Ze wszystkich mainstreamowych marek butów biegowych, jakie są na rynku mam pewną, nie wiadomo z czego powstałą, sympatię do marki New Balance. I to na długo zanim zacząłem biegać w ich butach z serii CRUZ, które są to niby-biegowe niby-lifesylowe. Ot, takie tanie szmaciane trampki, z dropem 6mm, całkiem miłą amortyzacją i absolutnym brakiem stabilizacji. Bardzo fajnie pracuje mi stopa w tych tanich butach (można wyhaczyć za ~150 zł nawet na promocjach). Mogę wręcz powiedzieć, że te buty były dla mnie wstępem do mojej miłości do Altra Escalante.
Te dwie historie, czyli NB CRUZ i Altra Escalante były już tutaj opowiedziane.
Od czasu co czasu zerkam jednak na półki z butami, robię tzw. przegląd promocji w Fashion Housie i przymierzam, bądź przymierzam się do przymierzenia niektórych butów. W ten sposób kupiłem sobie pewne Pumy, w których nie za bardzo da się biegać, wiele razy PRAWIE kupiłem jakieś Nike, ale - mimo ogromnej popularności tej marki - nie miałem jeszcze nigdy w życiu biegać z czymkolwiek z logo w kształcie łyżwy.
Wracając do New Balansów - kilka razy polowałem na model 1080 v8 a potem v9. To ich flagowy model, jeden z najdroższych, podobno typowy poduszkowiec, który ma w sobie wszystkie systemy, które może mieć but. Jest to pewnym sensie całkowita antyteza buta według Antoniego, który w trakcie testów butów On kilka tygodni temu poprosi o buta, w który jak najmniej przeszkadza i ma jak najmniej buta.
Powiem tak: to fajnie brzmi, że biega się w czymś co ma jak najmniej buta w bucie, ale czy na pewno to jest najlepsze rozwiązanie?
I nagle taka sytuacja: czytam na blogu Agnieszki Masiulaniec, że Sklep Biegacza umożliwia testy New Balance 1080v9. Można sobie wziąć do domu na 3 dni tego buta i robić z nim dosłownie co się chce. Byle oddać go w stanie nie gorszym niż po tzw normalnym użytkowaniu.
No dobrze! Zeszły weekend był dla mnie świetną możliwością, aby sprawdzić jak biega się w bucie, który ma najwięcej buta w bucie!
New Balance 1080 v9 popłynęły ze mną od razu na szeroką wodę. Potraktowałem je jak startówki, choć nie jest to ich rolą z nadania. Pobiegłem 10 km w 40 minut i 3 sekundy w Biegu do Źródeł. Być może to było szaleństwo biegać zawody w absolutnie nowych butach, ale... nie stało się nic złego. Dopasowały się pięknie i jedyna rzecz na jaką mogę narzekać, to na taką, że wpadłem na pomysł, aby ścigać się na zawodach w najcięższych butach jakie mam aktualnie w szafie...
No właśnie.. te buty są po prostu ciężkie jak na moje standardy. Mają w sobie wszystko, zarówno to co potrzebne, jak i to co niepotrzebne, a każda z tych rzeczy trochę waży.
Drugiego dnia zrobiłem poprawkę. Pobiegłem 7-8 km po moich bajorkach testując najróżniejsze tempa. Od truchtu po sprinty. Kończąc podbiegiem z Żabki do domu z butelka wina w ręku.
Oczywiście po 17 km nie mogę powiedzieć o tych butach nic więcej niż tylko kilka zdań pierwszego wrażenia, ale ... to moje pierwsze wrażenie już kiedyś zostało zapisane... dokładnie na blogu Paweł Biega.
Wszystko się zgadza (będę cytował Pawła):
- New Balance 1080 to treningowy but do biegania przeznaczony na twarde nawierzchnie. (Na twardych radzi sobie bardzo dobrze, a na miękkich nie testowałem, bo w Sklepie Biegacza mnie poinstruowali, że jak wdepnę w gów... błoto, i nie wyczyszczę to będę pospolitym brudasem)
- Jest to jeden z najlepiej amortyzowanych butów na rynku, przez co sprawdzi się nawet u biegaczy ważących ponad 90 kilogramów. (Stare czasy! Heh :) )
- Podobnie do poprzedników zachował też dużą ilość miejsca z przodu przez co będzie pierwszym wyborem dla osób z szerokimi stopami szukającymi butów treningowych. (Ja nie mam bardzo szerokiej stopy, ale faktycznie jest tutaj sporo miejsca)
- Patrząc na buta od strony czysto technicznej pod piętą mamy 30 mm pianki a pod śródstopiem 22 mm. (Baaaaardzo dużo buta w bucie)
- Poza samą grubością pod stopą podeszwa pełni też funkcję stabilizującą. Znaczy to ni mniej ni więcej jak to że brzegi podeszwy zostały nieco podniesione tak aby stopa wpadała w podeszwę a przez podniesione brzegi nie uciekała na boki. (Czyli wizualnie jeszcze więcej buta w bucie)
- Mogą go też docenić osoby które szukają choć trochę niższego dropu niż standardowe 10 czy 12 mm. W przypadku 1080 drop, czyli różnica między pietą a palcami wynosi 8 mm. (To niby mniej niż standard, ale dla mnie po trzech kwartałach z Altrami to jednak odczuwalnie zbyt dużo.)
- Tył sam w sobie cały czas jest solidnie usztywniony i dobrze trzyma stopę ale miękkich gąbek w środku jest coraz mniej. To już nie ta typowa kołderka wokół pięty. W New Balance 1080 v9 dopasowanie bardziej polega na ukształtowaniu zapiętka niż na wypakowaniu go tysiącem gąbek. (To jedyny element gdzie tego buta w bucie jest trochę mniej. Paweł pisze w dalszej części swojego testu, że to "surowe wykończenie", a dla mnie to najlepsza część tego buta)
- New Balance 1080 nigdy nie był i nie będzie piórkiem. Edycja dziewiąta w rozmiarze 12US waży 340 gramów. (I to jest zauważalny problem. 50 gram w wadze buta potrafi zrobić różnicę. 50 gram to przecież tak niewiele, ale ewidentnie system nerwowy musi uczyć się wagi buta od nowa. Tak właśnie się czułem na Biegu do Źródeł, niby wszystko OK, ale nie potrafiłem pozbyć się myśli, że biegam gęstej "nadchodnikowej" atmosferze.)
Podsumowując - jestem już trochę za stary i za chudy (hehe) na takie buty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz