czwartek, 28 września 2023

Bieganie jest ciężkie

 

Od kilku tygodni chodzi mi po głowie taka myśl: gdyby nie wspomnienia, że bieganie dawało mi kiedyś mnóstwo przyjemności i dumy z samego siebie, odpuściłbym po kilku treningach. Bieganie jest ciężkie i przez długi czas bardzo niewdzięczne. 

Statystycznie znam więcej ludzi, którzy przestali biegać po kilku treningach mówiąc, że bieganie nie jest dla nich, niż tych, którzy robią to regularnie przez lata. Wydaje mi się, że dopiero teraz ich do końca zrozumiałem.

Kiedy zaczynałem po raz pierwszy kilkanaście lat temu, po pierwsze byłem młodszy o te kilkanaście lat, po drugie byłem mniej gruby i co najważniejsze - bardzo szybko pokonałem "punkt przegięcia" czyli nastąpiły takie treningi które więcej mi dają niż same kosztują. 

Pisząc o kosztach mam na myśli:

  • zużycie energii na wyjście na trening, czyli takie zmuszenie się mentalne, 
  • ciężki i niewdzięczny trening, czyli zatykanie w płucach, ołowiane nogi,
  • walka z porównaniami - innym idzie lepiej, ciągle mnie dublują
  • eskalacja zmęczenia przy próbie biegania częściej niż co drugi dzień 
  • uświadamianie sobie jak małe kroki stawiasz i jak daleko jest cel (u 90% zwykłych ludzi tym celem jest poprawa sylwetki i w konsekwencji zdrowia, samooceny) 

Z drugiej strony zyski to:

  • świadomość wykonanej roboty (dzień na plus, można go kontynuować bez wyrzutów sumienia)
  • lekki wystrzał endorfin (to są naprawdę niewielkie strzały w porównaniu z tymi, które kiedyś miewałem robiąc treningowy półmaraton w 1:40)
  • świadomość wykonania małego kroku i branie go na rozum (duże rzeczy składają się z małych kroków)


Kiedy 6 lat temu po odbiciu wagowym do góry i wpisie na blogu "Bieganie mnie zawiodło" zaczynałem ponową mozolną wędrówkę również było dość łatwo (jak za pierwszym razem kilkanaście lat temu). Moja przerwa była bardzo krótka (kilka miesięcy a może nawet tylko tygodni). Nie zdążyłem aż tak bardzo przytyć, a całe moje ciało doskonale pamiętało wcześniejsze treningi. Wtedy ten punkt przegięcia pokonałem po mniej więcej miesiącu. Z treningu zacząłem więcej zyskiwać niż tracić sił aby nie niego wyjść. 

W tym momencie mija 10 tygodni kiedy staram się iść w kierunku jasnej strony. Lepsza dieta, alko ograniczone w stopniu bardzo znaczącym, dłuższe spacery z psem no i ... próby biegania. I gdyby nie moja historia na 101% zapisałbym się do klubu osób, które mówią "bieganie zdecydowanie nie jest dla mnie". 

Jestem w tym miejscu i idę do przodu wyłącznie na przeczucie. Gdybym był zwierzęciem innym niż człowiek można by powiedzieć, że robię to na instynkt. Ten sam, który każe ptakom czy łososiom pokonywać ogromne odległości, prowadzić wyniszczające wędrówki - aby przetrwać. 

Żeby było jasne: ja nie narzekam i nie marudzę. Chcę tylko powiedzieć, że nigdy tak dobrze nie rozumiałem tych, którzy mówili, że bieganie jest ciężkie, bieganie jest nie dla nich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy