Wątpliwości są zawsze. Trzeba być całkowicie bezrefleksyjnym aby ich nie mieć. Kilka godzin temu moja żona spojrzała się na mnie jak na debila, bo doszło do niej, że publicznie pochwaliłem się, że będę łamał 3 godziny w Poznaniu. Ale dzięki tej krótkiej rozmowie przekonującej moją małżonkę, że zrobiłem dobrze, sam również trochę bardziej przekonałem siebie samego.
Mam kilka argumentów "za":
- Kiedy wpiszesz w google "plan treningowy na 3h w maratonie" wyskakuje kilka tabel. Jeszcze rok temu (i kiedykolwiek wcześniej) patrząc na pojedyncze komórki treningów stwierdziłbym, że nie dam rady nawet przejść ich wszystkich. Dziś nie robią na mnie wrażenia. Myślę, że mniej lub bardziej spokojnie przejdę przez każdy z nich.
- Potrafię być systematyczny jeżeli tylko uwierzę, że coś co robię ma sens. To nie jest tak, że trening z tabelki mnie zanudzi. To tylko 12 tygodni. Te 12 tygodni ma w sobie więcej efektu nowości niż potencjalnej nudy.
- Z każdym rokiem będzie trudniej. Z każdym rokiem praca będzie musiała być cięższa. Siedzi mi ten "syndrom lisa" z tyłu głowy. Dlatego wato pójść za ciosem właśnie teraz i zagrać o pełną pulę.
Argumenty przeciw też chodzą mi po głowie w nie mniejszym stopniu.
Zrobiłem pierwsze dwa treningi. 10 km BC1 oraz 12 km BC1 z 8-mioma podbiegami po 150 metrów w trakcie. BC1 to u mnie 5:00-5:10, ale pierwszego dnia poleciałem o 15 sekund za szybko. Czułem się świetnie i nie widziałem nic złego w lekko szybszym tempie. Boję się jednak dwóch rzeczy:
- będę biegał za szybkie treningi i zawiodę w temacie regenracji
- wszystko zrobię perfekcyjnie ale nie da mi to żadnej gwarancji na złamanie 3 godzin
Dzisiejsze podbiegi były naprawdę mordercze. Po 8 kilometrach biegowego "spaceru" w tempie 5:00 i przyglądaniu się głownie serbskim, bułgarskim i rumuńskim letnikom wybrałem jedną górkę na 8 powtórzeń 150-metrowego podbiegu. Na jej szczycie dwie Greczynki w sile wieku podlewały wężem drzewa przy ulicy. Dalej była już tylko ich prywatna posesja.
- Za pierwszym razem tylko miło się uśmiechnąłem, a Panie pomyślały pewnie że zbłądziłem
- Za drugim spojrzały jak na niegroźnego debila co zbłądził dwa razy.
- Za trzecim widziałem stres na ich twarzach.
- Za czwartym pokazałem im na placach, że jeszcze 4 razy :)
- ... ... ... Za ósmym przebiegłem Pani obok węża, którym podlewała drzewo wsadzając głowę w strumień. Dziewiąty raz nie biegłem, bo pewnie czekałby na mnie Grek z widłami :)
Zostały mi dwa kilometry truchtu do domu. Dopiero wtedy zrozumiałem jak te dwie greczynki wpłynęły na moje tempo. Sam, bez "publiczności" bym w życiu nie zmusił się do takich podbiegów z uśmiechem na twarzy. Nogi miałem miękkie, kręciło mi się w głowie i ledwie powłóczyłem w tempie 5:30 min/km. Tą publicznością też jesteście Wy, którzy mnie czytacie.
Dziś rano wyczytałem, że retsina (białe wytrawne wino doprawiane żywicą sosnową) ze spritem nazywa się szampanem z Tassos. Postawiło mnie na nogi :)
Jutro wolne. Wracam do domu. W czwartek m.in. 8 km w tempie 4:15. Mam nadzieję, że w Gdańsku, nad zbiornikami, nie będzie już tak gorąco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz