piątek, 18 maja 2018

Kącik biegowego melomana: The Auteurs - New Wave


Zaczęło się tak, że tydzień temu po parkrunie dzieciaki wyszły na plac, a żona z najmłodszym pojechała na zakupy. Rzecz całkiem niespotykana, ale zostałem sam w domu, podpiąłem telefon do wzmacniacza i .... no właśnie... zapragnąłem posłuchać bardzo głośno czegoś kompletnie nowego, artysty, płyty, piosenki, której jeszcze nigdy w życiu nie słyszałem. No i przez kolejne 15 minut słuchałem po kilka minut płyt z kategorii "nowości na tidalu"... po każdej z nich szeptałem sobie cytaty z Piotra Bojki z III edycji Tricity Ultra rozmawiającego o black metalu z Dominikiem:

-"Eeeee, to straszna kupa"

I tak sobie przerzucałem utwór za utworem aż w końcu padło na nazwisko Luke Haines. Przepraszam za moją ignorancje tych, dla których Haines jest muzyczną ikoną, ale naprawdę przez 41 lat mojego życia ani razu świadomie nie spotkałem się z tym nazwiskiem. I jak staram się szukać informacji o nim na polskim necie, to są one szczątkowe. Po prostu ten artysta nigdy nie znalazł odpowiedniego ambasadora w postaci dziennikarza prasowego albo radiowego, który odpowiednio by promował Hainesa i jego muzyczne projekty. Mimo, że hołd dla niego złożył sam Artur Rojek z Myslovitz nazywając swój muzyczny projekt Lenny Valentino... od tytułu utworu z drugiej płyty The Auteurs - czyli pierwszego poważnego projektu Luka Hainesa.

1001 albumów, które trzeba posłuchać przed śmiercią

Jest taka lista, która zawiera tytułowe 1001 albumów, które trzeba poznać zanim się kopnie w kalendarz. Podchodzę do tematu bardzo poważnie i od jakiegoś czasu regularnie na nią zaglądam i wybieram sobie płyty, których nie znam zastanawiając się potem z jakiego powodu trafiły do tak wąskiej selekcji. I właśnie szukając jakichkolwiek informacji o Luku Hainesie w necie trafiłem na info, że debiut jego grupy The Auteurs jest notowany na 737 miejscu listy (numery są chronologiczne, a nie jakościowe).

Płyta z 2018 roku zaciekawiła mnie na tyle, że nie zważając na odpychające etykiety (brit pop) sięgnąłem po debiut z 1993 roku: The Auteurs - New Wave

No i leżę na dywanie. Czasem dosłownie, czasem w przenośni. Przeżyłem tydzień, kiedy nie rozstawałem się z tą muzyką. Na słuchawkach w czasie pracy, w samochodzie, na siłowni czy dziś biegając. Słuchanie muzyki na siłowni to temat na osoby wątek. Robiąc przysłowiową klatkę w słuchawkach i patrząc na innych robiących przysłowiowe plecy także w słuchawkach czułem się jak na silent disco.

A teraz o samej muzyce:

Nie potrafię tworzyć kompletnych recenzji. Nie potrafię być obiektywny, kiedy coś mi się podoba. Ale napiszę w punktach co sprawiło, że po raz 20-sty wrzucam tę płytę na słuchawki:

  • Zagraniczny krytycy szufladkowali The Auteurs jako britpop. Luke Haines strasznie się na to wkurzał. I miał rację, bo jego muzyka nie ma szufladki. Emocje, melodyka, aranżacje i przede wszystkim przestrzeń i lekkość jaką ta muzyka płynie jest o lata świetlne od tamtejszych produkcji Oasis, The Verve czy Blur. (choć Blur się mocno starał, i coś tam na siłę wyciskał anty-brit-popowego). 
  • Wokal od pierwszego zetknięcia kupił mnie swoim "zaśpiewem" a la David Tibet z Current 93. Od Tibeta jestem uzależniony dziecięcą miłością. I nie jestem o niego zazdrosny, wręcz przeciwnie, każdemu kto ma podobne pierwiastki w swoim głosie daję ekstra kredyt zaufania.
  • Płyta New Wave jest fantastycznie zbalansowana, po każdym mocniejszym gitarowym walnięciu są spowolnienia jak Junk Shop Clothes czy Starstruck, które dosłownie kładą na łopatki. Przy tym ostatnim leżałem kilka dni temu na ławeczce do Ab-X i osiągałem apogeum surrealizmu. 

New Wave to płyta z 1993 roku. To środek mojego liceum i najaktywniejsze poznawczo czasy mojego muzycznego życia. Ciekawe jak potraktowałbym tę płytę, gdyby tylko wtedy trafiła do mojego ucha. Czy zaszufladkowałbym razem z całą britpopowo-grungową kupą jaka wtedy powstawała, czy może wrzuciłbym ją na indywidualny tor poznawczy? Tego się już nie dowiem. Stan na dziś jest taki, że mam kilka kolejnych płyt Luka Hainesa do poznania od zera. I przez najbliższe dni będę to robił. A zaczynam to robić w najbardziej klasyczny ze sposobów - kupiłem sobie na allegro za totalne grosze dwie płyty CD The Auteurs sprzed 25 lat :) Moje dzieci sprzedadzą je za fortunę.

LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

2 komentarze:

  1. Kiedy w kąciku pojawi się Roots Sepultury?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś jak dorosnę do Sepultury. Robiłem przez ostatnie 25 lat kilka podejść począwszy od sąsiada z podstawówki, który pożyczył mi Arise.

      Jeszcze nie dojrzałem do tych klimatów.

      Usuń

Podobne wpisy