piątek, 9 lutego 2018

Running with Depeche Mode part V

Dziś dwie ostatnie płyty. Obie słuchałem dziś w pełni świadomie, oraz co najważniejsze - z pozytywnym nastawieniem, po raz pierwszy. Delta Machine nie pamiętam, abym kiedykolwiek wcześniej miał przyjemność w sposób świadomy, zaś Spirit wysłuchałem jeden raz, kilka dni po premierze. Ale nie zachęciła mnie wtedy aby zrobić to jeszcze raz.

 
Moje poniższe opinie to tylko i wyłącznie opinie z pierwszego słuchania. Nie chcę stawiać kategorycznych ocen, a jedynie pokusić się o opis powierzchownego wrażenia.


13. Delta Machine [2013]


Piątek, 9 lutego. Śnieg i górki. Przy Delta Machine wyłącznie droga pod górę. W śniegu ciężko się biegnie, więc większość drogi mozolnie szedłem, ale dzięki temu osiągnąłem pełne skupienie na muzyce. I wrażenia mam mieszane, z przewagą pozytywnych. Po pierwsze coraz mniej Depeche Mode w Depeche Mode, ale ... no właśnie, ale czy to źle? Albo czy mam prawo określać jaki ma być Depeche Mode? Przecież ten zespół jeszcze kilka wpisów wcześniej ceniłem za rozwój z płyty na płytę. Czy mam przestać go cenić tylko dlatego, że kierunku, w którym poszli nie przyjąłem bezwarunkowo? Z jednej strony podoba mi się to analityczne, nowoczesne, komputerowe brzmienie. Potrafię wyłuskać wszystkie dźwięki z każdej płaszczyzny, ale ... wtedy zaczyna przeszkadzać mi obecność wokalisty. Nie, że mam coś do Gahana, ale on jest jakby na tej płycie niepotrzebny. Wokalista snuje się po tej płycie jakby trochę na siłę. Wiem, że to tylko pierwsze przesłuchanie i część opinii będę pewnie odszczekiwał. Ale odchodząc od koncepcji gęstego brzmienia z Ultra ponownie w kierunku Kraftwerk (nie, że czystego Kraftwerk, ale mojego wyobrażenia o potencjalnym rozwoju Kraftwerk) trzeba liczyć się z tym, że wokalista będzie miał ciężko :) Jeżeli miałbym określić tę płytę jednym zdaniem to podoba mi się bardziej od Sound... ale mniej od Playing...

14. Spirit [2017]


Piątek, 9 lutego. Powrót z Kalatówki. Śnieg i górki, ale tym razem zdecydowanie więcej z górki niż pod.

Z tą płytą mam największy problem... Bo bardzo chciałbym aby mi się podobała. Za dwa dni będę na jednym z koncertów ze Spirit Tour. Ale niestety strasznie mi nie wchodzi. Na pewno kluczem do niej nie są ani Where's the Revolution ani Going Backwards. Mam takie wrażenie, że Gore ma jakąś większą ideę aby nie komponować od ponad 10 lat żadnych mega hitów (możemy uznać, że ostatnim z nich był Precious). Kiedyś nabijał 3/4 każdej płyty hitami i potencjalnymi hitami. Nie mógł tego po prostu zapomnieć. Kluczem do tej płyty jest utwór Cover Me. To jest pomost pomiędzy starym a nowym Depeche Mode. O dziwo jego autorem nie jest Gore, a Gahan!

I teraz najdziwniejsze: ponieważ słuchałem wersji deluxe tego albumu zupełnie niepostrzeżenie zaczęły grać w moich uszach dodatki: Cover Me - Alt Mix, Scum - Frenetic Mix itd... czyli bonusy, których nigdy nie słucham, bo zaburzają mi odbiór płyty. Tym razem usłyszane przypadkiem zagrały tak, że zacząłem zmieniać zdanie o tej płycie! Miałem już pół recenzji w głowie, że trzeba mieć mega odwagę aby tak ambitne i niszowe dźwięki wprowadzić na koniec płyty. I co ciekawe - dźwięki ze szczątkowym udziałem wokalisty... :) Ech... szkoda, że to tylko bonusy.

Podsumowanie: 15,5 km i 2h 22 min truchtu i marszu po górach

* * *

Przez ostatnie kilka dni zrobiłem prawdziwe ultra z Depeche Mode. Przebiegłem 102 kilometry i zajęło mi to niecałe 14 godzin. I co najważniejsze: zmieściłem się w limicie! Dzięki temu jestem świetnie przygotowany na niedzielny koncert w Gdańsku. 

Bałem się trochę, że przez te 14 godzin znudzę się jednym zespołem i na koncert będę szedł zmęczony. Okazało się jednak zupełnie inaczej. Odświeżyłem kilka genialnych płyt i w całości przeszedłem przez te, które znałem mniej. Koncertu nie mogę się doczekać o wiele bardziej niż przed ultramaratonem.

* * *

Poprzednie wpisy:

Running with Depeche Mode part I
Running with Depeche Mode part II
Running with Depeche Mode part III
Running with Depeche Mode part IV

1 komentarz:

  1. Ja z kolei Delta Machine uwielbiam pasjami i dopiero od niej mogę się nazwać Depeszem (w podstawówce miotałem się między DM Sisters of Mercy i Beastie Boys - a poza tym jak można stawiać granice muzyce!!). Prawie przy każdym wyjściu na bieganie, jeśli biorę słuchawki to zmuszam się prawie żeby znowu nie puszczać Delty. Jest to też moja prywatna płyta referencyjna do oceny odsłuchu sprzętu, więc jeśli nie odsłuchałeś na GRado - to do poprawki(Zresztą na teledysku do jednego utworu z tej płyty pierwszy raz je zobaczyłem...). A co do przebojów to Wrong mocno się wybija pod tym względem na poprzedniej płycie...

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy