poniedziałek, 5 grudnia 2016

Kącik biegowego melomana: Pink Floyd - Meddle


Stoisz na pustkowiu, w samym sercu wielkiej zamieci. Pomiędzy podmuchami wiatru wyłapujesz pojedyncze trącenie struny basu. Potem kolejne, i jeszcze raz. Potem cała kaskada, basu, klawiszy, perkusji i gitary. Czujesz się jakbyś opuścił bezpieczny kontener na stacji polarnej "Arctowski" na Antarktydzie. Nikt nie śpiewa. Bo to nie jest piosenka do śpiewania. To dźwięki, które wykręcają na lewą stronę Twoje poczucie bezpieczeństwa. I wtedy zmodulowany głos wypowiada jedno jedyne zdanie: One of these days, I'm going to cut you into little pieces...

Tak zaczyna się płyta płyta Meddle - Pink Floyd. Cofam się 27 lat i widzę siebie, kiedy po raz pierwszy wkładam tę kasetę do kieszeni magnetofonu. To niesamowite ile potrafi ludzka pamięć. Moja potrafi przywołać okoliczności i szczegółowe emocje związane z posłuchaniem po raz pierwszy w życiu każdej płyty Pink Floyd. Pamiętam, jak po wysłuchaniu po raz pierwszy utworu otwierającego płytę One of these days musiałem zatrzymać kasetę, wziąć kilka głębokich oddechów, przewinąć ją do początku i rozpocząć słuchanie płyty raz jeszcze. Pamiętam, jak przeżyłem atmosferę piłkarskiego meczu w dźwiękach Fearless - choć nigdy (do tej pory!!) nie byłem na stadionie. Pamiętam Echoes... labirynt emocji, do którego nie wiem, czy nawet dziś posiadam klucz.

* * *
W niedzielne popołudnie (choć bardzo mi się nie chciało) wybrałem się na bieganie w trakcie drzemki Ksawerego. Wpakowałem go w wózek, okryłem kocami i ruszyłem nad bajorka. Przez pierwszy kilometr nie słuchałem niczego, tylko obserwowałem jak powoli zamykają się mu oczy. Kiedy całkiem zasnął włączyłem Metallice. Dla mnie Metallica zaczęła się na Ride the Lightning (a skończyła na ... and Justice For All). Apogeum osiągnęła na Master of Puppets... ale o tym będzie jeszcze okazja do wspomnień w kąciku. Dzisiaj jednak kompletnie mi ta muza nie siedziała w uchu. Słuchałem niemal z obowiązku... I zrobiłem to, co robię naprawdę wyjątkowo - zmieniłem płytę. Biegłem akurat na małym bajorku i kiedy zobaczyłem grupę ornitologów czekających od wczoraj na ponowne pojawienie się mewy ochockiej - pomyślałem o innych ptaku.... albatrosie. Myśli pobiegły szybciej niż nogi, i chwilę później już słuchałem Meddle - Pink Floyd. 

Overhead the albatross hangs motionless upon the air
And deep beneath the rolling waves in labyrinths of coral caves

Każda nuta tej płyty zgadzała się z moim biegiem. To było 45 minut kiedy nie istnieje czas, nie istnieją odliczane kilometry, nie istnieje tempo.  

* * *

- Przyleciała ta mewa ponownie? - zapytałem ornitologów na jednym z kółek
- Nie, biegacze nam ją płoszą :) - odpowiedzieli


LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy