Ostatni rok (rok? dwa?) kiedy parkrun wrócił po covidowej przerwie moje sobotnie poranki wyznaczała taka oto rutyna:
Budziłem się zazwyczaj wcześnie, brałem psa na spacer i starałem się wrócić przed 8:00 aby nie wpaść przypadkiem na pierwszych rozgrzewających się parkrunnerów. Potem przygotowywałem ciasto na naleśniki lub jakieś inne śniadanie dla rodziny, karmiłem psa, robiłem sobie kawę i kiedy zbliżała się 9:00, moja małżonka schodziła na dół i... NAGLE: zza okna słychać było mówione przez megafon słowa witamy wszystkich stałych uczestników oraz gości, którzy przyjechali do nas na parkrun.... wtedy ja chwytałem klamkę drzwi balkonowych i udawałem, że wybiegam na taras, podniesionym głosem mówiąc do żony: ale ich zaraz opierniczę, banda biegaczy ludziom nie da normalnie poranka spędzić! ...
Jakieś 40 razy patrzyła mnie jak na debila i kwitowała to milczeniem oraz spojrzeniem pełnym dezaprobaty, a nawet pogardy do próby mojego zachowania. Za 41 razem usłyszałem "Tomek przestań!"
Przestałem, a nawet zacząłem specjalnie chodzić z psem między 8:30 a 9:30. Chodziłem na mały stawek, na łące na dole spuszczałem psa, aby sobie swobodnie hasał i obserwowałem kto w jakim mniej więcej czasie biegnie.
No i w końcu, miesiąc temu kiedy oglądaliśmy biegaczy z bezpiecznej odległości w trójkę, z Ksawerym (synem) i Gustawem (psem) zaczęły padać pytania.
-"Tato, a kiedyś, jak już wymarły dinozaury, ale wciąż bardzo bardzo dawno temu, to pamiętam, że wygrałeś jakieś zawody i kazałeś mi z mamą jechać i patrzeć jak wygrałeś. "
- "no i?"
-"A ja bym dziś z Tobą wygrał bo jesteś gruby"
-"Zamknij się gówniarzu jak chcesz, to przebiegnij parkuna szybciej niż ja za tydzień"
- "A pobiegniesz ze mną?"
- "Hau hau hau" - dodał Gustaw
* * *
Możecie w to wierzyć bądź nie - ale naprawdę nie namawiałem Ksawerego na bieganie parkunów. Nie namawiałem go ani pierwszy, ani drugi, ani trzeci w ostatnią sobotę. Nawet nie daje mu za dużo wskazówek, za to on sam daje mi po biegu:
-"Jak masz kolkę, to musisz robić koła tą ręką, po której stronie masz kolkę i to działa!"
albo
-"Następnym razem wezmę plecak i do plecaka 5 kg batonów i będę je jadł w trakcie biegu to będę miał cały czas dużo energii!" - nie wiem, kto mógł to mu powiedzieć, ale się domyślam :)
Chłopak biega jak diabeł nawet bez tych 5 kg batonów. Przybiega 5 minut przed mną. Gustaw wkurzony, że musi biec ze mną, a nie z Ksawerym. Dziś byliśmy w Decathlonie kupić mu buty do biegania, a wracając słuchaliśmy Sepultury. Chaos AD. Mam wyłączyć? - pytam. Nieeee to jest faaajne!
Ja się czasami zastanawiam, czy Ty specjalnie się tak nie zapuściłeś, żeby potem jeszcze ciekawsze historie na tym blogu opisywać :D
OdpowiedzUsuń