niedziela, 21 lipca 2019

Niedziela, 21 lipca 2019






Tytuł tego postu to po prostu "niedziela". Bo jest dziś niedziela. Kreatywność poziom ekspert. Miałem z tym już kłopot tuż po zakończeniu dzisiejszego biegu, kiedy wybrałem zdjęcia na instagrama, otagowałem miejsce, znajomych, z którymi biegłem i .... no właśnie. Nie potrafiłem wymyślić ani jednego zdania opisu. Spojrzałem na Adama Baranowskiego i powiedziałem:

- "Adam, pierwsze zdanie jaki powiesz będzie opisem fotek z biegu".

Adam oparł się o lewy tylny błotnik swojej nowej kii sportage ścierając z czarnego lakieru ostatnie krople deszczu, który godzinę wcześniej przestał padać. I zamyślił się na długie sekundy.

- "Nie wiem jakie tam masz zdjęcia" - w końcu przełamał to przydługie milczenie.

* * *

Zdjęcia mam bardzo ładne :) Zrobiłem w połowie dzisiejszego biegu kilka portretów. Wszyscy się na nich cieszą. Bo po prostu takie poranne niedzielne bieganie cieszy bardziej niż dwie bezmyślne godziny z komóreczką na kanapie. 

Być może to tylko spokojny bieg treningowy jakich zaliczyły dziś dziesiątki tysięcy biegaczy. Niczym nie wyróżniający się, niczym lepszy ani gorszy od waszych porannych, południowych czy wieczornych kilometrów. Ale dla mnie miał w sobie coś z tych tzw. doznań pierwszych. Pierwszy raz biegłem z taką ekipą :)

I znów zacytuję Adama:

- Jeszcze rok temu nie sądziłem, że będę tak sobie biegł po lesie z Kaszkurem i co więcej - Kaszkur będzie mógł rozmawiać bez zadyszki. 

Ja wręcz przeciwnie. Ja od długiego czasu baaaardzo chciałem pobiec taki bieg właśnie z Adamem i Agą Baranowskimi. Bez jakiejś precyzyjnej regularności, ale wielokrotnie spoglądałem z relacje Adama na jego FB z tych weekendowych rozbiegań i widziałem się razem z nimi. Pewnie rok temu miałbym kłopot z rozmową w trakcie biegu, ale wraz postępem w treningu rosła elokwencja na określonych tempach :) Ostatnio jednak kompletnie rozmijałem się terminami, zawsze coś wypadało, zawsze było nie po drodze.
Dziś miało być trochę inaczej... Dziś bardzo chciałem dotrzeć na start. 

Pobudka godzina 7:09. Ciało astralne po wczorajszych dwóch grillach we Wdzydzach przyszło do mnie w ostatnim momencie. Aby pobiec na start na 7:30 nie było już szans. Wygrzebałem z szuflady alkomat i ten pokazał mi całkowite 0,00. Poza tym czułem się całkowicie dobrze. Zjadłem mikrośniadanie, założyłem białą koszulkę na ramiączka, szorty, wygładziłem wąsa i pojechałem do Bąkowa. 

7:28... pada. Nikogo nie ma na parkingu. W sumie nawet nie wiem, czy to ten parking. Nie zapowiadałem się, więc przez chwilę dotknął mnie stres, że pobiegli beze mnie. "Wyśllij mi pinezkę" - piszę do Adama. Wysłał mi taką w okolicach Auchana. Hmmmm. Mindfuck. Coś źle pokumałem. Na szczęście kilka sekund później zadzwonił. Okazało się, że grupa jest 300 metrów obok. Adam wybiegł mi 50 metrów na spotkanie, czym odwdzięczyłem się krótką podwózkę czarnym peugeotem :)

7:35... pada całkiem solidnie. To bardzo fajne uczucie, kiedy kompletnie Ci to nie przeszkadza. Nie masz zmartwień z tym związanych. Powiem więcej... masz wrażenie, że czujsz się troszeczkę lepszy od zwykłych spacerowiczów, że masz kompletnie wylane na deszcz. Z drugiej jednak strony grzybiarze mogą i biegczy zawstydzić... 

Na miejscu jest Agnieszka i Adam (o nich wiedziałem, że będą) a ponadto Tomek z Kamilą (w wózku), Jacek i Andrzej. Satelity znalezione więc startujemy!



Od tej chwili nie spojrzałem na godzinę aż do powrotu do domu. Po prostu biegliśmy w tempie pomiędzy 5:15 a 6:15. Przez godzinę padało, przez godzinę nie padało. Czasem było z górki, a czasem pod górkę. Tomek dzielnie pchał wózek i z pewnością trochę się namęczył na fragmentach z miękkim piaskiem. Trochę się poślizgaliśmy na błocie (przynajmniej ja, bo nie znalazłem ciągle dobrych butów trailowych i biegam na asfaltowych podeszwach), pokonaliśmy parę niewielkich przeszkód. Tradycyjnie pogadaliśmy o wszystkim, poobrabialiśmy delikatnie dupę nieobecnym, a na ostatnim kilometrze nawet udało się nam zgubić Jacka.



Adam się dwa razy wyrywał, że poszuka go ... samochodem. Ja wiem, że terenowa Kia to fajna bryka, jak trzeci raz zaproponował, że poszuka go samochodem nikt już nie był w stanie go powstrzymać. 

No wjechał tak, "cały na biało":




Piszę się na takie wycieczki za każdym razem, kiedy tylko będziecie je robić! Dzięki!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy