wtorek, 1 maja 2018

Jezioro Gościąż czyli 25 km w stylu "na Dominika"


Każdego roku przeżywam to samo. Każdego roku muszę wybrać się na dłuższy bieg bez butelki picia aby zrozumieć, że to już, że nadeszła ta pora i na biegi powyżej 20 km wypadało by coś ze sobą wziąć. Mój Tata, który swoje dzieciństwo spędził nad rzeką Dźwiną mówił kiedyś, że wiosną pokonywało się na koniach Dźwinę po lodzie tak długo, aż pod pierwszym się zarwała tafla. To był dla całej reszty okolicznych wsi znak, aby już nie pokonywać tej rzeki po lodzie. W przypadku biegania w temperaturach >25 stopni bez picia finały nie bywają tak tragiczne. Zastanawiam się tylko dlaczego nie chciało mi się wlać chociaż 0,5 litra do softflaska? Pewnie dlatego, że Dominik uparcie twierdzi, że da się biegać bez picia :) I że wystarczy się napić kilka talerzy "Eli zupki" raz dziennie i będzie OK. Dominik nie wyciąga wniosków ze swojego biegania bez picia, co więcej zaraża innych :)




Ostatni bieg podczas majówki w Gostynińsko-Włocławskim Parku Krajobrazowym zaplanowałem na dzisiejszy poranek. Ponieważ wszystkie poprzednie wieczory padaliśmy na pysk całą rodziną o 22:00 pobudki o 6 rano nie były dla mnie niczym złym. Mogłem wręcz planować je bez budzika. Tak było i dzisiaj, choć na wszelki wypadek ustawiłem backup w telefonie i ... od 5 rano czekałem aż zadzwoni. W końcu wstałem, zjadłem banana, napiłem się wody, obiecałem żonie, że będę przed 9-tą i pobiegłem.

Nie byłem do końca pewny w jakim kierunku i jak daleko mam biec. Plan maksimum to dobiegnięcie w poprzek parku do Wisły. Ale to dawało 16 km w jedną stronę. Do tego trochę błądzenia i pewnie by wyszło 35 km. Bez picia trochę słabo, tym bardziej, że słońce zaczynało coraz bardziej przypiekać, kiedy tylko przerzedzały się drzewa na ścieżce. Ustawiłem więc trasę na jezioro Gościąż. Czytałem poprzedniego dnia o parku i wyczytałem, że to jezioro przez ostatnie 13 tysięcy lat pozostało całkowicie niezaburzone ani przez naturalne czynniki zewnętrze, ani przez człowieka a mikrowarstwy na jego dnie są świadectwem zmian klimatycznych ostatnich tysiącleci. Jezioro ma prawie 18 metrów głębokości i najprawdopodobniej powstało przez oderwanie się gigantycznej bryły lodu od wędrującego lodowca, która potem powoli topniała...


No i dobiegłem. Po 8 kilometrach byłem na miejscu. Jezioro jak jezioro :) Czułem się na tyle dobrze, że zamiast wracać tą samą ścieżką postanowiłem wrócić mocno dookoła robiąc dodatkowe 16 kilometrów. Poza dwoma kilometrami gdzie na samym początku zastanawiałem się jak biec, a potem przy jeziorze zatrzymałem się i zrobiłem kilka zdjęć - tempo trzymałem cały czas dość równe w okolicach 6:00 min/km.

Niebo było czyste, ścieżki mocno przypominały Maraton Puszczy Bydgoskiej. Kilka razy całkowicie niespodziewanie w środku lasy wyrastało gospodarstwo albo przyozdobiony krzyż.


Nie biegałem chyba z dwa lata takich dystansów w stałym tempie i kompletnie nie wiedziałem, czy zmęczenie, brak śniadania (poza "baby bananem") i brak wody zaraz mnie nie odetnie. No i sobie tak leciałem raz kilka sekund poniżej 6 minut a raz kilka powyżej. I kiedy minąłem 21-wszy kilometr zerknąłem na mapę i zastanowiłem się... hmmm biec czy nie biec dalej? A może  szukać obejścia?



Przede mną na mapie pojawiła się nazwa Niedźwiedź. Zdążyłem się uśmiechnąć sam do siebie i okazało się, że Niedźwiedź składa się z jednej zagrody w środku, z otwartą bramą i dwoma ujadającymi psami ... latającymi luzem po podwórku. W tym momencie zrobiłem chyba najszybsze 500 metrów tego biegu :) Niedźwiedź to niedźwiedź. Jaki by nie był to respekt się należy :)

Niesiony adrenaliną nie miałem już ochoty zwalniać i siłą rozpędu dobiegłem do mojej agroturystyki w niezmiennym tempie.


  • Jeżeli chodzi o wodę, to byłem na granicy. Nie umierałem jeszcze i nie chciałem pić z jeziora, ale było blisko. 35 km raczej był nie zrobił. 
  • Jeżeli chodzi o tempo, to sam byłem zdziwiony że ~6:00 min/km trzymałem przez 25 km raczej łatwo i to po nie najłatwiejszym terenie. 
  • Wisły nie zobaczyłem, że spędziłem 2,5 godziny kręcąc biegową pętlę w samym sercu Gostynińsko-Włocławskiego Parku Krajobrazowego. 
  • Jedyne na co musiałem zwrócić uwagę, to rzetelnie patrzeć się w prawo na skrzyżowaniach ścieżek, bo Poranny Biegacz dał mi dyskretnie do zrozumienia, że może w tym samym czasie tutaj  trenować :)
  • Jakby ktoś chciał zobaczyć Wisłę, przed którą zawróciłem niespełna 3 km to jest w tym wpisie Antoniego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy