wtorek, 1 maja 2018

Dookoła jeziora Goreń i Skrzyneckiego


Pojezierze Gostynińsko-Włocławskie to zielony obszar leżący w trójkącie Włocławek-Płock-Gostynin. Lasy i niewielkie jeziora leżą na zachód od Wisły i gdyby nie przypadek związany z wyborem miejsca na majówkę mógłbym drugie pół życia spędzić nie będąc tutaj ani jednego dnia... No chyba, że powstałby jakiś ciekawy bieg ultra, jak choćby Ultramaraton Puszczy Bydgoskiej kilkadziesiąt kilometrów na północny zachód...

"Pojezierze" może wydawać się nazwą trochę na wyrost. Jeziora nie są duże, nikt nie pływa po nich żaglówkami jak po Mazurach czy kaszubskich Wdzydzach albo Charzykowskim. Choć w głębi parku krajobrazowego te niewielkie jeziorka, o brzegach porośniętych szuwarami przywołują na myśl niektóre, kompletnie nie znane jeziora z Borów Tucholskich. Ścieżki nie są aż tak pofałdowane, ale i tutaj lodowiec pozostawił po sobie ślady i czasem trzeba podbiec kilka metrów do góry, a potem w dół. Ścieżki są jednak raczej proste... albo... podobnie jak we wspomnianym już tutaj Maratonie Puszczy w Bydgoszczy - trzeba wiedzieć jak pobiec aby zrobić niemałe przewyższenia.


Byłem tutaj tylko cztery dni. Z czego jeden dzień zarezerwowany był na parkrun w Kutnie, a drugi na zwiedzanie skansenu w Kłóbce (polecam!). Trzeciego dnia, kiedy nie udało się zebrać rano, a po południu temperatura wciąż dochodziła do 30 stopni, człowiek raczej myślał o tym, czy przyjemniej jest w chłodnej wodzie jeziora czy w duchocie kwietniowego słońca, które w ramach pogodowej anomalii grzało jak w lipcu w Chorwacji. Przez chwilę zacząłem się zastanawiać czy w ogóle uda mi się tutaj pobiegać... No i wtedy podjąłem decyzję, że plan minimum to okrążyć chociaż te dwa niewielkie jeziora, między którymi zlokalizowana była nasza agroturystyka. Jeziora kompletnie różne od siebie... Yin&Yang.

Jezioro Skrzyneckie


Niewielkie obwodem, bo niecałe 4 kilometry. Za to otoczone infrastrukturą, gdzie czas zatrzymał się 20-30 lat temu. Z jednej strony sprywatyzowane (albo i nie?) stare zakładowe ośrodki wakacyjne (domki), rozlatujący się pomost, dzikie kąpieliska. W ten klimat wpasowane dwie albo trzy knajpy z szyldem "smażone ryby słodkowodne jak i morskie" lub "zapiekanki XXL oraz golonka". Na drugim brzegu dacze również z przełomu lat 80/90, emeryci pielęgnujący ogródki i trochę więcej spokoju. Pomiędzy tymi dwoma brzegami fragment piaskowej plaży, na której spędziłem w tę majówkę kilka ładnych godzin ciesząc się jak dziecko razem z moimi dziećmi, że lato w tym roku będzie długie - skoro korzystamy z kąpieli w jeziorze już w kwietniu.  Od czasu do czasu wpadała młodzież w sprowadzanych BMW na włocławskich blachach, umilała sobie na plaży czas hiphopem z pierdzącego głośniczka, piwem i testem na odwagę w postaci wbiegania do chłodnej wody. Odwagi starczało na wykrzyczenie kilku słów na "k" i powrót na plażę, ale dziewczynom to imponowało. Zastanawiam się tylko kto wygrywał - czy ten co bez sensu siedział długo w wodzie, czy ten, który pierwszy wybiegł i przysiadł obok deficytowej ilości blondynek.


Kiedy po południu zbiegłem w dół do samej wody znalazłem tam wydeptaną nad brzegiem ścieżkę dla wędkarzy. Każde jezioro ma swoją ścieżkę - pomyślałem na głos. Nawet jeżeli 30 metrów dalej prowadzi ta oficjalna, piaskowa, albo wysypana żużlem, to zawsze tam przy samej tafli jest jeszcze jedna. Częściowo zarośnięta, kręta, czasami wymagająca stawiania większych susów przy wyższym stanie wody. Zdarza się, że nagle odbije parę metrów w górę i nagle w dół, ale trzeba nią podążać, bo ona zawsze snuje się po całym obwodzie. Jeżeli jej nie ma - oznacza to zazwyczaj, że zaraz będzie bagno :D


Jezioro Skrzyneckie obiegłem w całości, bagna nie było.

Jezioro Goreń 


Jezioro Goreń jest inne. Zaczyna się niecały kilometr dalej od Skrzyneckiego, ale różnią się jak dzień i noc. Tutaj nie ma infrastruktury. Tutaj jest leśniczówka, zalany pomost, szuwary i jedna wąska ścieżka  oznaczona zielonym szlakiem wijąca się przy wschodnim brzegu jeziora. Podobno to ulubione jezioro dla wędkarzy. Faktycznie biegnąc wzdłuż brzegu gdzieniegdzie stała Skoda Favorit zaszyta między drzewami, gdzie żadne inne rodzinne auto z prześwitem z XXI wieku by nie dojechało. Moje pojawienie się chyba płoszyło rybę, bo kilka razy zostałem objechany milczącym spojrzeniem. Biegnąc dalej minąłem przyczepę kempingową stojącą dosłownie metr od tafli wody. Ciekawe, czy to letnia siedziba jakiegoś wędkarza czy może sposób spędzenia czasu z daleka od cywilizacji przez zagubionych w XXI wieku emerytów?


Będąc niespełna 500 metrów od wsi o nazwie takiej samej jak jezioro czyli Goreń dostrzegłem leżące na trawie dwa ciała. Przez pierwszą sekundę trochę się przestraszyłem, ale kiedy zobaczyłem dwie twarze wyjęte żywcem z Konopielki, wesoło się do mnie uśmiechające między kolejnym łykiem gorzałki uspokoiłem się. A nawet rozmarzyłem. Pomyślałem nawet, że fajnie byłoby się tak walnąć na jeziorem przy 28 stopniach Celsjusza i wrzucić do jeziorka kilka browarów na sznurkach przywiązanych do pieńka. Oczywiście pomyślałem też o Michale Joszczaku.


* * *

Kiedy po dwóch pętlach dookoła jeziora Skrzyneckiego i Goreń wróciłem do mojej agroturystyki, mimo że zrobiłem tylko 10 km od razu udałem się do lodówki. Bieganie w upale ma w końcu swoje złe, ale też mnóstwo dobrych stron :)











2 komentarze:

  1. Czyli w końcu nie dobiegłeś do Kociołka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłem i w Kociołku i w Niedźwiedziu, ale następnego dnia i o tym w kolejnym wpisie

      Usuń

Podobne wpisy