Wczoraj podzieliłem się moimi wrażeniami z pierwszych pięciu książek o bieganiu jakie przeczytałem. Dziś kilka kolejnych pozycji.
Rich Roll - Ukryta Siła
Po pierwszych kilku książkach ruszyłem na hurtowe zakupy i za jednym zamówieniem przyszły do mnie biografie Chrissie Wellington, Richa Rolla i Deana Karnazesa. Jako pierwszą z nich przytuliłem do poduszki Ukrytą Siłę. Czytając ją chwilami miałem łzy w oczach. To nie jest dla mnie zwyczajna historia. To opowieść o człowieku, który był na podobnym zakręcie i w podobnym wieku jak ja. Ta kropla potu, która spłynęła z jego czoła idąc po schodach na piętro aby zobaczyć śpiące córki jest dla mnie głównym symbolem przemiany. Może właśnie dlatego, że sam podobnie jak Rich mam dwie córki i tak samo jak on byłem na równi pochyłej do zawału i innych ciężkich chorób związanych ze złą dietą i brakiem ruchu. Podobnie jak on dotarło do mnie, że po prostu mogę nie dożyć do ich ślubu, że mogę nie zobaczyć wnuków. To jest właśnie moja największa motywacja.
Chrissie Wellington - Bez Ograniczeń
Byłem ciągle na fali, więc przez pierwsze 70 stron dawałem tej książce drugą szansę. Siedziałem spokojnie na leżaku na wakacjach w Borach Tucholskich, rano biegałem po lesie, potem dzieliłem czas na kąpiel w jeziorze, zabawę z dziećmi i czytanie książek. Według Dominika ciężko przebrnąć przez początek, ale później książka się rozkręca i kiedy Chrissy zaczyna pisać konkretnie o swoich treningach, zawodach, zwycięstwach i porażkach robi się ciekawa lektura. Zdecydowanie warto przeczytać całą.
Dean Karnazes - Ultramaratończyk
Książka Deana, w odróżnieniu od mega-przydługiego opisu dzieciństwa i młodości jak to zrobiła np. Chrissie, dość szybko wychodzi z meandrów biegów młodzieżowych i wpada w opis biegu na 30 urodziny. Niekontrolowanego zrywu po kilkunastu latach przerwy. Nocnego biegu w bieliźnie i butach ogrodowych z dwudziestodolarówką w skarpecie kończącego się niemal 50 km od domu pod okienkiem Taco Bell drive-trough.
Refleksja jaka naszła mi po jej przeczytaniu, to naprawdę świetne marketingowo podejście jej autora do tematu. Jeżeli nie można pokonać Jurka w klasycznych biegach ultra - trzeba szukać, wymyślać i nazywać nowe kategorie, w których jest się pierwszym, ale często jedynym. Nie ma w tym nic złego, bo bieganie nie jest wyścigiem, bieganie to przyjemność bycia samemu ze sobą. Pełną recenzję tej książki napisałem kiedyś tutaj.
Kilian Jornet - Biec albo Umrzeć
Recenzję tej książki też już kiedyś pisałem. Nie jestem odosobniony. Dziś rano na moim profilu na FB znalazłem taki komentarz od Jaromira: "Kilian Jornet - Biec albo Umrzeć - Karolina juz dawno nie wyrzucila z siebie tylu zlych slow a jej twarz nie odkrywala takich grymasow cierpienia jak podczas tejze lektury hahaha. a najgorsze jest to, ze nadeszla moja kolej :("
Tutaj coś ode mnie.
Julian Goater, Don Melvin - Sztuka szybszego biegania
Sączyłem tę książkę jak dobre białe wino, odpowiednio schłodzone siedząc nad Adriatykiem w temperaturze 33 stopni. Po kilkanaście kartek dziennie. Ta książka to poradnik, który w niektórych recenzjach traktowany jest jako ciężkostrawny zbiór porad dla zaawansowanych. Absolutnie tego tak nie odebrałem.
Sztuka szybszego biegania to książka prawidłowo układająca w głowie każdy ze znanych już elementów. Po przeczytaniu każdego z nich masz ochotę wyciągnąć żółtą samoprzylepną karteczkę, napisać myśl podsumowującą rozdział i nakleić sobie na czoło, tak aby za każdym razem stojąc przed lustrem powtarzać sobie: rozciągaj się, dbaj o technikę, kontroluj oddech, planuj odpowiednie sekwencje treningowe, biegaj przełaje, pracuj rękami, biegaj w grupach, zwyciężaj głową. Każdy z tych elementów po zakończeniu rozdziału aż chce się przetrenować w praktyce. I wiem, że gubiąc odpowiednio wagę i stosując się do wskazówek Sztuki szybszego biegania - Dominik gotowałby mi obiad :)
Pozostają mi jeszcze dwie książki: 14 minut oraz Dogonić Kenijczyków. Pierwszą z nich mam ukończoną w 3/4 i po sprawnym początku, ciekawie przedstawionej historii Kuby z perspektywy ojca Salazara jako człowieka stojącego kiedyś blisko Fidela Castro, a potem zmuszonego do emigracji książka przechodzi do maratońskiej kariery Alberto Salazara. Ale niestety im wolniej Salazar biegał, tym wolniej czyta się książkę. Natomiast Dogonić Kenijczyków czeka w kolejce aż skończę 14 minut. Muszę się pospieszyć, bo rynek nie śpi i widzę kilka ciekawych nowości do kupienia.
Takie książki to kopalnia wiedzy i pomysłów. Niedawno przeczytałem Urodzonych Biegaczy po raz drugi i kurczę - wydawało mi się, że dużo pamiętałem, ale na dobrą sprawę to jakbym czytał po raz pierwszy, choć minął nieco ponad rok. Pamiętam, że po lekturze Chrissie, Richa czy Deana zastosowałem jakieś zasady treningowe, blendowałem owoce z warzywami i orzechami. Po roku wszystko pozapominałem. Artykuły z portali o bieganiu zapominam wraz z zamknięciem zakładki w przeglądarce. Nie czytałem jeszcze Sztuki szybkiego biegania, ale jeśli ją wezmę na tapetę, to założę zeszyt, żeby wynotowywać najważniejsze informacje.
OdpowiedzUsuńCzyli można powiedzieć, że jesteś po prostu ekonomiczny. Wystarczy Ci kilka ksiażek i możesz czytać je w pętli.
UsuńNa działce mam CKM z 1995 roku ze Steczkowską na okładce. Czytam go co roku w wakacje od deski do deski i przez pierwszą dekadę wydawało mi się, że czytam po raz pierwszy. Teraz już pamiętam większość artykułów - o życiu na okręcie podwodnym, o cieniach dawnych wielkich, którym alkohol wyżarł mózg i o czesaniu bobrów. Nawet kolumnę z dowcipami sobie przypomnę.
Usuń