czwartek, 13 czerwca 2019

Po drodze (?) z triathlonem...

Definiuję siebie zdecydowanie jako biegacza amatora. To jest właśnie moje sportowe hobby. Umiem i lubię pływać. Na rowerze jeździłem jak każdy dzieciak wychowujący się na wsi - czyli non-stop. Ale na kolarzówce... nie jechałem nigdy. Dosłownie nigdy. Pamiętam doskonale III miejsce Zenona Jaskóły w TDF, ale nigdy nie przełożyło się to na moje zintensyfikowane zainteresowanie rowerem.

patrząc zza siatki...

Dlatego nie jest mi też po drodze z triathlonem...

Kręcą mnie taki klimaty jak wystartowanie na jakimś składaku typu Wigry 3, albo na najtańszym rowerze miejskim z decathlonu i "zaliczenie" dystansu. Mógłbym również popłynąć bez pianki. Fajnie by było zmieścić się w limicie, a być może jeszcze na bieganiu wyprzedzić kilku zawodników.

* * *

Ten wstęp miał być początkiem większego wpisu o mojej hipotetycznej przyszłej relacji z triathlonem po wizycie jako kibic na ćwiartce w niedzielę w Charzykowach, ale...
  • skończyłem ten wpis w niedzielę na wstępie i sumie przestałem czuć puentę, do której chciałbym dojść,
  • wcale nie mam ochoty startować na Wigrach 3, chętnie bym kiedyś wdał się w relację z fajną kolarzówką,
  • mam ochotę się pościgać, nie chodzi mi tylko o zaliczenie, ale o jak najlepszy wynik,
  • ale boję się roweru.... rozłożyłem w trakcie tygodnia moja obawę na czynniki pierwsze i wyszło mi, że pływanie i bieganie to bardzo bezpieczny sport, ale ten rower.... wypadek Chrisa Frooma mi w tym nie pomógł... ja mam trójkę dzieci i żonę - po prostu nie chcę i nie mogę się połamać. 



Nie mniej stałem w tych Charzykowach po uda w wodzie i patrzyłem z bliska na start pływania. Moja dusza była jak ta woda pod rękami zawodników. Zmącona, spieniona... Miałem w sobie podziw, zazdrość i wzruszenie. Wizualizowałem, że to właśnie ja startuję na ten kilometr pływania po niedomkniętym prostokącie.

Obserwowałem potem bacznie zawodników na wyjściu z wody, jak rozpinają swoje pianki biegnąc jeszcze po łydki w wodzie, jak pracują w strefie zmian, potem jak jadą jakąś kolosalną prędkością na rowerze i wreszcie bieg.... wydaje mi się, że biegłbym szybciej niż każdy z nich... ale mam też świadomość - że tylko tak mi się wydaje.



Abstrahując od "triathlonowego kija w dupie", który został wspomniany w jednym z komentarzy, to może być naprawdę fajna zabawa. A skoro się waham, skoro mam sobie tyle emocji stojąc na trasie jako kibic, to chyba w końcu kiedyś, nawet z czystej ciekawości, wskoczę do tej wody i zacznę młócić rękami oddalając się w stronę bojki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy