sobota, 9 kwietnia 2016

Test słuchawek - Beyerdynamic DT 131


Od długiego czasu staram się znaleźć alternatywę do moich Sennheiserów HD 201 czyli słuchawek nausznych, w których można biegać, muzyka brzmi bardziej niż akceptowalnie i kosztują w okolicach 100 PLN. Nie szukam takiego sprzętu na półce ze słuchawkami do biegania, bo tam liczy się przede wszystkim wygoda, funkcje i design, zaś brzmienie traktowane jest na zasadzie "ciemny lud to kupi". Szukam słuchawek po prostu wśród słuchawek, nie koniecznie nawet dedykowanych do sprzętu przenośnego, bo to jak będziemy go używać często wyprzedza pomysły projektantów.

Do dziś wspominam jak obśmiali mnie na wykopie kiedy polecałem Sennheisery HD 201 do biegania (btw to mój drugi najbardziej popularny post w historii dzięki tej akcji). Bo niby to słuchawki nauszne, duże i zamknięte. Tak, to prawda, ale żaden inny producent nie dał takiej jakości dźwięku w cenie poniżej 100 PLN!

Zdetronizować Sennheisery HD 201 mógłbym tylko na dwa sposoby:
  1. Znajdując słuchawki lepsze niż HD 201 w cenie poniżej 100 PLN
  2. Gdyby ktoś zapłacił mi za to tyle, że moja małżonka stwierdziłaby, że nie musi po macierzyńskim wracać do pracy
Punkt nr 2 to oczywiście żart. I dobry moment aby powiedzieć, że WSZYSTKIE słuchawki o jakich pisałem kupiłem sobie sam, dostałem do posłuchania od znajomych, bądź otrzymałem na jakiś czas w formie wypożyczenia po czym przyjechał kurier i na koszt odbiorcy odesłałem je do właściciela. Nigdy nie kontaktowałem się z Sennheiserem. Fakt, że pozytywnie piszę o ich sprzęcie wynika jedynie z tego, że ich słuchawki brzmią świetnie. Tak samo jak świetnie biega się w adidasach, choć nie kontaktowałem się nigdy z adidasem ;)

Przejdźmy powoli do rzeczy. Szukając rywala dla HD 201 od dłuższego czasu spoglądałem w kierunku firm, dla których produkcja słuchawek jest core businessem a nie jedynie pozycją w katalogu pomiędzy mikrofalówką a lokówką. Dlatego bacznie przyglądam się takim firmom jak AKG, Koss czy właśnie Beyerdynamic. Oczywiście jest jeszcze półka sprzętu audiofilskiego z moim wymarzonym Grado na czele, ale ich produkty nie znalazły się nigdy w widełkach cenowych 0-100 PLN.


Słuchawki kupuję często impulsywnie. Nawet jeżeli widzę dobrą cenę w necie na sprzęt, którego nie znam, to wstrzymuję się z decyzją i w efekcie rozmywa się ona w czasie. Z drugiej strony w topowych sieciówkach takich jak Saturn, Media Markt czy Euro ciężko jest znaleźć coś naprawdę ciekawego, bo tam rządzą przedstawiciele handlowi popularnych firm ustalając zakres i asortyment półek. Dlatego kiedy przypadkowo idąc alejką w Euro na Matarni zobaczyłem słuchawki Beyerdynamic DT 131, które wielokrotnie oglądałem w necie, do tego w cenie takiej samej jak najniższa na ceneo - nie zastawiałem się i wyskoczyłem z ośmiu dyszek.

Pierwsze wrażenie


Stara szkoła - można powiedzieć. Słuchawki zapakowane w karton jak za czasów kiedy młodzież słuchała Pearl Jam. Design także raczej z lat 90-tych ubiegłego tysiąclecia, co w mojej opinii może świadczyć tylko na plus. Nakręciłem się tak pozytywnie, że kiedy zacząłem ich słuchać moje pierwsze wrażenie brzmiało: no wreszcie mamy rywala dla HD 201

Czy biega się w nich wygodnie



Beyerdynamic DT 131 to nauszne słuchawki otwarte. Oznacza to, że większość dźwięków z zewnątrz przedostaje się do uszu. To sensowna opcja dla biegacza, który powinien usłyszeć watahę psów, która goni go za plecami, czy straż pożarną na sygnale jadącą zdjąć kota z drzewa. Nie są one jednak dedykowane do biegania. Przekonałem się o tym już podczas pierwszych kroków.
Kiedy idziesz jest jeszcze wszystko OK, ale kiedy zaczynasz biec ten nietypowy sposób mocowania słuchawek na głowie staje się twoim wrogiem. Chodzi o to, że nie mają one standardowego pałąka, który można regulować, za to objemka na głowę jest na gumce albo innym elastycznym materiale i zakładając słuchawki na głowę - naciągasz je do granicy rozmiaru swojej czaszki. Fajnie to się sprawdza stacjonarnie, ale kiedy zaczynasz biec... słuchawki falują na twojej głowie. Powoduje to efekt mikrofonowy tak potężny, że nie opcji na słuchania muzyki, gdzie mocno gra cisza. Efekt mikrofonowy to wszystko to, co słyszysz spoza głośników, czyli wszystkie szur szur szur po kablu i pałąku słuchawek. Kiedy muzyka jest głośna - da się biec i słuchać, ale kiedy lubisz słuchać cicho, albo muzyki, która często gra ciszą - będziesz zmuszony do słuchania szur szur szur...

Jakość brzmienia


Beyerdynamic nie poszedł w stylu taniego disco i na szczęście nie zrobił słuchawek z podbitymi basami i niczym więcej. Balans tonów wysokich, średnich i niskich jest jak na cenę poniżej 100 PLN świetny. Powiem nawet, że w pierwszej chwili zostałem na tyle kupiony tym, że Beyerdynamic zwrócił uwagę na średnicę (w jednym z najtańszych modeli!), że głosiłem słowa, że to wreszcie pierwsze słuchawki, które mogę się równać z HD 201! Fakt, nie ma tutaj chamskiego basu ani syczących sopranów. Średnica jest tam gdzie powinna być. I wszystko byłoby idealnie gdyby nie... scena. Słuchając Momentary Lapse of Reason - Pink Floyd biegnie się bardzo fajnie, ale mimo wszystko dopiero zamiana słuchawek na HD 201 pokazuje co tak naprawdę chciał nam przekazać David Gilmour po wygranym procesie o nazwę zespołu z Rogerem Watersem. Beyerdynamic DT 131, mimo fajnej, nieczęsto spotykanej średnicy, zdecydowanie przegrywają sceną. Nie ma tej szerokości, która sprawia, że bieganie z muzyką przybiera formę sztuki, gdzie 2+2=5.


Podsumowanie

Fajne słuchawki zrobił Beyerdynamic. Deklasują większość mediamarktowego sprzętu do 100 PLN, ale dwie rzeczy nie pozwalają mi ich polecić do biegania:
  • wyraźny efekt mikrofonowy
  • fakt, że w tej samej cenie można kupić Sennheisery HD 201

Tutaj [KLIK] znajdziesz moje inne testy słuchawek do biegania.

1 komentarz:

Podobne wpisy