piątek, 7 czerwca 2019

ARCh MAX

Kilka dni temu wrzuciłem na FB pytanie dotyczące plecaka/kamizelki biegowej. Przez kolejną godzinę nie mogłem odejść od kompa, bo prowadziłem poza dyskusją na wallu kilka privów, z których jeden zakończył się tym, że odwiedził mnie dziś kurier i dał mi TO.



Nie znałem tej marki, czyli ARCh MAX, ale parametry tej kamizelki dokładnie spełniały to czego szukałem czyli:
  • lekka (~120 gram)
  • kieszenie na dwa flaski z przodu (to ma chyba każda kamizelka, ale już nie każdy plecak)
  • dodatkowe kieszonki z przodu, na tyle głębokie, że telefon NIE MOŻE z nich wypaść choćbym fikał przewroty
  • tylna kieszeń na ZAMEK (to też nie jest zawsze w standardzie)

Kiedy wyjąłem ją z pudełka gdzieś z tyłu głowy zaczął mówić do mnie głos Małkowicza... 



Kamizelka ta, została zaprojektowana w Barceloooonie, przez praaaawnuka słynnego architekta Antoniego Gaudiego autora katedry La Sagrada Familia. Wystarczy wsiąść w samochód aby po godzinie drogi znaleźć się na trailowych ścieżkach Pirenejów. Zapewne prawnuk Gaudiego właśnie po takiej biegowej wyprawie w Pireneje, regenerując swoje zmęczone nogi w jednej z barcelońskich restauracji tapas, konsumując miejscowe owoce morza, sącząc powoli lokalne musujące wino typu cava wpadł na pomysł projektu tej kamizelki biegowej.




Nie mogłem doczekać się końca pracy, dlatego wróciłem do domu o 14:00, włożyłem kamizelkę, napełniłem oba flaski na full, wcisnąłem klucze i komórkę i pobiegłem w stronę Bąkowa/Jankowa.

Oba bidony na “ssakach” miały pozostawioną fabryczną folię, bo nie chciałem z nich pić, tylko chciałem zobaczyć jak mi ciążą.

No i wybiegłem. Zupełnie jak Joszczak swego czasu na 5-kilometrowy parkrun z SLabem Salomona

Pierwsze wrażenia, i to takie absolutnie pierwsze, bo NIGDY wcześnie nie biegłem z czymś z przodu:
  • kobiety mają przerąbane.... niby wszystko jest idealnie spasowane i naciągnięte, ale mózg się buntuje przed szybszym biegiem
  • po 2-3 km mózg się przyzwyczaił i przestał dodawać wolniejsze sekundy “na wszelki wypadek bo mi flaski odpadną”
  • końcówka 10-km biegu wyglądała już jak zawsze, czyli jak wczoraj czy przedwczoraj, leciałem tempem ~4:45 i było w porządku
  • robiłem kilka sprintów, nic nie wypadło, wszystko się trzymało jak trzeba


Sesja foto była trudna, bo coś nie mogłem sobie strzelić dobrego zdjęcia z samowyzwalacza:







W końcu się udało. Ale ucięło mi stopy.

I na koniec najważniejsze: na prawej (patrząc na zdjęcie) kieszeni plecaka jest pewne bardzo ważne dla mnie logo. To logo pierwszego górskiego biegu, pierwszego oficjalnego ultramaratonu, który przebiegłem. Pierwszego i najlepszego! Mam milion wspomnień z Łemkowyny. Tutaj zaczynałem w 2014, tutaj dwa lata temu prawie się żegnałem. Dziś wiem, że na pewno nie postawiłem ostatniego kroku na czerwonym szlaku beskidzkim między Krynicą a Komańczą. A kamizeleczka bardzo fajna!

3 komentarze:

  1. Co robi Walter White na ostatnim zdjęciu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od kiedy zostawiłem sobie sarmacki wąsik co dziennie słyszę, że jestem do kogoś podobny.

      Wczoraj byłem Freddiem Mercurym.

      Usuń
  2. kurcze...faktycznie tych kilogramów zgubiłeś!!!!

    OdpowiedzUsuń

Podobne wpisy