sobota, 20 stycznia 2018

Parkrun Gdańsk-Południe #79 - zamykający stawkę

Mamy drugą połowę stycznia i dopiero dzisiaj po raz pierwszy w tym sezonie biegliśmy parkruna po śniegu! Ale trzeba dodać, że to był taki śnieg idealny, temperatura lekko poniżej zera, bezwietrznie, słońce świeciło po oczach, ścieżka już trochę wydeptana więc przebijania się przez zaspy nie było. 


Ludzi przyszło dziś trochę mniej niż zazwyczaj, bo tylko 60 osób. Może z tego powodu, a może dlatego, że biegłem dziś bardzo wolno spotkała mnie po raz pierwszy w życiu przyjemność bycia "dowiezionym" na metę przez zamykającego stawkę. I o tej nowej parkrunowej roli i o moich wątpliwościach z nią związanych chciałbym dziś trochę szerzej napisać.

Z perspektywy ostatnich trzech tygodni - kiedy biegam lub uprawiam marszobiegi bardzo regularnie i z coraz większą przyjemnością - patrzę na końcówkę minionego roku jako pewien rodzaj roztrenowania. Ale nie fizycznego, zaplanowanego i wpisanego w jakikolwiek rytm treningowy. To było roztrenowanie całkowicie spontaniczne, czyszczące przede wszystkim głowę. Takie, które pomogło mi ustawić priorytety i pozwoliło na nowo odkrywać samotnie, wieczorne bieganie. Przestałem stawiać sobie cele w postaci pokonanego dystansu czy osiągniętego tempa. Ustawiam je na zasadzie spędzenia czasu z muzyką w słuchawkach i nie biegam więcej niż 10 km. Boję się, że przy mojej wadze i wieku coś gdzieś strzeli czy się naciągnie. Dlatego biegam wolno. Bardzo wolno. 6 min/km to już dla mnie całkiem szybko, więc raczej oscyluję wokół tempa 7 min /km. Czasami na wieczornych treningach lubię zrobić kilka mocniejszych interwałów, albo szybszy kilometr, aby trochę rozruszać krew w żyłach, ale zazwyczaj poruszam się do przodu "małymi krokami". Na tyle małymi, aby załapać się dziś na trucht z zamykającym stawkę...

Od kilku tygodni na parkrunie funkcjonuje nowe oficjalne stanowsko - "zamykający stawkę".  Jest to osoba, która porusza się na samym końcu biegu, jest ubrana w specjalną kamizelkę, bądź na jej szyi wisi funkcyjny identyfikator. Jej zadaniem jest - jak sama nazwa wskazuje - nikogo nie wyprzedzać i przybiec na metę na samym końcu (zamykając bieg). 

Idea, która przyświecała takiej innowacji jest całkowicie zrozumiała i sensowna. Odpowiedzialnością tej osoby jest zadbanie aby dokładnie taka sama liczba biegaczy, która ruszyła na starcie - dotarła do mety. Jeżeli ktoś się gorzej poczuje, albo dozna kontuzji, albo stracił z widoku poprzedzających i nie wie jak biec dalej -  "zamykający stawkę" zatrzyma się i udzieli niezbędnej porady czy pomocy. Tym samym koordynator biegu widząc, że na metę wbiega "zamykający" jest pewny, że można zatrzymać stoper i ściągać flagi bo już nikogo nie ma na trasie.

Patrząc z tej perspektywy taka rola jest potrzebna i na same plusy. Ja jednak od samego początku mam spore wątpliwości i mnóstwo refleksji z tym związanych. Nie chciałem poruszać tego tematu wcześniej, na gorąco, bo nie byłem pewny czy moje wątpliwości same się nie rozwieją z czasem. Dziś jest jednak idealny moment aby go rozwinąć.

Na początku jeszcze kilka plusów: 
Biegłem dziś całą trasę ze Staszkiem Skwiotem (oraz Karolem i Kreską). Dla mnie te 35 minut wspólnego biegu było świetną okazją do ciekawej rozmowy i biegło się bardzo bardzo miło. No ale i Staszek i ja jesteśmy już starymi parkrunowymi wyjadaczami i mamy pełną świadomość na czym ta zabawa polega. Bieganie na końcu stawki w niczym mi nie urąga i potrafię się tym cieszyć, ale...

No to teraz minusy:
... ale parkrun z zasady nie jest organizacją hermetyczną i trzeba patrzeć jak inni, potencjalni firstimerzy widzą nas z zewnątrz. Można powiedzieć, że etosem parkruna jest otwartość i brak rywalizacji. Z tego powodu zniesiono roczne rywalizacje punktowe. Tutaj nie ma lepszego ani gorszego. "Biegać każdy może" i tak samo ważny jest ten co przybiega pierwszy, jak i ten, kto dociera ostatni. Ten gigantyczny sukces w skali świata, który odnoszą cosobotnie 5-kilometrowe biegi z pomiarem czasu, jest właśnie efektem takiej polityki równości.

Wielokrotnie namawiałem swoich znajomych do przyjścia w sobotę mówiąc, że nie muszą całego dystansu biec, że mogą dotrzeć do mety marszobiegiem, że atmosfera jest świetna, że jak przyjdą raz, to na pewno będą wracać. I że nie ma tu czegoś takiego jak "biegam za wolno".

Namawiałem w ten sposób zarówno moją żonę, jak i koleżanki mojej żony oraz całe zastępy sąsiadów i sąsiadek, które przez okna swoich bloków widzą co sobotę jak kilkadziesiąt osób biega dookoła stawu. Te przypadkowe dialogi gdzieś w sklepie, na ulicy, czy przy śmietniku brzmiały mniej więcej tak:

- Hej Tomek, widziałam jak biegłeś tego... parkura w sobotę
- No biegłem, a może i Ty pobiegniesz?
- Nawet o tym myślałam, ale.... no wiesz.... ja się wstydzę, że byłabym ostatnia.
- W ogóle się tym nie przejmuj!! Nikt nie zwraca na to uwagi!! Po prostu przyjdź!

No i co ja mam tym osobom powiedzieć teraz?  

Nie przejmuj się - jak będziesz ostatnia, to będzie obok Ciebie biegł ktoś z wielkim, wstydliwym napisem "ZAMYKAJĄCY STAWKĘ" a pozostałe sąsiadki będą na Ciebie patrzeć przez okno. Potem zrobią Ci zdjęcie w pokracznej pozycji, a znajomi będą Cię tagować na facebooku jak ledwo zipiesz a obok wciąż będę ten koleś z napisem "ZAMYKAJĄCY STAWKĘ"?


Odpowiedź, jaką usłyszałem jest jedna:

- NIGDY W ŻYCIU!

Jestem ciekaw Waszej opinii w tym temacie. Zazwyczaj nie dbam specjalnie o dialog i zupełnie wbrew-wszystkim-zasadom-social-media wychodzę z założenia, że jak ktoś chce coś napisać, to napisze bez zbędnego zachęcania z mojej strony. Dzięki temu cieszę się podwójnie z każdego komentarza jaki tutaj się pojawia i indywidualnie analizuję/opisuję. Tym razem jednak zachęcam do wyrażenia opinii. Wasza opinia może być dla mnie po prostu argumentem "w dyskusjach z sąsiadkami", na który sam nie wpadnę :)

 

7 komentarzy:

  1. U nas tail runner/ ostatnio zmieniony na tail walkera jest bardzo dobrze przyjmowany. Jeszcze nie spotkałam się z negatywnymi komentarzami odnośnie tail walkera, zazwyczaj parkrunerzy chętnie wcielają się w tę rolę, bo można otrzymać punkty za bieg i za wolontariat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega na tym, ze tail walker może być dobrze przyjmowany przez uczestników, czyli te osoby, które już w jakiś sposób siedzą "w światku" zaś dla osób z zewnątrz może być odstraszaczem.

      Parkrunerzy chętnie się wcielają - to oczywiste - bo mają podwójne punkty. Ale patrząc ponownie z zewnątrz to tylko hermetyzuje społeczność...

      Usuń
  2. Według mnie to wydumany problem, wręcz przeciwnie - przyjdź na parkrun, na pewno nie będziesz ostatni bo ostatni będzie zamykający stawkę! Nie zgubisz się, bo zamykający wskaże ci drogę, zdopinguje, nie będzie poganiał tylko cierpliwie dotrze z tobą do mety, przy okazji może opowie co nieco o parkrunie, nie będzie się dłużyło. Jest to świetna funkcja właśnie dla nowych uczestników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie,jak zaczynałam strasznie się bałam że się pogubię,idea zamykającego stawkę w moim przekonaniu jest jak najbardziej słuszna

      Usuń
    2. Dziękuję za Twój głos w dyskusji. Ja nie napisałem, że jest niesłuszna, albo zła, albo niepotrzebna. Napisałem tylko, że nie jest czarno-biała. Ma odcienie szarości, które chciałem pokazać, na podstawie opinii innych osób.

      Usuń
  3. Robert, jeżeli się nie mylę, to Twój głos jest głosem z centrali parkruna. Pisałeś na FB, tam odpisałem Ci również.

    Widzisz, ja rozmawiam z potencjalnymi uczestnikami. Zaraziłem tym bakcylem cosobotniego biegania przez ostatnie lata naprawdę kilkadziesiąt osób. Ci potencjalni nowi uczestnicy mają odmienne zdanie, które wyraziłem we wpisie. Ja staram się zaalarmować o problemie. Szkoda, że nazywasz go wydumanym.

    Zaś tekst "przyjdź na parkrun, na pewno nie będziesz ostatni bo ostatni będzie zamykający stawkę!" jest taki sam jak kit wciskany 4-latkowi, że prezenty przynosi Mikołaj. Ale my jesteśmy dorosłymi ludźmi. Jak przybiegniesz z zamykającym stawkę to właśnie będziesz OSTATNI i to taki OSTATNI na świeczniku.

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba lepiej przybiec (przed)ostatnim, niż zgubić się po drodze i nie przyjść nigdy więcej? Mi się właśnie na Gdańsku-Południe zdarzyło, jak biegłem z małą córką jej tempem, że nim dotarliśmy na koniec zaczęto już zwijać metę i tylko przez przypadek natknęliśmy się na jakąś znajomą wolontariuszy, która dała im znać że trzeba jeszcze poczekać. Gdyby wtedy był zamykający wszystko byłoby w porządku i ukończnie biegu nie byłoby kwestią przypadku.

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy