sobota, 28 kwietnia 2018

50 urodziny parkrun Kutno i Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy


Kutno leży mniej więcej w środku Polski. Ale mimo, że jest nazywane miastem róż, nie spotyka się często ludzi podróżujących specjalnie do Kutna. Dlatego spoglądając od czasu do czasu na parkrunową mapę Polski nie brałem nigdy pod uwagę Kutna, jako lokalizacji, którą mógłbym kiedyś pobiec, ponieważ po prostu nie mogłem znaleźć powodu, dla którego mógłbym być w Kutnie.


Majówka

Majówka w tym roku wypada perfekcyjnie (dla pracownika, bo dla pracodawcy już nie). Można wziąć 3 dni urlopu i cieszyć się 9-ciomia dniami wolego. Żal nie skorzystać z takiej opcji i nie spędzić chociaż części majówki w warunkach innych niż w domu. Niestety zacząłem orientować się w temacie dopiero w marcu i po wykonaniu kilkunastu telefonów od nadbiebrzańskich serpentyn po góry stołowe nie mogłem znaleźć NIC dla pięcioosobowej rodziny, co spełniałoby chociaż podstawowe parametry wypoczynku. Czyli: las, jezioro lub góra, teren na którym dzieciaki się nie pozabijają. W końcu zrezygnowany szukaniem miejscówek przez wszystkie możliwe portale i wyszukiwarki zacząłem przeglądać mapę google i przybliżać losowe połacie zieleni. Tym sposobem przybliżyłem coś co nazywało się Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy. Hmmmm... Jest zielone, ma z jednej strony Wisłę, w środku jeziorka, można dojechać z Gdańska w 2 godziny (pędząc A1). Przybliżałem jeszcze bardziej i w końcu przybliżyłem na agroturystykę o nazwę Ekozagroda. Zadzwoniłem i okazało się, że w Gostynińsko-Włocławskim Park Krajobrazowym są jeszcze wolne miejsca.


Walizka

Poniższy akapit nie jest o bieganiu, ale chcę go spisać dla samego siebie, aby po latach się z tego śmiać... W piątek wieczorem dojechaliśmy na miejsce, zajęliśmy domek, chyba nawet już otworzyliśmy jakieś piwko, przespacerowaliśmy się po okolicy... no i Grażka, moja małżonka mówi:

- Tomek, wnieś walizkę z samochodu...
- Ale... otwieram bagażnik... jaką walizkę?
- Tą co postawiłam przy schodach abyś zniósł... NIE! Powiedz, że żartujesz!
- ...

Tak. Zostawiliśmy walizkę z ubraniami gdzieś między domem a samochodem. Na szczęście moje biegowe rzeczy pakuję zawszę sam, do swojego biegowego plecaka. Nie przejąłem się więc za bardzo, ale reszta rodziny tak :) Zostałem więc zobowiązany do załatwienia walizki. No i zrobiliśmy na facebooku akcję-walizka. Pierwszy raz w życiu korzystałem z FB w sposób awaryjny, ale znajomych mam pierwsza klasa! No i udało się, następnego dnia walizka przyjechała do nas specjalnym transportem na zjazd z A1 Kutno-Północ. Z tego miejsca chciałbym złożyć wielkie podziękowania dla wszystkich zaangażowanych w ten niełatwy logistycznie łańcuch dostarczenia naszych ubrań!


Parkrun


To już nałóg. Bo co robi wyjeżdżając na urlop każdy zarażony bakcylem cosobotnich pięciokilometrowych biegów z drzewkiem w herbie? Sprawdza gdzie jest najbliższy parkrun... Pamiętam jak cierpiałem rok temu w Barcelonie, kiedy dotarło do mnie, że na najbliższy parkrun musiałbym się przeprawiać przez Pireneje i ... nawet przez chwilę obliczałem trasę :) W tym roku było łatwiej - parkrun Kutno! Nie trzeba przeprawiać się przez Pireneje, bo 5-kilometrowa pętla po parku była tylko 40 km ode mnie!

Zupełnym przypadkiem okazało się, że trafiliśmy na jubileusz. Parkrun w Kutnie odbywał się dziś po raz 50-ty. Było więc świątecznie, były szampany bezalkoholowe, domowe ciasteczka i piękny tort. Co więcej, uprzedzając fakty, ten tort był mega pyszny! Było też około 50 osób, co jest bardzo dobrym wynikiem na tę lokalizację. Rzuciłem okiem wcześniej na statystyki i zazwyczaj pojawia się tutaj około 20-30 biegaczy. Dzięki temu, nawet dzisiaj przy podwojonej liczbie biegaczy, tworzy się fajna kameralna atmosfera, zupełnie jak w pierwszym i drugim roku parkrun Gdańsk, który odkryłem 5 lat temu. Nie chcę absolutnie przez to powiedzieć, że duże parkruny są bez klimatu - wręcz przeciwnie - w przypadki tych biegów frekwencja po prostu nie wpływa na klimat, zawsze jest tak samo fajnie.



Trasa biegu parkrun Kutno biegnie, tak jak powinno być przy biegu o tej nazwie - w parku. Pogoda dziś naprawdę dopisała, bo rześki poranek przeszedł w słoneczne 15 stopni, a większość trasy skryta była między drzewami. Było więc jednocześnie ciepło i rześko. Do tego drzewa zielenią się tutaj trochę szybciej niż na północy kraju i w efekcie poczułem się jakbym przeskoczył do trochę innej geograficznie krainy,

Przed startem udaliśmy się na schody i zrobiliśmy historyczne zdjęcie. Następnie tradycyjna zapowiedź, przywitanie gości i ruszyliśmy. Kreska i ja biegliśmy w milestone'owych koszulkach klubu 50. Idealnie pasowały na 50 bieg w Kutnie.


Trasa to trzy równe kółka. Na początku parkowa ścieżka bardzo delikatnie unosi się ku górze. Tak delikatnie, że ciężko jest to wyczuć biegnąc na pierwszym kółku. Dopiero kiedy mniej więcej na 1 kilometrze trasy jest jakieś 200 metrów zbiegu człowiek zaczyna się zastanawiać skąd ten zbieg, skoro cały czas biegł po płaskim?

Każdy zakręt oznaczony jest pomarańczową strzałką, a pod nią wymalowane logo parkruna. Nie ma osobnych tabliczek, oznaczenia są naniesione na kamieniach. Trochę jak na szlaku górskim :)


Biegliśmy razem z Kreską starając się trzymać tempo 6:00 min/km. Z racji, że było to nasz pierwszy bieg tutaj nie chciałem zostawiać jej samej choć w takiej atmosferze i przy takiej pogodzie noga wyrywała się sama do przodu. Skoczyliśmy solidarnie na 33 i 34 miejscu lekko przekraczając 30 minut.

W tym czasie moja małżonka, młodsza córka i syn bawili się placu zabaw w środku parku, ale zachęceni tortem przytruchtali na metę :)

Słodyczy było tyle, że chciało się zjeść je wszystkie. No ale dieta nie pozwalała :( Normalnie zjadłbym dwa kawałki tortu i dopchał się mini-pączkami i rogalikami, ale rozsądek wygrał - zjadłem tylko jeden kawałek tortu i pół mini-pączka po którymś z dzieci. Nie wiem czy to moja cukrowa asceza, ale to był NAJPYSZNIEJSZY tort, który jadłem od dawna.


Zamieniłem też kilka zdań z Mariuszem - koordynatorem biegu. Podobno w Kutnie jest jak w Bushy Parku - w sobotę o 9:00 nigdy nie pada deszcz...

Po biegu poszliśmy jeszcze na pół godziny na plac zabaw, potem pojechaliśmy na zakupy na targu w Kutnie i w końcu na zjawiliśmy się na zjeździe z A1 Kutno-Północ aby odebrać naszą walizkę.

Rozpoczęcie majówki uważam za bardzo udane. A parkrun Kutno... nie tyle zaskoczył mnie, ale raczej utwierdził w przekonaniu, że ta seria cosobotnich bezpłatnych biegów o 9:00 rano jest organizowana przez szczególne, niezwykle miłe i bezinteresowne osoby. Kuba, który koordynuje całym tym "parkrunowym cyrkiem" w Polsce ma szczególną intuicje co do ludzi. A może po prostu wszyscy biegacze mają w sobie ten sekretny składnik charakteru, który sprawia, że nawet taki introwertyk jak ja z biegaczami zazwyczaj znajdzie wspólny język?

* * *

Jutro i pojutrze postaram się pobiegać po Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym. Pewnie okrążę kilka mniejszych jezior, a może nawet dobiegnę do Wiły. A gdyby w przyszłości ktoś jechał drogą A1 przez środek Polski w sobotę rano - parkrun Kutno jest 10 minut od zjazdu z autostrady. Polecam zjechać na zjeździe Kutno-Północ.

1 komentarz:

  1. W zeszły weekend byłem z rodziną w Londynie a ponieważ miałem buty ze sobą to znalazłem najbliższy Parkrun i pobiegłem. Byłem tydzień po maratonie w GDA w którym uczestniczyłem i pomyślałem, że będzie fajna okazja na sprawdzenie nogi. Następnego dnia leciał maraton w Londynie. Pani organizatorka ślicznie i z humorem powitała wszystkich uczestników a było ich... prawie 500!!! A ścieżki w parku wąskie... ale jakoś wszyscy się pomieścili :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy