wtorek, 12 kwietnia 2016

Kącik biegowego melomana: King Crimson - Red

Kiedy biegałem drugi dzień z rzędu z tą samą płytą w słuchawkach i zastanawiałem się czy na pewno dobrze robię, że biegnę zamiast gdzieś przyklęknąć sobie między drzewami i wysłuchać jej na klęcząco - pomyślałem, że może warto wyodrębnić w "kąciku" subkategorię w rodzaju "kanon w kąciku" gdzie od czasu do czasu opisywałbym płyty kompletne, genialne, takie przed którymi ani świat ani ja nie mamy wątpliwości, że nimi właśnie są.


Z pomysłu na szczęście zrezygnowałem, bo chyba co drugą płytę musiałbym tutaj umieszczać. Choć czasami zastanawiam się jak bardzo przeprofilowałby się mój blog gdybym chociaż w kilku zdaniach opisał każdą płytę z jaką biegam. Tak jak Vegenerat Biegowy strzela przepisami do każdej rzeczy, którą zjada. Ja opisuję co 10-tą i strasznie żal mi tych nieopisanych. W poprzednim tygodniu pominąłem milczeniem np. Avalon - Roxy Music, przy którym pierwsze ciepłe wiosenne zachody słońca odebrałem jak długi weekend w sierpniu w Kątach Rybackich. Albo A Momentary Lapse of Reason - czyli gęsta i mroczna strona Davida Gilmoura - idealna na rozbieganie wtedy, kiedy po prostu się nie chce...

Dziś mam już ochotę pójść spać, ale nie mogę ze względu na to co robi ze mną płyta Red - King Crimson. Wspominałem ją już mimochodem na blogu kilkukrotnie. W życiu wysłuchałem jej chyba z 500 razy począwszy od pierwszej klasy LO...



Nie będę pisał tym dlaczego King Crimson jest w TOP 5 najważniejszych zespołów, które określały jak wygląda historia Muzyki przez duże M. O tym jak ważny to dla mnie zespół i o moich początkach z King Crimson kiedyś pewnie napiszę przy okazji In The Court of the Crimson King. Dzisiaj chciałbym się skupić na bieganiu. O tym przede wszystkim jest ten blog...

Dlaczego przy Red - King Crimson to jedna z najlepszych płyt do biegania dla mnie?
  1. Energia: King Crimson potrafi tak przywalić, że Metallica mogłaby się uczyć co to znaczy rozwalać bębenki. Pisał w podobnym tonie przez laty Tomek Beksiński. Zawsze kiedy słucham tytułowego Red, czy apogeum Starless wiem, że miał rację. Niedawno biegałem przy Ride the Lightning i fajne owszem, ale nie wymuszało na mnie tak dzikich gestów jak czasami robię przy King Crimson. 
  2. Dwie ściskające gardło gęste, smoliste, ciężkie jak ołów ballady - Fallen Angel i wstęp do Starless - kiedy biegniesz czujesz się jakbyś trzymał na barkach cały ten ciemny, bezgwiezdny nieboskłon - idealne do symulowanej siły biegowej, lepsze niż ciągnięcie opony.
  3. Pikowanie samolotu - czyli One More Red Nightmare - opowieść o człowieku, który przysypia w Greyhoundzie i śni mu się, że leci samolotem, który zaraz się rozbije. Przy tym utworze z bardzo rytmicznym wokalem naprawdę przebiera się nogami bardzo szybko.
  4. Providence - 8 minut jazzowej improwizacji. Muzyka, która nie ma rytmu i idealnie czyści głowę w trakcie biegania. Jest 1000 razy lepsza niż słuchanie swojego ciała lub głosów natury. Przy jazzie stąpasz 10 metrów nad ziemią i kompletnie nie zastanawia Cię tempo, bo tempa nie ma. Jest stan, który nazywasz biegiem. 
  5. Starless - to co dzieje się w drugiej części tego utworu jest nie do opisania.

Biegałem dzisiaj z wczorajszą 30-tką w nogach. Generalnie wyszedłem na 5-7 km trochę rozruszać metabolizm i spalić kilka kalorii. Po jakimś czasie stwierdziłem, że wciąż mam ochotę na perkusję Bruforda, gitarę basową Wettona i mistrza ceremonii, alchemika gitary - Roberta Frippa. Kiedy ponownie włączyłem Red, i kiedy po 10 kilometrach miałem już iść do domu, stwierdziłem, że może warto przebiec jeszcze 2 km tylko po to, aby jeszcze raz, drugi raz z rzędu posłuchać Starless.

Są takie płyty, z którymi czasem chce się drugi raz pod rząd, mimo, że słuchałem jej kilkaset razy przez ostatnie 25 lat. Taką płytą jest Red.


LISTA PŁYT PRZY KTÓRYCH BIEGAŁEM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy