sobota, 1 października 2016
Kącik biegowego melomana: Fields of the Nephilim - Elizium
Jest 30 września 2016 roku. Dawno temu obiecałem sobie, że pójdę tego dnia do kina na Ostatnią Rodzinę. Nie raz wspominałem, że Tomek Beksiński jest Ojcem Chrzestnym mojej muzycznej edukacji, czego pochodną jest "kącik biegowego melomana". Bez Tomka nie zacząłbym biegać dookoła jeziora, bo nie byłoby we mnie miłości do muzyki, która sprawiła, że wychodziłem posłuchać kilku płyt - przy okazji biegając.
Na Ostatnią Rodzinę nie poszedłem. Dopiero kilka tygodni temu przeczytałem Portret Podwójny Grzebałkowskiej. Chwilę potem komentarz Wiesława Weissa po premierze filmu, a od wczoraj leży na mojej półce Portret Prawdziwy. Jest sporo zamieszania z tym filmem i przedstawieniem postaci Tomka. Z mojej strony za wcześnie na komentarz...
Jest 30 września 2016 roku. Poza filmem o Beksińskich dziś swoją premierę mały także najnowsze płyty zespołów Van Der Graaf Generator oraz Yello. VdGG jest intrygujące, a Yello po częściowym wysłuchaniu w samochodzie zapowiada się świetnie.
Ale bohaterem dzisiejszego kącika jest inna płyta. Wybrałem ją na wczorajsze 10 km dookoła zbiornika całkowicie intuicyjnie. Elizium zespołu Fields of the Nephilim. To była jesień 26 lat temu. Słuchałem audycji w Trójce i nagle Tomek Beksiński zaczął opowiadać o tej płycie tego zespołu w tak sugestywny sposób, że drżącymi rękami zacząłem szukać czystej kasety, aby zdążyć nagrać tę muzykę od początku. To były czasy kiedy w radio były puszczane całe płyty, dodatkowo z sugestią, czy nagrywać je na kasety 60-tki czy 90-tki. Nie zdążyłem wtedy załapać pierwszych dźwięków, ale na szczęście Elizium rozpoczyna się długim wstępem przed pierwszymi taktami For Her Light.
To co wydarzyło się dalej było jak wejście do innego wymiaru świadomości. Znałem już wtedy The Doors i Pink Floyd, ale Sisters of Mercy miałem poznać dopiero miesiąc później przy okazji premiery płyty Vision Thing. Płyta Elizium była dla mnie absolutnie pierwszym zetknięciem z rockiem gotyckim. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. To było powolne oplatanie pajęczyną uzależnienia, wciąganie dalej i głębiej we mgłę, zza której wyłaniał się westernowy kaznodzieja ubrany w kapelusz i długi skórzany płaszcz.
Rok później kupiłem tę płytę na CD w sklepie Vivart, w Gdańsku, na ul. Świętego Ducha. Jeżeli się nie mylę - była moją 6-tą płytą CD kupioną w życiu. (po Strange Days - The Doors, Dark Side of the Moon oraz Animals - Pink Floyd, Horses i Easter - Patti Smith).
Elizium to jedna z tych płyt, które nie jestem w stanie poddać analizie w odniesieniu do czasów, w jakich powstała, ani rozdzielać ją na elementy pierwsze. To dzieło kompletne na miarę Within the Realm of a Dying Sun - Dead Can Dance.
Kiedy zaczynasz biegać, nie jesteś w stanie przerwać. Płyta ma 49 minut i nie jesteś w stanie skrócić treningu o ani jedną minutę. Ta muzyka niesie Cię do przodu w ciemnej, wczesnojesiennej aurze. Zaciskasz zęby i nie zwalniasz tempa, a kiedy rozpoczyna się przedostatni na płycie - Wail of Sumer - przestajesz czuć cokolwiek. Ulga, że trening za chwilę się skończy zbalansowana jest poczuciem straty, że trzeba będzie zdjąć słuchawki i wrócić z Elizium do świata żywych. Jeżeli jest na świecie lista piosenek, które mogłyby się nie kończyć nigdy - na jej szczycie jest And There Will Your Heart Be Also.
Niestety, wszystko ma swój koniec.
LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Na Beksinskich moze uda mi sie pojsc. Czytales mojego maila na liscie? :-)Elizium to plyta wybitna itd. :-) Najlepsze jest to, ze wail of sumer & and there will your heart be also sa niezlymi usypiaczami malych dzieci.:-) Cokolwiek o niej mowic, to i tak trzeba jej posluchac.:-)
OdpowiedzUsuńCzytałem. Jeden z tych momentów to ten: Come in from the cold
UsuńI'll owe you my heart
Be my shelter and refuge for the night
To tez swietny moment tego albumu. Szybki przerywnik ;-) przed ww. usypiaczami. ;-)
OdpowiedzUsuń