra. 

Nie udało mi się dostać na Rzeźnika 2014. Ten dzień kiedy padły serwery zapamiętam na długo. Rok temu słowo "Rzeźnik" było dla mnie - totalnego nowicjusza słowem magicznym. Pamiętam jak jesienią 2013 roku biegnąc o piątej rano dookoła mojego "jeziora" doznałem olśnienia i pewności, że dam radę przebiec górskie ultra i chcę to zrobić. Napisałem tego samego dnia do Michała z pytaniem czy chce być moim partnerem. Decyzja trwała 5 sekund. Oczyma wyobraźni widziałem nas skutych niewidzialnym łańcuchem na Bieszczadzkich połoninach. Potem nastał styczeń i zapisy. Byłem pewny, że wystarczy być punktualnym i siedzieć przy kompie w godzinie startu rejestracji. W poprzednich latach miejsca rozchodziły się w kilkanaście minut. Nastała godzina zero i mimo, że byłem perfekcyjnie przygotowany do klikania serwery padły na kilka minut. F5 F5 F5 F5 F5 F5..... F5  ....F5 ....F5...... wszystkie miejsca zajęte. To trwało 3 minuty. Próbowałem na dwa komputery i totalna dupa.

Teraz wiem, że nie jeden Rzeźnik na świecie. Ale to uczucie kiedyś będzie podobne do tego z jakim Adam Małysz kończył karierę. Zdobył tyle, co żaden inny zawodnik. Dekada dominacji. Ale bez olimpijskiego złota. Nie zapisałem się na Rzeźnika 2015. Nie ma już zapisów "kto pierwszy ten lepszy". Jest losowanie, ale zdecydowanie premiujące osoby biegające w innych biegach organizatorów i w ten sposób zdobywające extra punkty w losowaniu. Poza tym czy ta "harcerska sprawność", którą będę mógł sobie przyszyć na rękawie jest mi aż tak potrzebna? Są inne biegi, a wiele z nich jest trudniejszych niż Rzeźnik. Nie są co prawda tak medialne, ale nie o to chodzi.

Po porażce w zapisach i późniejszym losowaniu długo nie mogłem się zdecydować na jakikolwiek inny bieg. Ale cały czas podglądałem ruchy organizatorów Łemkowyny, polubiłem fanpage i pewnie każdy psycholog rozgryzłby mnie w 1 sekundę, ale ja nie mówiłem o tym głośno. Powiedziałem dopiero pod koniec lipca. Do Dominika, Jarka i Michała: "Panowie, a może byśmy pobiegli Łemkowynę? 70 km w Beskidzie Niskim?" Po tygodniu byliśmy zapisani i opłaceni. A 25 października 2014 roku przebiegłem swoje pierwsze górskie ultra !!!

plany vs realizacja  - 0:1

Pobiec na Hel 

Szczerze mówiąc nie pamiętałem o tym, że plan, aby pobiec z Gdańska na Hel w noc świętojańską przy okazji zaliczając gdyński bieg na 10 km powstał tak wcześnie! W każdym razie Hel zrobiliśmy zgodnie z planem. Pogoda tylko była niezgodna z planem, bo zamiast zmagać się z żarem zmagaliśmy się z ulewami. Ale setka pękła.

plany vs realizacja  - 0:2

Triathlon

Nie jestem jeszcze Waldkiem Misiem, ale z drugiej strony idę śladami Misia :) Na żadne zawody Triathlonowe w 2014 roku się nie zapisałem. Co więcej na rowerze przejechałem nie więcej niż pół godziny. Z pływaniem było lepiej, ale pływanie zawsze lubiłem.

plany vs realizacja  - 1:2

Maraton za granicą 

W styczniu zapisałem się i zrobiłem badania aby wziąć udział w maratonie we Francji wzdłuż wybrzeża Bretanii aż po Saint Michelle. Chciałem połączyć ten wypad z rodzinną wizytą w Disneylandzie ale plan nie wypalił. Nie wykazałem się dostateczną determinacją aby poukładać te puzzle tak aby pasowały do siebie. W tym roku jestem zapisany na Grand Trail des Lacs et Châteaux w Arednach. Disnayland jest tak samo blisko. Uda się :) A wejściówkę na ten bieg wygrałem w konkursie na najciekawszą recenzję o Łemkowynie.

plany vs realizacja  - 2:2

Mamy remis. Za tydzień pewnie podobnie jak rok temu napisze o swoich planach na 2015 rok. A za rok zobaczymy, czy wynik przechyli się na stronę planów czy realizacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy