wtorek, 7 lipca 2015

Tam gdzie kończy się biegacz ultra a zaczyna zwierzę

Kuźnica, 5 rano ~130 km w nogach
Bieganie to najłatwiejsza, najtańsza i konsumująca najmniej czasu forma aktywności. Tak się mówi i jest tym wiele prawdy. Kiedyś grałem w siatkówkę. Amatorsko, ale regularnie. Aby pograć 1,5 godzinki potrzebowałem: 45 minut aby w korkach po pracy dojechać na salę, 15 minut na przebranie się, 15 minut na pogawędki, potem 1,5 h gry i ponownie: 15 minut na prysznic, 15 minut na pogawędki i 30 minut aby wrócić do domu. Jakby nie liczyć schodziły prawie 4 godziny. W przypadku biegania potrzeba 5 minut aby się ubrać i 15 minut na prysznic.

Siatkówka: efektywność wysiłku do poświęconego czasu na poziomie 40%. Słabo.
Bieganie: efektywność wysiłku do poświęconego czasu na poziomie 85%. Rewelacyjnie.

Powyżej wyliczona efektywność była często moją główną odpowiedzią na pytanie dlaczego biegam. I tak sobie przez dłuższy czas biegałem. Dla zdrowia, kosztem siedzenia przed TV lub na fejsie. Czasem były to "podwójne wymiany", tzn. wstałem wcześniej, aby pobiegać jak rodzina śpi, a wieczorem kiedy dzieciaki zasnęły ja zamiast siedzieć przed TV też zasnąłem, bo rano biegałem i byłem niewyspany. Układanka pasowała do siebie idealnie. Rodzina-Praca-Bieganie.


W pierwotnej wersji tytułu tego wpisu pytałem czy bieganie ultra jest dla singli? Ale dlaczego zadałem to pytanie, skoro właśnie udowodniłem, że to najbardziej rodzinny sport? Haczyk tkwi w słowie ultra.  Przekroczenie granicy długości biegu powoduje, że układanka się lekko sypie. Trzeba włączyć do gry kompromisy.

Wyjaśnię jeszcze co rozumiem przez słowo kompromis. Nie chodzi mi, że ktoś coś mi każe robić, a ja marzę tylko o całodniowym bieganiu po lesie. I nie chodzi mi o kompromis typu, że mam wyrzucić śmieci i pomalować doniczki, to będę mógł pobiegać. Chodzi mi o szukanie kompromisu samemu ze sobą. Nie mam klapek na oczach i nie stawiam wszystkiego na jedną kartę. Nie pragnę uciekać z domu aby ganiać po polach - wręcz przeciwnie. Marzę o tym, aby spędzać czas z rodziną, robić coś wspólnie. Chciałbym zjeść ciastko i mieć ciastko...

Rok temu, kiedy w noc świętojańską biegliśmy z Gdańska na Hel po 40 kilometrach, o 2 w nocy w Gdyni, kiedy przebiegaliśmy obok dworca PKP poczułem tak gigantyczny kryzys emocjonalny, że gdyby nie Dominik, któremu "wypłakałem się w rękaw" nie wiem czy nie wsiadłbym w najbliższą SKM'kę i nie pognał do domu. Strasznie szkoda mi było tracić kolejnego dnia, kiedy dzieciaki się obudzą i zapytają "gdzie jest tata?"... Przede mną było jeszcze 60 km + kilkugodzinny powrót do domu. Ostatecznie dotarłem późnym popołudniem, brudny, zmęczony, z pustym plecakiem i pijany... jak stereotypowy stoczniowiec dzień po wypłacie.

Podczas naszej ostatniej wyprawy, tym razem z Nieba na Hel po całym dniu biegu, wieczorem, w okolicach 70 kilometra dopadł mnie kryzys jeszcze głębszy. Uświadomiłem sobie kompletną bezcelowość biegania ultra. Jak pisałem w relacji z biegu - kiedyś myśliwi przynosili do domu upolowaną zwierzynę. My zaś gonimy całymi dniami po ulicach, lasach i polach za tą samą atawistyczną potrzebą - jednak nigdy nie realizujemy celu. Nie spełniamy się emocjonalnie. Wracamy tak samo goli jak wybiegaliśmy. Zmarnowaliśmy energię nie zyskując kompletnie nic. Kiedy skrajnie wyczerpany człowiek staje się zwierzęciem w głowie zaczynają kołatać najniższe, najbardziej fundamentalne potrzeby. Bieganie ultra, które nie jest polowaniem na zwierza jest wbrew gatunkowi. Prowadzi w prostej linii do jego wyginięcia.

Christopher Mcdougall w Urodzonych Biegaczach dokładnie to opisał. Bieganie jako zabawa, jako wprowadzenie do polowania może być domeną młodych chłopców. Ja już młody nie jestem, mam rodzinę, o którą muszę dbać. Przynosić jedzenie i bronić przed innymi plemionami. Długie dystanse człowiek biega tak samo głową jak i nogami. Kiedy nie widzisz celu tego co robisz - przestajesz to robić. Jako zwierzę - nie było sensu dalej biec. Udało mi się wyjść z tego stanu ponownie zamieniając się w człowieka, uruchamiając umysł i nowoczesną technikę, jaką jest telefon komórkowy. W pewnym sensie jednym krótkim telefonem do żony rozgrzeszyłem się z bezcelowości tego co robię, a zapewnienie, że w domu wszystko w porządku całkowicie mnie uspokoiło i dodało nowych sił na następne 70 km.

Wydaje mi się, że w bieganiu ultra potrzebny jest przede wszystkim cel. Taki cel miał legendarny Filippides, on biegł z Maratonu do Aten aby dostarczyć informację. Cel ma Ryszard Kałaczyński  - przebiegnięcie 366 maratonów dzień po dniu i pobicie rekordu świata. Dla Piotra Kuryło - każdy bieg jest w jakiejś intencji. Cel ma Drużyna Szpiku czy Spartanie...

Jeżeli biegasz bez celu, w którymś momencie wyjdzie z ciebie zwierzę i zapyta dlaczego to robisz. Dobrze jest być przygotowanym do odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy