Nie muszę biegać coraz szybciej. Nie, że nie chciałbym, ale bez zrobienia odpowiedniej masy ciężko mówić o szybkim bieganiu. Ale bieganie ciągle jest dla mnie ciekawe. Ciągle mi się chce, cały czas znajduję powody aby biegać, tak samo jak cały czas znajduję chęci i pomysły aby pisać bloga... W poprzednim akapicie napisałem, że nie trenuję według cykli, nie mam nic rozpisanego na kartce... ale moje cykle układają się w pewnym sensie same...
- sobotnie 5 km na parkrunie, choć nigdy nie wiem czy w tempie pacemakera dla juniorów, czy swoim, a może jako wolontariusz?
- bieganie z muzyką - nie ma lepszego miejsca do posłuchania muzyki niż samotny bieg
- bieganie z wózkiem - naprawdę fajna sprawa, choć mój syn głownie śpi to i tak pewien bonding jest.
- bieganie z córką/córkami - bonding #nr2
- weekendowe bieganie z chłopakami po 20-30 km (choć ostatnio głównie z Dominikiem) i rozmowy o życiu
- wycieczki krajoznawcze, okrążanie jeziora czy wypad do Szwecji
- zawody - przede wszystkim z ciekawości, bo to była moja główna motywacja do Harpagana, Chudego Wawrzyńca czy Sudeckiej 100-ki
Mój podział to wmontowanie biegania w normalne życie, a nie wydzielenie z życia specjalnej strefy na bieganie.
... a miałem dziś napisać o tym, jak fantastycznie biegało się z wózkiem. 16 km brzegiem jeziora Charzykowskiego. Patrzyłem na drugi brzeg wspominając mroźną noc 2 tygodnie temu, kiedy szukałem tutaj dwóch harpaganowych punktów. Jeden kilometr biegłem w 5:30 minut a drugi w 8:00, bo musiałem poprawić koc na nóżkach, albo po prostu zrobić zdjęcie w jesiennych liściach.
Roztrenowanie jest dla tych co trenują. Dla tych co tylko biegają jest trochę przereklamowane :)
Nie rozumiem jednej rzeczy.Dlaczego z Twoją wiedzą,doświadczeniem biegowym i ekipą przyjaciół nie potrafisz zredukować masy?Istotą Twojego bloga jest pasja biegania.Wybierasz i startujesz w bardzo ciekawych biegach.Pytanie dlaczego pozwalasz sobie na taki nadbagaż?Czytam regularnie.Czasem ambicja bierze górę i pokazujesz pazur jak po Twojej traumie Mnichu czy klasę jak na Sudeckiej 100.A chwilę później idziesz w masę jak Polsatowski Boczek a i tak paradoksalnie pokazujesz charakter na Harpaganie za co szacunek i podziw.Z jednej strony lecisz po całości Rich Rollem o tym że biegasz by nie umrzeć a na rewersie uskuteczniasz hodowlę fat'u i piszesz że bieganie Cię zawiodło?
OdpowiedzUsuńOdpowiem Ci szczerze: nie wiem, naprawdę nie wiem. Nie składa mi się to w całość. Dlatego czasem pozwalam sobie na taki "dramatyczny" tytuł jak "Bieganie mnie zawiodło". Nie będę robił tutaj telenoweli, ale bawiłem się z Dominikiem dwa razy po ~4 miesiące w notowanie każdej rzeczy jaką zjadam i wypijam, bo on też nie wierzył, że ja nie wpieprzam codziennie kilograma słoniny. Nie wpieprzam. Naprawdę. Nie składa mi się to w całość, bo przy 2,5-3 tys km rocznie nie powinienem walczyć na granicy 100 kg od czasu do czasu tylko wchodząc w 2-cyfrowy wyniki.
UsuńNo właśnie.Biegasz i robisz dystanse nieosiągalne dla większości nawet nie tyle ludzi co biegaczy.W biegach ultra Twoją siłą jest psychika (po raz kolejny odwołam się do Harpagana i po raz kolejny powtórzę SZACUN)natomiast w żywieniu codziennym gdzieś złapałeś wirusa.Ja nie oceniam - dla mnie to jest jakiś PARADOKS.Potrafisz pyknąć Łemko 150 a nie potrafisz lub bardziej nie chcesz naprawić hamulca żywieniowego.
UsuńPierwszy rok biegania 2012-2013 -> zjechałem ze 129 do 92 kg. Jadłem mniej więcej to samo co zawsze, rozpoczęcie biegania było jednak mega zmianą, taką, że chudłem w oczach.
UsuńPo 2013 roku kiedy stanąłem z wagą, a wręcz zaczęła się ona posuwać lekko do góry zacząłem kombinować z dietą, zwracać większą uwagę, stosować diety, wykluczenia, sprawdzać jakie zmiany dają jaki skutek. Jednym słowem - walka. Efetk - żaden, albo krótkotrwały.
Może się mylę, może rozwiązanie jest proste. Ale ja go nie znam. W tym momencie nawet go nie szukam. Bieganie mi się podoba, jestem na fali i cieszę się nim. Ale jeżeli chodzi o dietę - jestem ciągłym poszukiwaniem już trochę wyczerpany, choć wiem, że za niedługi czas ponownie podniosę rękawicę. Nie mam wyboru.
PS. Pewnie i tak wyobrażasz sobie mnie jako człowieka, który na kolacje je karkówkę z grilla, dwie kiełbaski i kaszankę i zapija 4 piwami. Wiele lipcowych dni tak wyglądało - w efekcie pojechałem 8 kg w górę. Pisałem o tym. Kiedy jem kaszę z warzywami jestem na 0 ew 0,5 plus lub minus. Kiedy zjem dokładkę kaszy - jestem plus 2 kg/mies.
Coś mi ratalnie przesyła komentarz - a może wyjściem jest wizyta u profesjonalnego dietetyka sportowego?Co Ci szkodzi?Może warto spróbować zaufać FACHOWCOM?Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńByłem, zapłaciłem za pierwsza wizytę. Dietetyk powiedział, że w sumie jem poprawnie i nie ma co korygować. I to, że nie ma skutków to paradoks.
UsuńZapytasz czy może powinienem pójść na badania?
Byłem, zrobiłem wszystko co mogłem, większość wyników w normie. Tarczyca na granicy normy. Może to jest klucz? Otóż nie - kolejne, płatne wizyty u endokrynologa nie zmieniły kompletnie nic.
Może ktoś mnie w nocy karmi jak śpię? :D
Obstawiam że Joszczi!:D
OdpowiedzUsuńJoszcziemu w Szwecji potrafiłem odmówić!
Usuńa ja obstawiam alkohol... podliczałeś miesięczny litraż?
OdpowiedzUsuńnie zmienił się względem czasu kiedy zrzuciłem 40 kg
UsuńPoza tym w 2015 zrobiłem eksperyment i na pół roku odstawiłem alko zerojedynkowo. Ani łyczka piwka, totalnie nic. Jeżeli dobrze pamiętam, to jeszcze kilka kg przybrałem.
UsuńA ja trochę po czasie ale proponowałbym wrzucić jeden trening interwałowy wg Tabel Danielsa tak na odmulenie organizmu i dołożyć ze dwa treningi siłowe typu pompki i drążek.W necie masz tych aplikacji od groma.Ktoś już Ci kiedyś podpowiadał że Twój organizm przyzwyczaił się do biegania.Trzeba go po prostu znów zszokować i zapodać nowe bodźce treningowe.A żywienie już jest Twoją indywidualną sprawą chociaż sugerował bym pozostać na płynnych posiłkach z Joszczim gdyż coś nam się od życia należy!:D
OdpowiedzUsuń