Każdy ma swoje weekendowe biegowe rytuały. Ja zawsze pytam się chłopaków z Tricity Ultra jakie mają plany. Stasiu póki co leczy jeszcze kontuzję, więc pozostaje mi Dominik i Michał. Dominika nie trzeba było namawiać dwa razy. Zebraliśmy kilka worków śmieci, pooglądaliśmy wyniki z Mnicha na żywo, spiliśmy piwko zagryzając wegetarianą z Rimini na pół i nawet pobudka o 6:00 przestała stanowić dla niego problem.
Gorzej było z Michałem. Ten był umówiony z Łukaszem na pętlę po Otominie.
- Słuchaj, macie spod Decathlonu 13 km do Kolbud, więc się tam spotykamy
- Zadzwonię do Łukasza - odpowiedział
- Wrócimy zielonym, to jest perfekcyjny PLAN
- Zadzwonię do Łukasza - odpowiedział
- ALE BĘDZIECIE ZADOWOLENI - nie ustępowałem
- Zadzwonię do Łukasza...
...
- To co? 8:00 spotykamy się w Koldudach?
- Dobra
W niedzielę kiedy zadzwonił budzik moje ciało astralne było już od kilkunastu minut razem z fizycznym. Wstałem o 6:00 i powoli zacząłem się szykować. Ruszyliśmy w stronę Urzędu Gminy Kolbudy około 6:50 i PUNKTUALNIE o 8:00 byliśmy na miejscu.
Zastawiając się czy biec tylko w koszulce czy w dwóch warstwach na szczęście wybraliśmy tę drugą opcję. Było całkiem zimno, w okolicach 3-5 stopni. Mimo to, pomny wydarzeń sprzed tygodnia, kiedy niemal umarłem z pragnienia przy 30-tce nad morze - zabrałem tym razem 1 litr picia i 6 zł w monetach związanych mocno w woreczku śniadaniowym, aby się nie obijały. Ale nie chciało się ani pić, tym bardziej nic kupować.
Michała z Łukaszem jednak nie było... "będę punktualnie albo wcale" - sztandarowe motto Michała trzeba będzie chyba zmodyfikować do słów:
"będę punktualnie albo wcale, chyba, że się zgubię pod Sulminem" :)
O 8:15 w końcu dotarli. Ponieważ to była pierwsza wyprawa Łukasza z ekipą TCU trzeba się było jakoś wkupić. Myślę, że ciasteczko było dobrym wyborem :D
Prawdziwa wyprawa miała się zacząć właśnie teraz. Pisałem o tym dwa tygodnie temu, kiedy sam po raz pierwszy zrobiłem samotnie kolbudzkie fragmenty szlaku skarszewskiego. Najbliższe 5 km miało być przede wszystkim przebijaniem się skrajem rzeki i skarpy trzymając się gałązek i przeskakując nad drzewami. Wiem, że większość ultrasów na klęczkach wypowiada się o bieganiu w górach, ale dla mnie naprawdę więcej frajdy sprawia bieganie w trudnym terenie, gdzie robisz kilkanaście kroków wąską ścieżką w dół i następnie kilkanaście kroków do góry, gdzie przeskakujesz przez drzewa i robisz uniki przed smagającymi gałązkami. Góry to 1 godzina pod górkę i 45 minut z górki, 1 godzina pod górkę i 45 minut z górki.... itd. Dynamika biegania po górach w porównaniu z pokonywaniem brzegów rzek biegnących w dzikich wąwozach jest jak dynamika meczu piłki nożnej versus piłki ręcznej.
Po raz kolejny wbijam sobie w głowę ABSOLUTNĄ konieczność zrobienia CAŁEGO szlaku skarszewskiego w tym sezonie. Podobno im bliżej Skarszew tym bardziej ten szlak istnieje tylko teoretycznie.
Kiedy odbiliśmy od Raduni polecieliśmy w stronę Otomina najpierw szlakiem zielonym, potem skróciliśmy trochę trasę szlakiem czarnym i końcówka ponownie zielonym. Rozstaliśmy się tradycyjnie na moście nad obwodnicą.
30 kilometrów w niedzielę powoli staje się moją tradycją. Po takim dystansie można robić praktycznie wszystko bez żadnego narzekania. Trochę się śmialiśmy z Dominikiem, że kiedyś 30 km było wydarzeniem godnym dwudniowego odpoczynku, a teraz wybiegamy po prostu z butelką czystej wody. Dziś dodatkowo mieliśmy darowane ciastko :) Ale jedno ciastko i 0,3 l wody (tyle zeszło) całkowicie wystarczyło na 3.5 godziny biegu.
A po powrocie do domu wybrałem się... jeszcze raz do Otomina. Tym razem w trochę innym składzie, ale 4,5 km pękło :D
Ciekawa wyprawa, w zeszłym roku pokonałem z kolegą dystans z Kartuz do Gdańska, część trasy wzdłuż Raduni, zbieganie i podbieganie :) długość całego odcinak z Kartuz do Sopotu wynosi ok 55 km ale nam się chciało trochę extremum i w sumie wyszło 38 km. Piękne okolice, spokojna trasa. Pozdrawiam jakby co to piszę się na kaszubską wyprawę :)
OdpowiedzUsuńJest naprawdę sporo szlaków w okolicy wartych zobaczenia, ale w tym wszystkim jeden duży problem: Na Kaszuby/Kociewie NIE JEŻDŻĄ W WEEKENDY PKSY RANO!
UsuńJakoś mi brakuje Joszcziego zarówno w opisie jak i na zdjęciach. Tricity Ultra powoli staje się wizytówką Trójmiejskiego biegania ultra a Waszej ekipy w komplecie dawno nie uświadczyliśmy. Nawet na Trasie Dookoła Trójmiasta poszliście w rozsypkę.
OdpowiedzUsuń:D Joszczi=Michał to ten w czerwonej czapeczce
UsuńCo do Stasia, to on od trzech miesięcy leczy skręconą kostkę, którą skręcił idąc na bieg. Piszę o tym w pierwszym akapicie. Na TCU byliśmy w czwórkę. Dominik i Joszczi(Michał) biegli, a Stasiu i ja robiliśmy za serwis.
Mój błąd. :)Ale jestem tylko oddaną czytelniczką forum. Nie znamy się natomiast na biegu ekipa trochę w rozsypce. Rozumiem support ale czy nie kusi pobiec w stałym składzie? Trochę tego brakuje na blogu. Kiedy był jakiś koleżeński bieg w stałym składzie? Zdaje się Hel co? Szmat czasu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń