sobota, 13 stycznia 2018

"Sytuacja zawsze ma rację"

Mignął mi dziś nagłówek na jakimś portalu, który brzmiał mniej więcej tak: "Marek Kondrat i córka Grzegorza Turnaua spodziewają się dziecka - co sądzi jego była żona o tej sytuacji?". Naprawdę nie wiem co mnie skusiło aby kliknąć, ale to co przeczytałem zadziwiło mnie jeszcze bardziej niż sam fakt, ze tam kliknąłem. Ex-żona Kondrata powiedziała coś takiego: "Sytuacja zawsze ma rację, bo po prostu już się wydarzyła". Mimo iż brzmi to mocno w stylu Coelho ("kamień leży, ale jest twardy") jest to wypowiedź ocierająca się o filozofię wschodu.


Tym sposobem przez przypadkowe kliknięcie na jakimś plotku/pudelku/wp wbił mi się w głowę cytat z ex-żony Kondrata, który siedział tam przez całe moje dzisiejsze godzinne marszotruchtanie dookoła zbiorników i w ostateczności sprowokował do napisania tego blogposta.

"Sytuacja zawsze ma rację, bo po prostu już się wydarzyła"

Mój ostatni rok był jak szybowanie w dół i w ostateczności lądowanie bez wysuniętego podwozia szorując brzuchem po pasie startowym. Papierkiem lakmusowym nie były cyferki na wadze, ani biegi, gdzie miałem odwagę jedynie stanąć na starcie, ale nie starczyło sił aby stanąć też na mecie. To był rok kiedy męczyły mnie treningi. Tłumaczyłem to w ten sposób, że bardzo źle i niekomfortowo biega się z taką wagą, że takie bieganie stało się po prostu kolejnym obowiązkiem, który wysysał ze mnie energię, zamiast ładować baterie. Na parkrunie przestałem doganiać moją córkę, rola wolontariusza czy koordynatora cieszyła mnie bardziej niż stres i ucieczka przez zamykającym stawkę. Wspólne wyprawy biegowe z Michałem i Dominikiem były coraz trudniejsze do zaplanowania, a jedna z ostatnich na tyle zmęczyła Michała ślimaczym marszobiegiem, że musiał się wspomóc zakupami na stacja benzynowej, aby to przeżyć :)   Na blogu głównie marudziłem...

Myślę, że rok 2017 w kontekście biegania będę wspominał podobnie jak Dawid Bowie wspominał nagranie płyty "Young Americans" w 1975 roku. Pytany o to odpowiadał, że nie pamięta nic z nagrywania tego albumu, tak samo jak i całego roku 1975-tego i amerykańskiej części trasy "Diamond Dogs"

Sytuacja zawsze ma rację, patrzenie do tyłu nie ma sensu. Dalsze analizowanie przyczyn lądowania na brzuchu bez wypuszczonego podwozia nie doprowadzi mnie do nowych wniosków. Trzeba ponownie wystartować, jeden po drugim zmieniać nawyki i iść do przodu.

Od początku roku (nie ma jak to postanowienia noworoczne!) ruszam się codziennie. Nie stawiam sobie celów,  nie wizualizuję co chciałbym kiedyś osiągnąć, jakie czasy osiągnąć, czy w jakich biegach wziąć udział. Skupiam się tylko na tym jednym dniu, na tej jednej godzinie dziennie, kiedy biegam. Zupełnie jak Adam Małysz :) Liczy się tylko następny równy, dobry skok. W moim przypadku kolejny dobry dzień, kiedy zjadłem rozsądne posiłki i trochę się poruszałem.

Co więc dobrego przyniosła mi owa sytuacja, która zawsze ma rację bo już się wydarzyła?
  • Kiedy 5 lat z hakiem temu zaczynałem biegać kompletnie nie patrzyłem na czasy kilometrów, bo nie wiedziałem z czym je mam zestawić, nie miałem biegowych znajomych, dopiero zaczynałem czytać fora biegowe, zaś ludzie, którzy biegali na raz 20 km w niedzielę byli dla mnie herosami ze stali i kamienia. Przez lata treningów każdy kilometr coraz częściej stawał się ciężarem samooceny dla tle innych i samego siebie. A nie zawsze forma idzie do góry... Kiedy dołuje - wtedy słowa pani z endomodo brzmią zupełnie jak głos pani profesor Jankowskiej w 1991 roku, kiedy postawiła mi pierwszego w życiu lacza z biologii. W 2018 roku biegam bardzo wolno. Często maszeruję zamiast biec, ale nie wstydzę się tego przed sobą. Czasem truchtam, a czasem zrobię kilka interwałów. Przestałem się oceniać, po prostu cieszę się, że spędziłem godzinkę na powietrzu i trochę się spociłem.
  • Znalazłem utraconą przyjemność. Z każdym dniem chce mi się wyjść na moje zbiorniki bardziej i bardziej. Ta spirala nakręca się w odpowiednim kierunku. 
  • Uświadomiłem sobie, oczywiście z dużą pomocą Dominika i kilu obliczeń jakie wykonałem jeszcze w grudniu podsumowując ostatnie 5 lat, że jesteśmy sumą własnych nawyków. A niewielka zmiana w codziennych zachowaniach może przynieść długoterminowo wielkie różnice. (Dominik, wierzysz, że naprawdę tak uważam, czy tylko tak piszę, aby Cię zmylić, że tak uważam?)
  • Ze wszystkich miejsc na świecie muzyka najlepiej brzmi w nocy nad zbiornikiem Świętokrzyska II

Co przyniesie przyszłość? Nie mam pojęcia. Wiem, że jutro znów będę chciał pobiegać, najlepiej po ciemku, ze słuchawkami na uszach, słuchając własnej audycji, na którą będę akurat miał ochotę. Może trafi na niemiecki rock progresywny, albo Kate Bush, albo nawet Cindy Lauper, którą ostatnio przywołałem z sarkofagu lat 80-tych w postaci jednej piosenki na zakończenie środowego biegu. Mam nadzieję, że znów będę miał trochę radości z kręcenia tych 1,3 kilometrowych kółek...

1 komentarz:

  1. Jestem przekonany, że dzisiaj w to wierzysz. Zawsze można zapomnieć lub uwierzyć w coś przeciwnego, ale od tego są przyjaciele i blog, żebyś wytrwał na szlaku :)

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy